Wiele się mówi o japońskiej niezawodności. W tej dziedzinie japońska motoryzacja podobno góruje nad wszystkimi, nawet nad pojazdami z Niemiec. W czym naprawdę tkwi sukces tych samochodów? Postanowiłem sprawdzić to na własnej skórze. Dodam, że nie był to typowy test.
W zaledwie cztery dni przejechałem ponad 1200 kilometrów po polskich drogach. Mało czasu na dobry, wiarygodny test, a w głowie miałem masę planów. Wybór padł na Lubelszczyznę. Z Warszawy do Lublina prowadzi nowa, równa droga szybkiego ruchu. Na miejscu w okolicach Lublina drogi pozostawiają już wiele do życzenia. To był doskonały plan by sprawdzić S-Cross’a w różnych warunkach. Nie zdziwcie się zatem, że lakier testowanego Suzuki nie zawsze lśni w słońcu. Podczas mojego testu nie zabrakło elementów offroadowych i próby brodzenia.
Proste linie
Japońskie samochody mają to do siebie, że łatwo znikają w tłumie. Nie mają absolutnie nic z finezyjnych kształtów czy elementów przyciągających uwagę przechodniów lub innych użytkowników dróg. Mają być proste, praktyczne, a przy tym w rozsądnej cenie. Taki też jest właśnie S-Cross. Pudełkowaty kształt bez większej ilości przetłoczeń, nudny przód i jasne klosze lamp z tyłu tworzą pewną całość. Design modelu jakby zatrzymał się w czasie. Jedynym elementem przenoszącym Suzuki w kierunku motoryzacji obecnych czasów są LED-owe światła do jazdy dziennej. Pozostałe elementy w żadnym stopniu nie potwierdzają danych sugerujących, że pojazd pochodzi z 2022 roku. Będący wyposażeniem seryjnym system bezkluczykowego dostępu do samochodu działa opornie, a duże guziki umieszczone na przednich klamkach utwierdzają mnie w przekonaniu, że projektanci modelu nie przyłożyli się do swoich obowiązków.
Pierwsze kilometry
Równa niczym najlepsza gładź szpachlowa położona na ścianach droga wiodąca z Warszawy do Lublina nie dostarczyła mi zbyt wielu informacji o zawieszeniu testowanego auta. Pod maską Suzuki znajdował się silnik, którego pracy niemal nie słyszeliśmy. Jest to miękka hybryda, której łączna moc wynosi 129 KM. To w połączeniu z niemałą masą pojazdu sprawia, że przyspieszenie od 0 do 100 km/h zajmuje całe wieki. Mocniejsze wciśniecie gazu na niewiele się zdaje. Dobrze zestopniowana manualna skrzynia biegów potrafi haczyć, co dodatkowo utrudnia płynne przyspieszanie. Po osiągnięciu granicznej prędkości 100 km/h jest już stabilnie. Systematyczne zwiększanie prędkości nie wywoła euforii, ale nie będziemy też straszną zawalidrogą.
Płynna jazda drogą S17 z prędkością około 105 km/h sprawiała, że średnie zapotrzebowanie na paliwo wyniosło 5 l/ 100 km. Zwiększenie prędkości do maksymalnej dozwolonej na tym odcinku zwiększyło apetyt S-Cross o kolejne 0,5 l na 100 km. Cała trasa zakończyła się spalaniem na poziomie 5,3 l na 100 km przy komplecie pasażerów i z pełnym bagażnikiem. Podróż odbywała się komfortowo. Podczas odcinka liczącego ponad 150 km udało mi się skorzystać z adaptacyjnego tempomatu. W przeciwieństwie do Skody, którą testowałem kilka dni wcześniej, pozwalał on kierowcy na o wiele więcej swobody. Wielkim plusem jest świetne wyciszenie kabiny. Nawet przy prędkości 140 km/h pasażerów nie męczy głośny dźwięk silnika, a tylko i wyłącznie szum wiatru.
Ruszyłem w miasto
To tekst, który często się pojawia wśród studentów. W moim przypadku była to przejażdżka do centrum mająca na celu sprawdzenie zwrotności i prześwitu testowanego egzemplarza. Manewrowanie autem jest dosyć przyjemne. Obserwowanie drogi ułatwiają duże powierzchnie przeszklone oraz spore lusterka wsteczne. W sytuacjach kryzysowych z pomocą przychodzi świetnej jakości kamera cofania. Nie brakuje także czujników parkowania. W mojej ocenie są one jednak zbyt czułe. Podczas parkowania w ciasnych zakamarkach przy rynku w Lublinie korzystałem więc ze wskazań kamery. Daje ona zdecydowanie lepsze wyczucie odległości. Przeraźliwe pikanie wymaga jednak przyzwyczajenia.
Bliższe poznanie
Kilka rundek po mieście dużo manewrów na parkingu bardzo wyraźnie odbiło się na spalaniu testowanego egzemplarza. Od samego początku testu wzrosło aż o 1/5 i nieprzyjemnie zbliżało się do 6 l na 100 km. Patrząc na brak dynamiki samochodu oraz hybrydę pod maską mam bardzo złe odczucia. Nie tego oczekiwałem.
Bliższe poznanie nie wpłynęło korzystnie na moją ocenę S-Cross’a. Po stronie jego plusów znalazły się czytelny zestaw wskaźników, niezły projekt deski rozdzielczej oraz prosty w obsłudze panel sterowanie klimatyzacją. Pozostałe elementy wnętrza nie budzą już takiego entuzjazmu. Chociaż kamera ma świetną rozdzielczość, to o tyle multimedia przenoszą nas do innej epoki. Płynność działania jest zadowalająca, ale po podłączeniu telefonu kablem i włączeniu adroid auto przyjdzie nam dłużej poczekać na reakcję. Wyłączanie systemów wspomagających kierowcę wymaga przyzwyczajenia i kilku kliknięć w dotykowy ekran. Przeglądanie komputera pokładowego dostępnego między zegarami odbywa się również z poziomu ekranu dotykowego. W ten oto sposób wszystkie punkty dodane za intuicyjność obsługi zostają szybko odjęte. Tak nielogicznego rozwiązania nie znalazłem w żadnym z testowanych samochodów. Jakość to ma być domena aut japońskich. Pod względem niezawodności faktycznie wiodą one prym. Niestety pod względem wykonania jest zdecydowanie gorzej. Jak weźmiemy pod uwagę jakość plastików i ich spasowanie to trzeba jasno powiedzieć – całość pozostawia wiele do życzenia. To nie jest poziom chociaż zbliżony do marek premium.
S-Cross opinie
Przed wyborem samochodu na lata wielu z nas przeszukuje internet i pyta znajomych o opinie dotyczące wybranego samochodu. Ja nie musiałem uciekać się do tej drogi. O zdanie zapytałem swoich współtowarzyszy podróży. Niestety również ich Suzuki nie ujęło. Pudełkowate kształty mogły by sugerować ogrom miejsca w kabinie. Problem polega na tym, że crossover japońskiej marki ilością miejsca nie rozpieszcza pasażerów. Nie jest tu ciasno, ale konkurencja potrafi lepiej wykorzystać i zagospodarować przestrzeń. Pomimo tego, że znajdziemy tu cupholdery oraz podłokietnik z cupholderami na tylnej kanapie to w dalszym ciągu wnętrze pojazdu jest dalekie od oczekiwań. Nie lepiej jest w przedziale ładunkowym. Chociaż bagażnik ma regularny kształt to w kategorii pojemność znajduje się gdzie w połowie stawki patrząc na swoich konkurentów z segmentu.
Niestety w kwestii jakości wykonania Suzuki też nie wypadło najlepiej. Delikatne zamykanie drzwi znane z modeli innych marek zupełnie nie działało w S-Cross. Tutaj po prostu trzeba było trzasnąć drzwiami by się zamknęły. Podobne problemy były z klapą bagażnika. Surowo ocenione zostały także fotele przednie i to nie tylko ze względu na słabe trzymanie boczne. Zbyt krótkie siedziska były sporym problemem podczas dłuższych podróży.
Na głębszą wodę
Wyższy prześwit oraz legendarna niezawodność pokusiły mnie o zjechanie z świetnej asfaltowej drogi w tereny szutrowe oraz nieutwardzone. Padający w nocy deszcz pomógł mi sprawdzić Suzuki w jeszcze trudniejszych warunkach. Z dala od cywilizacji, od ruchu samochodów, prosto przed siebie. To były idealne warunki by sprawdzić S-Cross’a. Niestety testowany egzemplarz był napędzany wyłącznie na przednią oś, co skutecznie uniemożliwiło mi cięższe próby. Pierwsze kilka kilometrów dynamicznej jazdy utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie jest to ulubione środowisko Japończyka. Zawieszenie przyjemnie tłumi nierówności, ale totalnie nie nadaje się do szybkiej jazdy. Jednoznacznie trudno jest określić czy mocne przechyły nadwozia to tylko i wyłącznie wina zawieszenia nastawionego na komfort, czy również wyższego nadwozia. Suzuki nie nadaje się do szybkiej i dynamicznej jazdy również przez bardzo silne wspomaganie układu kierowniczego. To co się sprawdza na mieście, nie sprawdza się w przypadku osób mających w sobie odrobinę sportowego zacięcia. Sami twórcy modelu chyba doskonale zdają sobie z tego sprawę. Przecież to ich decyzja by zrezygnować z foteli, które dobrze trzymają na boki, to także ich projekt koła kierownicy, który ma zdecydowanie za cienki wieniec.
Brak sportowych aspiracji nie skreśla tego modelu. Nawet brak napędu na cztery koła nie wpływa niekorzystnie na możliwości samochodu w terenie. Pominę banalne sprawdzanie wyższych krawężników w mieście. Ja wybrałem drogę szutrową prowadzącą na przeprawę promową. Spore dziury wypełnione wodą i stromy podjazd to był idealny test dla S-Cross’a. Chociaż pierwsze ogromne kałuże przejeżdżałem wyraźnie hamując, to z każdą kolejną moja pewność siebie rosła. Wszystko do momentu ….. spotkania z promem. Czekając na wjazd na pokład słyszałem ile aut o wyższym prześwicie nieprzyjemnie przerysowało dołem zderzaka lub blachą osłaniającą silnik. Jak się po chwili okazało, Suzuki dało radę. Spory prześwit to jedno. Drugi element, który z całą pewnością tutaj pomógł to dosyć małe zwisy – przedni i tylny.
Podsumowanie
Raptem kilka dni oraz nieco ponad 1000 kilometrów pozwoliły mi poznać Suzuki S-Cross hybrid. To nie jest samochód, który pokochałem. Nie jest to też samochód, który chciałbym mieć. Liczba wad tego modelu przesłania zalety. Jednak czasem trzeba spojrzeć z innej perspektywy. To co dla mnie jest wadą, dla innej osoby może być zaletą. Zbyt wysokie spalanie jak na hybrydę może nie mieć znaczenia. Dla osób, które mało jeżdżą a wierzą w japońską niezawodność będzie to świetna jednostka. Moje zdanie na temat tego modelu się nie zmieni. Wyrobiłem sobie je podczas dłuższego spotkania. Czy ten samochód nadaje się dla Ciebie? Przekonaj się sam. Już krótka jazda testowa pozwoli Ci odpowiedzieć na pytanie – czy chcesz się wmieszać w tłum i pokochać Suzuki z jego wadami, czy nie ma szans na dłuższą przyjaźń, a jazda testowa była tylko potwierdzeniem pierwszych przypuszczeń?
Tekst i zdjęcia: Paweł Oblizajek
Dane techniczne Suzuki S-Cross Hybrid:
Silnik: 1.4 benzyna
Moc: 129 KM
Moment obr.: 235 Nm
Skrzynia biegów: 6-stopniowa, manualna
Napęd: przód
0-100 km/h: 9,3 s
Prędkość maksymalna: 195 km/h
Cena: od 97.500 złotych
Cena wersji prezentowanej: od 114.500 złotych