Duży, wolnossący silnik bez żadnej hybrydy i stały napęd na cztery koła – to dwie najważniejsze cechy testowanego przeze mnie Subaru. Od początku nastawiłem się, że będzie inaczej, niż w innych nowych autach. Ostatecznie było miło, ale mam kilka ale.
Subaru – niegdyś rajdowa legenda, dzisiaj marka niewzbudzająca większych emocji. W erze downsizingu, elektryfikacji, hybrydyzacji i unowocześniania wszystkiego znalazła jednak swoją własną, oryginalną drogę. Żeby sprawdzić, czy jest ona słuszna, przez kilka dni testowałem nowe Subaru Outback.
Ile koni?
Takie pytanie zadałem dwa razy pracownikowi salonu, kiedy odbierałem samochód. Za pierwszym razem myślałem, że się przesłyszałem, ale nie. Czterocylindrowy bokser o pojemności 2.5 litra generuje zaledwie 169 koni mechanicznych. Czy to mało – do tego jeszcze przejdziemy, ale na papierze osiągi nie są imponujące. Wolnossący motor w połączeniu z bezstopniową skrzynią (CVT) Lineatronic rozpędza Outbacka do setki w 10,2 sekundy. Maksymalna prędkość wynosi natomiast 193 kilometry na godzinę. Napęd, jak na Subaru przystało, jest przenoszony stale na wszystkie cztery koła.
Czy takie klasyczne rozwiązanie napędowe jest dobre?
Nie ma tak, że dobre albo nie dobre
Duży silnik bez turbo teoretycznie powinien być trwalszy niż małe, wysilone silniczki konkurencji. Tego oczywiście nie jestem w stanie ocenić po tygodniowym teście – okaże się to po latach i całkiem możliwe, że Subaru pokona inne marki pod kątem bezawaryjności. Jednak w zasadzie nie widzę innych zalet takiego rozwiązania, za to jest kilka istotnych wad.
Silnik kręci się bardzo wysoko, a kiedy wciśniemy gaz do podłogi, to wskazówka obrotomierza zaczyna przesuwać się zaskakująco blisko czerwonego pola. Hałas w kabinie znacznie się zwiększa, a samochód nic sobie z tego nie robi. Ja wiem, to tylko 170 koni i do tego brak jakichkolwiek sportowych aspiracji. Z drugiej strony tak duży silnik i wysokoobrotowa charakterystyka sprawiają, że ponad 10 sekund do setki zawodzi. Nie zrozumcie mnie źle – dynamika jest całkiem w porządku, a przy wyższych prędkościach zaczynamy czuć zalety płynące ze sporej pojemności silnika. Jednak sam wolałbym pod maską jakieś 2.0 turbo o większej mocy. No i koniecznie inną skrzynię biegów.
Mój pierwszy raz ze skrzynią CVT
Jakoś tak się złożyło, że nigdy wcześniej nie jeździłem samochodem z bezstopniowym automatem. Sporo jednak o nich czytałem i wydaje mi się, że ten z Outbacka jest średni. Główną wadą, jak to bywa przy CVT, jest wycie. Podczas przyspieszania i wchodzenia na obroty, samochód wydaje nieprzyjemny dźwięk. Szkoda, bo na wolnych obrotach bokser brzmi naprawdę nieźle. CVT jest też zauważalnie wolniejsze niż skrzynie dwusprzęgłowe i na redukcję musimy czasami chwilę poczekać.
Bezstopniowa skrzynia zasłużyła też na pochwałę. Wydaje mi się, że ani razu nie szarpała, a ruszanie i zmiany przełożeń (symulowane) były płynniejsze, niż w skrzyniach dwusprzęgłowych, z którymi miałem do czynienia.
A, prawie zapomniałem. Bardzo mi z tego powodu przykro, ale nie miałem okazji przetestować legendarnego napędu 4 × 4 Subaru. Nie wątpię, że jest świetny, jednak podczas testów nie dość, że było pełne słońce, to jeszcze ani razu nie wyjechałem poza miasto. No właśnie…
Nie rozmawiajmy o spalaniu
ILE!? Zapytał pracownik salonu Subaru, kiedy po testach przyznałem się, że Outback spalił w moich rękach 16,8 litra benzyny na sto kilometrów… Ale zanim skreślicie ten samochód z listy waszych potencjalnych zakupów, muszę się przyznać do kilku rzeczy. Testy Subaru przypadły mi na ostatni tydzień wakacji – a to był ciężki tydzień. Zmieniałem mieszkanie, miałem sporo spotkań na mieście i non stop byłem w ruchu. Przez to podczas testu przejechałem zaledwie niecałe 200 kilometrów. Z tym że „przejechałem” to chyba złe słowo. Głównie stałem w korkach. A kiedy już miałem przed sobą kawałek pustego asfaltu, to wciskałem gaz do dechy, żeby odrobić stracony czas. Jednym słowem, mój wynik powinniśmy traktować raczej nie jako średnie spalanie, a test, gdzie jest limit zużycia paliwa w Outbacku. Ten samochód raczej nie spali więcej w żadnych warunkach.
Także przepraszam (was i moich przełożonych w redakcji), ale jeżeli chcecie wiedzieć, ile pali to Subaru przy bardziej typowej jeździe, to musicie udać się do konkurencji. Z dziennikarskiego obowiązku podam jeszcze tylko, że spalanie w cyklu mieszanym według normy WLTP wynosi 8,6 litra. Myślę więc, że okolice 10l/100 km są całkiem realne do uzyskania.
Czas napisać coś pozytywnego – wygląd Subaru Outback
Nowa generacja Outbacka wizualnie jest podobna do poprzedniej, oferowanej od 2015 roku. Jednak według mnie ich design, choć różni się niewiele, zupełnie zmienia odbiór całości auta. Nowy Outback wygląda po prostu dobrze. Co prawda zupełnie niefuturystycznie (a tak często próbują wyglądać nowe auta konkurencji), ale po prostu dobrze. Odpowiednie proporcje nadwozia, proste, ale efektywne przetłoczenia na masce i nieco agresywniejszy front, niż w poprzedniku współgrają tutaj idealnie. Całość uzupełniają plastikowe, terenowe, nakładki na progi i zderzaki. W niektórych autach wyglądają śmiesznie, ale w tym wypadku są integralną częścią samochodu i to od razu widać – tutaj po prostu pasują. Jedynym elementem, który według mnie postarza wygląd Outbacka jest grill. Wydaje mi się, że w porównaniu do innych samochodów na drogach, wygląda jakoś tak mało współcześnie.
To nie jest auto do miasta
487 centymetrów długości stawia Outbacka w tej samej wielkościowej lidze, w której znajdziemy Forda Mondeo i Skodę Superb. Oznacza to, że Outback jest wielki – wystawał z prawie każdego miejsca parkingowego, na którym go postawiłem. Parkingowe manewry były nieco wymagające, a niestety na pokładowej kamerze cofania nie mogłem polegać. To znaczy mogłem, ale wtedy nigdy nie znalazłbym odpowiednio dużego miejsca na swoim osiedlu. Na szczęście Outback jest dosyć kanciasty i z kabiny widzimy, gdzie kończy się maska, więc manewry z czasem stają się dużo prostsze.
Oczywiście takie rozmiary mają kilka konkretnych zalet. Bagażnik ma standardowo 561 litrów pojemności i aż 1822 po złożeniu oparć tylnej kanapy. Jej pasażerowie też zresztą nie będą narzekać na brak miejsca (oczywiście jeśli nie będzie złożona). Ja przy wzroście 184 centymetrów bez problemu usiadłem sam za sobą i miałem jeszcze spory zapas miejsca nad głową i przed kolanami. Wydaje mi się, że przestrzeni z tyłu jest o włos mniej niż w Superbie, ale to na pewno doskonały samochód na długie trasy z kompletem pasażerów. A ja głównie stałem nim w korkach…
Ale było całkiem przyjemnie,
bo wnętrze tego auta, to jego największa zaleta. W środku jest premium – Outback pod tym kontem jest ligę wyżej niż Skoda i Ford, a nawet przebija Volvo XC60, którym jeździłem. Na moje wrażenia z pewnością wpłynęła wersja kolorystyczna środka testowanego egzemplarza. Połączenie czarnej i brązowej skóry z aluminiowym wykończeniem wygląda świetnie. Zresztą popatrzcie na to zdjęcie – od razu czuć, że mamy do czynienia z produktem z górnej półki.
W innych sprawach też nie mam wnętrzu Subaru nic do zarzucenia. Fotele są wygodne, kierownica grzeje się w całości, a ekran centralny bez żadnych przycięć obsługuje (przewodowo) Apple CarPlay. A przez to, że ekran jest ułożony pionowo (jak w Volvo i Tesli), to mieści się tam jeszcze sporo funkcji poza nawigacją.
Ogólnie we wnętrzu Outbacka czułem się dobrze (chociaż nie mogłem ustawić fotela tak, żebym nie zahaczał ciągle o coś kolanem), a każdy kto wsiadał na miejsce pasażera, mówił coś w stylu „ale tu ładnie”. Poza tym, że ładnie, było też ergonomicznie.
Klasycznie nie tylko pod maską
Subaru idzie pod prąd nie tylko w kwestii silnika. We wnętrzu też znajdziemy kilka elementów, które spodobają się motoryzacyjnym konserwatystom.
Przede wszystkim, zegary nie są cyfrowe, a to w zasadzie standard w nowych autach tej klasy. Tutaj mamy tylko ekranik pomiędzy całkiem ładnymi, analogowymi tarczami prędkościo- i obrotomierza. Ekran jest mały, ale zapewnia nam wszystkie niezbędne informacje.
Po drugie, ekran centralny nie wystaje ponad deskę rozdzielczą. Mnie to nie przeszkadza, ale wiem, że wiele osób tego nie znosi i twierdzi, że takie ekrany wyglądają jak nagrobki. Cóż, w Outbacku takiego nagrobka nie uświadczymy.
Po trzecie, obok ekranu centralnego znalazło się miejsce dla kilku przycisków i pokręteł. Bez patrzenia w ekran możemy więc zmienić temperaturę klimatyzacji albo zmienić głośność radia. Jeżeli komuś przeszkadza przenoszenie obsługi wszystkich elementów samochodu na ekran, to powinien udać się do Subaru jak najszybciej. Niewielu producentów ma takie tradycyjne podejście.
Ile to wszystko kosztuje?
Sporo. Testowany egzemplarz to wersja Platinum, przy której w cenniku widnieje 49 900 euro (czyli na dzisiaj jakieś 229 tysięcy złotych). Jednak, jeśli zdecydujemy się na tę wersję, to w zasadzie nie musimy dopłacać już do żadnych dodatków. W standardzie dostaniemy niezły system audio Harman/Kardon, tapicerkę ze skóry Nappa, czy elektronicznie sterowane fotele z pamięcią i regulacją podparcia odcinka lędźwiowego.
Jeżeli wystarczą wam materiałowe siedzenia i trochę mniej gadżetów, to za podstawową wersję Trend zapłacicie 43 900 euro (201 tysięcy złotych). Audio będzie gorsze, a lusterka nie złożą się z pilota, ale fotele dalej są elektryczne, kierownica jest obszyta skórą, a na pokładzie nie zabraknie kamery cofania i grzania przednich oraz tylnych siedzeń.
Wychodzi na to, że o ile cena początkowa jest wyższa od konkurencji, to za pełną opcję zapłacimy podobnie, a może nawet trochę mniej. O ile w ogóle to auto ma jakąś konkurencję, bo innych podniesionych kombi ze stałym AWD i wolnossącym bokserem po prostu na rynku nie ma.
Całokształt na plus
Jeżeli po powyższym tekście wydaje wam się, że na Subaru tylko narzekam, to to nie prawda. To wygodny, ładny i praktyczny samochód – tylko trochę nie dla mnie. Ja w tego typu autach wolę silniki z turbo, wolę dwusprzęgłowe skrzynie, które może i szarpią, ale są szybsze i sprawiają, że auto nie wyje podczas rozpędzania. We wnętrzu nie przeszkadzają mi cyfrowe zegary i sterowanie klimą z ekranu (i tak zwykle ustawiam ją na jedną temperaturę i więcej nie dotykam). Jestem przyzwyczajony do nowych samochodów i po prostu zalety Outbacka do mnie nie przemawiają. Wiem jednak, że wiele osób szuka właśnie takiego samochodu – bez nowoczesnych rozwiązań, trwałego, który pozwoli wygodnie jechać z rodziną na wakacje i spakować wszystkie walizki. I wydaje mi się, że dla takich osób to może być naprawdę dobry wybór.
Ale zanim pobiegniecie do salonu, to sprawdźcie jeszcze, jak jest z tym spaleniem. A ja obiecuję, że przy następnych testach postaram się jeździć nieco spokojniej.
Wojciech Kaleta
Zdjęcia: Michał Szyndler
Wygląd: | [usr 7] |
Wnętrze: | [usr 9] |
Silnik: | [usr 6] |
Skrzynia: | [usr 4] |
Przyspieszenie: | [usr 5] |
Jazda: | [usr 7] |
Zawieszenie: | [usr 8] |
Komfort: | [usr 8] |
Wyposażenie: | [usr 8] |
Cena/jakość: | [usr 7] |
Ogółem: | [usr 8.0 text=”false” img=”06_red.png”] (69/100) |
Dane techniczne Subaru Outback:
Silnik: Bokser, 4 cylindry, wolnossący
Pojemność: 2498 cm³
Moc: 169 KM
Maksymalny moment obrotowy: 252 Nm
Skrzynia biegów: automatyczna bezstopniowa (CVT)
Cena: ok 229 tys. zł (testowany egzemplarz, najwyższa wersja wyposażenia Platinum)