Mówi się, że odkąd Seat należy do VAG-a, marka straciła swój hiszpański temperament i stała się nudna, a sam Leon nie może prześcignąć swojego niemieckiego brata, VW Golfa. Zaryzykuję jednak stwierdzenie, że kompaktowy Seat jest teraz równie dobry!
Nie sposób ominąć porównań między tymi samochodami, ale – czym być może Was rozczaruję – nie będzie to tekst próbujący wyłonić zwycięzcę w pojedynku Golf vs Leon.
Seat, projektując Leona trzeciej generacji nadał mu lekko agresywnego wyglądu, dzięki czemu nowy model swoją charakterystyką kontynuuje pro sportową historię. Mocne linie, przecinające karoserię w różnych miejscach, tworzą bardzo nowoczesną sylwetkę auta. Jeśli pooglądacie zdjęcia sami zobaczycie jednak, że stylistyka samochodu nawiązuje do mniejszej Ibizy. Nie wiem czy to dobrze, biorąc pod uwagę większy prestiż Leona.
Gdzieś jednak zachowała się ta hiszpańska krew i temperament. Nasz testowy egzemplarz polakierowany był na biało. Ten kolor świetnie komponował się z ciekawą bryłą samochodu. Golf jest jednak bardziej zachowawczy (sic! miałem nie mówić o Golfie). W każdym razie kierowcy, którzy widzieli Leona we wstecznym lusterku szybko zjeżdżali. Wszystko to zasługa „kocich oczu” z listwami LED wyglądających oszałamiająco, a z daleka łudząco przypominających reflektory Audi. Dzięki temu jadąc lewym pasem, nie miałem problemu z zawalidrogami. Muszę też pochwalić oświetlenie – biały słup światła bardzo dobrze rozświetla drogę, zwłaszcza w nocy.
To jak Leon wygląda z zewnątrz, niestety nie przekłada się na wnętrze auta. W środku samochodu jest jak w typowym VAGu – ciemno, plastikowo i… trochę nudno. Ponadto trzeba pamiętać, że to nie Golf, więc jakość oraz spasowanie dają znać o cięciach kosztów w fabryce. Jak to wygląda? Wystarczy spojrzeć na ekran komputera pokładowego lub systemu medialnego, które są niestety monochromatyczne. Jednakże Leon serwuje też kierowcy kilka smaczków. Za kierownicą znajdziemy czerwone wskaźniki oraz podświetlenie, a przybliżając palec do ekranu pojawią się dodatkowe opcje. Znajdziecie tam wyłącznik ASR, nie ma więc prostego przycisku wyłączającego, a szkoda. Do tego przyzwoite są fotele w których siedzi się wygodnie i nisko, co powinno być raczej zaletą dla wszystkich zapaleńców sportowej jazdy. Jeśli jednak lubicie „inne sporty” w samochodzie, musicie uważać na regulację fotela – jest manualna, a rozłożenie oparcia wymaga sporej ilości czasu (redaktorom Gierasowi i Krawczykowi omal nie odmarzły palce na mrozie podczas kręcenia korbkami foteli do sesji zdjęciowej deski rozdzielczej auta – red.).
Jeśli chodzi o tylną kanapę, miejsca na niej jest dość dla dwóch osób, ale trójka będzie już czuła dyskomfort (w Golfie VII trójka pasażerów podróżuje dość wygodnie – i znów to porównanie…). Jak na przeciętne rozmiary typowego kompaktu, Leon posiada średniej wielkości bagażnik – około 380 litrów, ale ma za to bardzo regularne kształty.
Powracając do sportowego charakteru Seata, warto zwrócić uwagę na zawieszenie oraz sposób prowadzenia. Auto zestrojone jest dość sztywno, ale dzięki temu świetnie trzyma się drogi. Pewnie wchodzi w zakręty, nawet przy szybkiej jeździe. Podczas testu panowały iście zimowe warunki, a Leon kleił się drogi, jak wszystkim znane cukierki krówki. Niestety odbiło się to na komforcie oraz pokonywaniu wszelkich nierówności. W mieście auto jest po prostu twarde i odczujemy to na własnej d…, znaczy ciele (Golf zestrojony jest bardziej komfortowo, więc zawsze pozostaje zawsze jakaś alternatywa).
Kolejnym argumentem przemawiającym za sportową jazdą Leonem jest sam silnik. Oczywiście VAG oferuje kilkanaście dostępnych motorów do do swojego kompaktu, aczkolwiek bardzo dobrym kompromisem pomiędzy osiągami, a spaleniem jest turbodoładowany „benzyniak” o pojemność 1,4 litra i mocy 140 KM. Dane fabryczne podaję, że na osiągnięcie pierwszej „setki” samochód potrzebuje 8,2 sekundy, a licznik zatrzyma się na 211 km/h. Teoria świetnie przekłada się na rzeczywistość, ponieważ auto jest bardzo elastyczne i przyspiesza bez zadyszki, zwłaszcza do pierwszej setki. Przy tym nie pali dużo – średnie spalanie na odcinku trasowo-miejskim wyszło na poziomie 7 litrów na 100 km, przy dość ciężkiej nodze, więc czapki z głów i gratulujemy. Dla porównania dodam, że ostatnio testowana, 80-konna, trzycylindrowa Micra paliła tyle samo…
Przeszkodę w tej dynamicznej jeździe stanowi jedynie skrzynia biegów. To 6 biegowy „manual”, który działa dobrze, ale jakby z wyłączeniem piątego przełożenia. Ten bieg jest w tym samochodzie po prostu niepotrzebny. Nawet sam komputer często każe nam z czwórki wrzucić od razu szóstkę. Może lepszym rozwiązaniem byłaby po prostu pięciobiegowa skrzynia?
Czas przejść do kosztów. Seat Leon ze względu na cięcia jest oczywiście tańszy niż Golf. Testowa wersja wyposażona była w tempomat, dwustrefową klimatyzację, radio z CD, USB i Bluetooth oraz w system StartStop i czujniki parkowania. W salonie wyceniono ją na 83 tysiące złotych. To dość nieźle skalkulowana kwota, aczkolwiek powyższe systemy są dość archaiczne i kilku rzeczy po prostu brakuje. Mianowicie, czujniki parkowania są tylko dźwiękowe, co dla mnie jest nieporozumieniem w nowym samochodzie. Tak samo system StartStop działa jedynie wówczas, gdy temperatura silnika jest odpowiednia oraz samochód ma wyłączoną klimatyzację. Jako przeciwnikom tego systemu, nam to akurat pasowało ;)
Mimo kilku minusów, Seat Leon dostarcza pozytywnych wrażeń. Jego największymi zaletami są: sposób prowadzenia, przyspieszenie oraz bezpieczna jazda z dużą szybkością – wszystko to, co liczy się dla prawdziwych motomaniaków i jest istotą motoryzacji. Auto nie mydli nam oczu żadnymi bajerami technicznymi, które mają za zadanie zasłonić mankamenty podstawowych zadań samochodu. Dzięki temu przyszłość motoryzacji napawa optymizmem, bo przyznajcie, że taki trend jest dość rzadki w produkowaniu samochodów.
A co do porównania z Golfem? VW jest po prostu bardziej uniwersalny, ale to nie znaczy lepszy…
Tekst: Konrad Stopa
Zdjęcia: Jacek Krawczyk, Konrad Stopa
Moim zdaniem: Jacek Krawczyk
Nowy Leon nie zawodzi. Wciąż ma hiszpański temperament i sportową żyłkę, co spodoba się kierowcom lubiącym dynamiczną jazdę. Silnik 1.4 TSI jest żwawy, choć wyjątkowo nie lubi wysokich obrotów, ale za to jest stosunkowo oszczędny. Na trasie spalanie oscyluje w okolicy 6-6,5 litra, a to nienajgorszy wynik jak na auto, które pod maską ma 140 koni. Przeszkadza tylko odgłos dobiegający z silnika, który przypomina raczej robota kuchennego i zwyczajnie nie współgra z charakterystyką Leona. Ponadto, przez średnie wygłuszenie i wykorzystanie twardych materiałów we wnętrzu dostaniemy raczej bólu głowy niż euforii po mocniejszym dociśnięciu gazu. Przekładnia także nie jest idealna, bo w zupełności wystarczyłby 5-stopniowy manual, ale zdaję sobie sprawę, że odbiłoby się to niekorzystnie na zużyciu paliwa. Natomiast na pochwałę zasługują fotele, które mają fajne, długie siedziska, a oparcia zapewniają odpowiednie trzymanie boczne. Po kilkusetkilometrowej podróży nie czułem ani grama zmęczenia, choć ich wygląd nie jest najciekawszy ze względu na – co tu dużo mówić – okropny wzór tapicerki. Irytujące okazało się także pokrętło do regulacji kąta pochylenia oparcia, bo ciężko tam w ogóle włożyć rękę, a co dopiero je obrócić. Ogólnie recz biorąc, nowy Seat Leon SC 1.4 TSI jest bardzo fajnym, żwawym autkiem, a dodatkowo dzięki sztywnemu nadwoziu i twardemu zestrojeniu zawieszenia bajecznie trzyma się drogi i mimo raczej kiepskiej jakości wykonania wnętrza i niezbyt fortunnego doboru przekładni z całą odpowiedzialnością polecam zakup tego samochodu.