Mogę się założyć, że większość z osób czytających ten tekst miała w dzieciństwie marzenie zostać pracownikiem transportu. Jedni, co drugi poranek wzdychali do nadjeżdżających śmieciarek, drudzy stali przyklejeni do szyby drzwi kierowcy lub motorniczego w komunikacji miejskiej, trzeci z rumieńcem na policzkach przyglądali się przejeżdżającemu przez przejazd kolejowy składowi, a czwarci… zawsze chcieli przewozić coś dużego tirami lub busami.
Szczerze mówiąc chyba zaliczałem się do wszystkich wyżej wymienionych. Ostatni punkt jednak szczególnie zapadł mi w pamięci, ponieważ spędziłem za kierownicą tira w Euro Truck Simulator 2 niezliczone godziny. Nawet nie wiecie jak bardzo się ucieszyłem, kiedy dowiedziałem się, że przyjdzie mi prowadzić dużego Renault Master z zabudową z windą kolumnową! Serio. Byłem jednocześnie przerażony, bo nigdy nie jeździłem tak dużym autem. Zastanawiałem się czy dam sobie radę w ciasnych uliczkach, czy nie zahaczę o jakąś gałąź i czy tył nie zajdzie mi za daleko na zakręcie. Właśnie o tym będzie ten artykuł. Nie o tym jak jeździ i jak komfortowo jest w środku – tego się wszyscy domyślacie. No dobra, o tym też będzie parę słów.
Pierwszym zaskoczeniem była dla mnie i kolegów z redakcji wielkość tego auta. Zmierzając w stronę parkingu Renault Polska zdawałem sobie sprawę z tego, że będzie duży, ale w sumie gdzieś z tyłu głowy miałem, że to przecież Master. Nie może być aż tak duży. No więc był. Kiedy wstawiłem na szybko zdjęcie z parkingu na naszą facebookową grupę zastanawialiśmy się nawet przez krótką chwilę czy kategoria B wystarczy. No więc wystarczy. Auto jest zarejestrowane na 3,5 tony i ma pojedynczą oś z tyłu. Pierwsza bitwa wygrana, kategoria C jest zbędna.
Katowice i mały wypadek
Zapakowałem się do środka i ruszyłem w kierunku Katowic, które były głównym powodem, dla którego Master trafił w moje ręce. Znajoma przeprowadzała się do Warszawy i szukała kogoś z, cytuję, „większym autem, duże kombi na pewno wystarczy”. Po drodze do Katowic spotkała mnie średnio przyjemna sytuacja. Podczas wytyczonego przez mapy Google objazdu dosłownie 2 auta przede mną zdarzył się wypadek. Podobny gabarytowo bus spotkał się z rowerzystą, który w tym starciu dość mocno ucierpiał. Był cały poobijany, łącznie z rozbitą głową i prawdopodobnie złamaną ręką. Szybkie przeszukanie busa w poszukiwaniu apteczki – jest! Pod fotelem pasażera znajduje się spory schowek. Przyznam szczerze, że w pierwszym momencie otworzyłem nawet część załadunkową i rozejrzałem się po niej. To taki odruch, w końcu to swego rodzaju bagażnik. Od tego dnia pierwsze co robię odbierając auto prasowe to sprawdzam gdzie jest apteczka.
Załadunek odbył się ekspresowo. Wszystkie rzeczy czekały na chodniku. Zaparkowałem auto na środku kończącej się akurat ulicy na światłach awaryjnych, opuściłem windę, wrzuciłem rzeczy na windę, podniosłem, przeniosłem, wszystkie czynności powtórzyłem 4 razy i gotowe. Wcześniej wspominałem o dużym kombi, tak? Cóż. Na załączonym zdjęciu możecie sami ocenić szansę upchnięcia tego wszystkiego do dużego kombi. Przy założeniu, że oprócz kierowcy w aucie podróżować będą jeszcze dwie osoby.
Sama podróż powrotna i rozładunek to tylko formalność. Schody pojawiły się w momencie, w którym zacząłem się zastanawiać co zrobić z tak dużym autem. Pod moim blokiem jest co prawda parking, ale parkując tam Renault Mastera skutecznie zastawiłbym całą ulicę. Krótka analiza o godzinie 3 w nocy podpowiedziała mi, że najlepiej będzie odstawić go na swoje miejsce i przesiąść się w Saaba. W końcu z Mastera następny raz miałem korzystać dopiero za 3 dni.
Kurs na Trójmiasto
Po ponownym odebraniu dostawczego busa i zapakowaniu go, znowu musiałem rozwiązać problem jego parkowania. Tym razem musiałem zostawić go w okolicach własnego mieszkania. Z samego rana obierałem kurs na Trójmiasto. Idealnym, chociaż może nie do końca eleganckim rozwiązaniem, okazało się zaparkowanie go na parkingu pobliskiego centrum handlowego, który jest w nocy otwarty. Następnego dnia podróż przebiegła prawie bezproblemowo. Poza małym kłopotem 500 metrów od celu, ale o tym zaraz.
Jak jeździ Renault Master z windą?
W Masterze siedzi się w miarę wygodnie. Jest za to trochę głośno już przy prędkości 100 km/h. Donośny jest też wir w baku, który w testowanym egzemplarzu ze zautomatyzowaną skrzynią biegów pochłaniał przy prędkościach rzędu 100-110 km/h średnio 12,5 litra na każde 100 kilometrów. Sporo. Egzemplarze z manualnym przekładniami palą około 3-4 litrów mniej. W sumie nie jest to dziwne, ponieważ ta skrzynia ewidentnie sobie nie radzi. Często zmienia biegi jadąc na tempomacie bez wyraźnego powodu, poszarpuje. Jest po prostu niedopracowana. Na początku artykułu pisałem o tym, że bałem się, że zahaczę kogoś tyłem. Nie ma się czego obawiać, tego typu autem jeździ się praktycznie tak jak zwykłym busem. Nie było z tym jakichkolwiek problemów. Szkoda tylko, że nie miał ani czujników ani kamery. Niewprawionemu użytkownikowi ciężko określić odległość z tyłu.
Wróćmy do przygód z podróży.
Dojeżdżając do celu napotkałem na pewną przeszkodę. Dokładnie na drzewo. Na początku nie wyglądało to groźnie, ale stało z lewej strony i było nachylone w prawą stronę. Z prawej strony drogi miałem za to zaparkowane samochody. Przytuliłem się więc maksymalnie do zaparkowanych aut i powoli podjechałem na wysokość drzewa. Wysiadłem żeby ocenić sytuację, bo z wnętrza kabiny niestety nie było to możliwe. Nie wyglądało to zbyt ciekawie, konar był tuż nad dachem części załadunkowej. Z duszą na ramieniu przejeżdżałem powoli starając się trzymać jak najdalej prawej krawędzi. Udało się.
To oczywiście nie koniec historii z trasy. W końcu busem zrobiłem jakieś 1600 kilometrów. Wracając lokalnymi i wąskimi drogami napotkałem na swojej drodze wypadek. Niby nic takiego, ale niestety cała droga została zablokowana. Kierowcy osobówek szczęśliwi zawracali, a kierowcy busów i autobusów… Stali i czekali. Droga była na tyle wąska, że nikt nie podjął się prób zawracania na 20 razy. Szczególnie, że po obydwu stronach były głębokie rowy. Półtorej godziny przerwy, czas na rozprostowanie nóg i krótki spacer. Na zdrowie.
Obsługa windy
Jeżdżenie tego typu busem nie różni się samo w sobie od podróżowania innymi samochodami użytkowymi. Ciekawostką jest jednak obsługa samej windy. Do opuszczenia jej potrzebny jest nam specjalny, plastikowy klucz. Musimy go umieścić w sterowniku, który dostępny jest po prawej stronie „paki” z tyłu. Po jego przekręceniu musimy przestawić pokrętło w odpowiedni tryb, a następnie przy pomocy joysticka opuścić windę mniej więcej do połowy. Następnym krokiem jest lekkie dociśnięcie klapy i zwolnienie blokady. Pozwala nam to położyć windę a następnie opuścić ją do końca. Na koniec przestawiamy pokrętło w tryb obsługi pilotem. Dzięki niemu możemy podnosić i opuszczać windę stojąc na niej lub na pace. Proces zamykania wygląda podobnie. Musimy podnieść lub opuścić windę do połowy, docisnąć w kierunku ziemi i zwolnić blokadę. Umieścić ją w pionie a na koniec podnieść do końca, przestawić tryb i wyjąć kluczyk. Pierwsze dwa razy były ciężkie, potem to już odruch. Przy opuszczaniu windy należy pamiętać, żeby przestać ją opuszczać w momencie, w którym jest już na ziemi. W przeciwnym przypadku zaczniemy podnosić busa…
Podsumowanie
Typowego podsumowania, które zazwyczaj widzicie w naszych testach nie będzie. Gwiazdek tutaj nie znajdziecie! Po prostu nie podejmuję się oceny tego typu auta pod tym kątem. Nie jeżdżę nimi na co dzień. Renault Master z windą spełnia swoje zadanie w 100%. Tylko stawiałbym raczej na manualną skrzynię biegów.
Tekst: Arkadiusz Jurczewski
Zdjęcia: Konrad Skura, Arkadiusz Jurczewski