Site icon Motopodprad.pl

Test: Renault Master – mistrz nie jedno ma imię

W tym wypadku mistrz może mieć tylko jedno imię. Jego imię to Renault. Renault Master, bo o nim mowa, pojawił się na świecie gdzieś w okolicach roku 1981-go (autora tego tekstu jeszcze nie było nawet w planach).

Lata mijały, pojawiały się kolejne generacje modelu, a ten jakby młodniał w oczach. Nie będę specjalnie ukrywał, że aktualnie produkowany Master jest jednym z ładniejszych w swojej historii przynajmniej w mojej opinii. Co więcej model ten (jak i znakomita większość „dostawczaków”) jest doskonałą bazą do różnych modyfikacji, tworząc przy tym ogromną paletę zastosowań tego auta.

Już kiedyś wygadałem się w redakcji, że chętnie spróbowałbym jazdy czymś większym niż taka zwykła osobówka. Takim sposobem zawitał do nas Master, którego bazę można opisać w krótkich słowach: Furgon FWD Pack Clim 3,5t L3H2 Energy dCi 170 Qck. A jakby dodatkowo napisać że testowaliśmy już zmodyfikowany model to dopiero byłoby ciekawe. I owszem będzie, bo testowany egzemplarz posiadał zabudowę brygadową wykonaną przez firmę Carpol.

Do momentu odbioru auta praktycznie nie wiedziałem o nim za wiele. Nie znałem jego wyposażenia, ceny, ani nawet tak głupiej rzeczy jak kolor. Cały czas chodziła mi myśl, żeby tego mistrza od ciężkiej roboty przeczołgać po prawdziwym placu boju. I chociaż plan wydawał się całkiem niezły, to za sprawą pewnego zwrotu akcji okazało się, że nie uda mi się go do końca zrealizować. O ile zapakowanie takiego auta „po dach” nie byłoby niczym dziwnym to sprawdziłem całkiem inną rzecz.

Jak już wspomniałem, nie udało mi się załatwić dla Mastera ciężkiej roboty, ale na moją propozycję w sprawie przewiezienia czegokolwiek odpowiedzieli znajomi znad morza. Potrzebowali przewieźć parę rzeczy do swoich letniskowych domków. I tak zrodziła się myśl, aby sprawdzić Renault Mastera w długiej trasie. Biorąc pod uwagę, że jechałem już autem z zabudową brygadową, wypadało by tę brygadę mieć. Oprócz kierowcy dysponowałem jeszcze 5 wolnymi miejscami. Dwoma w przedniej części kabiny i trzema w dalszej części.

Wyjeżdżając już prawie z Warszawy spotkałem 4osobową grupkę młodzieży, która chciała dojechać gdzieś w okolice Bydgoszczy. Nie zastanawiając się długo i lekko modyfikując trasę, zaprosiłem ich do wspólnej jazdy. Warunek był jeden, muszą wcielić się w „brygadę” jadącą gdzieś dalej do pracy. Bagaże wylądowały w przestrzeni ładunkowej, a moi kompani podróży zajęli pozostałe miejsca. Ze względu na przepisy o danych osobowych, zdjęć mojej grupy badawczej nie posiadam (ale serdecznie pozdrawiam i mam nadzieje, że zdążyliście na czas).

Moja testowa brygada podzieliła się kilkoma spostrzeżeniami w czasie podróży. Duża ilość miejsca na nogi, przestrzeń dookoła, całkiem niezłe prowadzenie, w miarę miękkie zawieszenie działały na plus. Zakładając, że takim autem będzie podróżowała naprawdę nieźle zbudowana ekipa, sądzę, że nie będzie miała problemu z pomieszczeniem się w kabinie. Był tylko jeden minus – osoba siedząca w drugim rzędzie na środku miała wrażenie że jest „obudowana” dookoła.

Nie mogłem do końca zrozumieć o co chodziło, do momentu aż sam nie usiadłem z tyłu. Siedząc na wyżej opisanym miejscu nie dość, że nie widziałem nic przed sobą (prócz fotela w pierwszym rzędzie) to dodatkowo spoglądanie w boczne szyby było delikatnie mówiąc irytujące, bo i tak niewiele można było dojrzeć z racji odległości. Całkiem możliwe, że dużą rolę odgrywa tu szerokość auta, więc człowiek mający przyzwyczajenia z jazdy osobówką zatraca tu poczucie przestrzeni.

JAZDA

Auta dostawcze nie są mi obce, ale na ogół poruszam się po drogach mniejszymi pojazdami. Trochę miałem obawy, że dość szybko mogę być zmęczony jazdą – niemal 500kilometrową trasą – autem bądź co bądź dostawczym. Do dzisiaj jestem zaskoczony jak genialnie podróżowało mi się Masterem jako kierowca, co więcej radość z tej jazdy bije niektóre osobówki na głowę. Dodatkowym plusem podróży była oczywiście automatyczna sześciostopniowa skrzynia Quickshift, która w mojej opinii pracowała bez żadnego zarzutu.

MANEWRY

Master jest dość dużym autem, więc mogłem spodziewać się dużych problemów w ciaśniejszych uliczkach. Aby bardziej utrudnić sobie życie udało mi się zwiedzić dość zatłoczone uliczki Kołobrzegu oraz Mielna. Manewrowanie nie przysparzało dodatkowych problemów, jednak gdzieś z tyłu głowy należało mieć gdzieś zapaloną lampkę, żeby uważać na gabaryty. Master może nie należy do aut które zawrócą w miejscu, ale z pewnością nie jest też słoniem w składzie porcelany. Jedyną przeszkodą w manewrach okazały się elementy infrastruktury jak znaki i szlabany, które postawione zostały zbyt blisko lub zbyt nisko.


PAKOWNOŚĆ / KONFIGURACJA / ZADANIA

Bazowy pojazd (przed wykonaniem zabudowy) zdumiewa swoją wielkością i możliwością załadunku. Brygadówka pomniejsza trochę miejsca, przez co udało mi się usłyszeć zdanie „Na co takie duże auto skoro część miejsca jest zmarnowana”. Jest to strasznie błędne i niesprawiedliwe zdanie o tego typie pojazdów. Zaczynając od pojazdu bazowego, przechodząc po niemal niezliczonych możliwościach konfiguracyjnych zabudowy można ze spokojem stwierdzić, że każda z wersji wybierana będzie do konkretnego zastosowania. Tak jest właśnie z Masterem z zabudową brygadową. Myśląc Renault Master, niemal każdy w głowie ma wizję branży budowlanej. Owszem jest to idealny pojazd do przewiezienia zarówno sprzętu/materiałów, jak i pracowników, ale w gruncie rzeczy śmiało można powiedzieć że idealnie nadałby się dla jakiegoś zespołu muzycznego czy sportowego.

JAK OPISAĆ MISTRZA?

Specjalnie pominę opisywanie wszelkich gadżetów takich jak kamera cofania, ekran dotykowy itp. Skupie się tu bardziej na jakości wykonania. Co chwila zaskakiwała mnie mnogość schowków i zakamarków do wykorzystania. Jakość zastosowanych materiałów nie wzbudziła we mnie spektakularnych emocji, jednak mając pojęcie do czego to auto mogło by być wykorzystywane ze spokojem mogę stwierdzić, że w tym wypadku obecność plastikowych elementów zupełnie mi nie przeszkadza. Potwierdziło się to w momencie sprzątania, dostęp do zakamarków nie sprawiał problemów dla odkurzacza, a wilgotna szmatka śmiało radziła sobie z zabrudzonymi elementami kokpitu.
           
Jadąc ze średnio zapakowanym autem z kilkoma osobami na pokładzie, spalanie tego giganta oscylowało w granicach 8,5 litra. Wracając już niemal na pusto udało mi się zbliżyć do średniego spalania na poziomie 7,9 litra, ale nie oszukujmy się w ciężkich warunkach pracy spalanie wzrośnie i do 10l/100km. Testowana wersja posiadała również jedną rzecz, która idealnie nadawała się do większych tras. Powiększony zbiornik paliwa o pojemności 105 litrów, spokojnie pozwala na przejechanie większego dystansu bez zbędnych przerw w podróży.

Osobiście jestem bardzo zaskoczony możliwościami tego pojazdu. Zawsze duże auta kojarzyły mi się z wołami roboczymi niezdatnymi do innej pracy. Wraz z pokonywanymi kilometrami w głowie miałem wiele pomysłów dla kogo testowany model mógłby być idealnym rozwiązaniem, i nie zawsze była to branża budowlana. Moje zadowolenie w dużej roli zawdzięczam również doskonałej jakości wykonania zabudowy przez firmę Carpol. Śmiało mogę stwierdzić że tak pieczołowicie i elegancko zrobiona zabudowa na pewno posłuży wiele lat.

Mistrzu, jesteś wielki!

Tomasz Knapik

Informacje dotyczące zabudowy firmy CARPOL – cena zabudowy 22 700 zł netto

Informacje dotyczące pojazdu bazowego – 97 400 zł netto

Exit mobile version