Wszyscy mnie pytają: skrzypi w środku czy nie skrzypi. Egzemplarz, który otrzymaliśmy do testów nie skrzypiał, ale nie tylko to spowodowało, że naprawdę bardzo miło wspominam wspólną przygodę z francuskim kuzynem Qashqaia.
Renault tak bardzo pospieszyło się z pierwszymi Kadjarami, że egzemplarze, które trafiły w ręce polskich dziennikarzy motoryzacyjnych jeszcze w zeszłym roku, miały w środku sporo niedoróbek – a to jakaś uszczelka odstawała, a to któryś ozdobnik w desce rozdzielczej był źle spasowany, a to znowu plastiki trzeszczały. Trochę obawiałem się więc testu, bo czego, jak czego, ale symfonii dźwięków w środku samochodu nie lubię (pierwszy test tym autem i tak przełożyłem, przez co auto z września 2015 przeleciało mi w kalendarzu na luty 2016). Nie wiem czy udało mi się więc już dostać poprawiony egzemplarz czy miałem po prostu szczęście, ale mój Kadjar nie wydawał w środku żadnych niepokojących dźwięków, a faktura materiałów i ich spasowanie w żaden sposób nie odstawały od tego, do czego przyzwyczaili nas producenci współczesnych aut.
Dlaczego od tego zaczynam? Bo myślę, że im szybciej zostawimy za sobą złe wrażenia, tym lepiej, bo Renault Kadjar z silnikiem 1.5 dCi o mocy 110 KM, który zestawiony został z dwusprzęgłowym automatem naprawdę przypadł mi do gustu. Na tyle, że po ciężkim tygodniu w pracy, w weekend zamiast odpoczywać na kanapie, wybrałem się nim z wielką przyjemnością w objazd Mazowsza.
To, czym Kadjar przekonuje do siebie już na wstępie, to bez wątpienia wygląd zewnętrzny. Crossover Renault sprawia wrażenie atletycznego, ale jednocześnie sympatycznego auta. Ma coś z Qashqaia, ale jest od niego moim zdaniem ładniejszy (oba auta mają 60 % wspólnych rozwiązań). Szczególnie dobrze wyglądają przetłoczenia tylnej części nadwozia ze zwężającą się szybą i mocno zaakcentowanym błotnikiem. Pociągły przód z dużym grillem i elegancko wykończony tył z dużą ilością czarnego plastiku w miejscu zderzaka, w który wkomponowano atrapę dyfuzora oraz mocno zachodzące na wklęsłe u dołu drzwi plastikowe osłony z chromowanym paskiem – to wszystko nie może się nie podobać nowoczesnemu kierowcy. Zresztą mnie, który z nowoczesnością jest trochę na bakier, również wygląd zewnętrzny przypadł do gustu i myślę, że Kadjar, w przeciwieństwie do Koleosa (swoją drogą bardzo niedocenionego, a to błąd) szybko się nie zestarzeje. Kropką nad i w testowanym egzemplarzu okazały się felgi. Wyglądają, jakby były żywcem zdjęte z hot-hatcha. Szkoda tylko, że trzeba o nich pamiętać podczas każdego wjazdu na krawężnik…
We wnętrzu również jest nowocześnie, ale jak dla mnie panuje tu za duża monotonia. Ustaliliśmy już, że nic w testowanym egzemplarzu nie skrzypiało, ale zarówno na pierwszy, jak i każdy następny rzut oka – konsola, panel środkowy i boczki drzwi to rozlane po wnętrzu morze plastiku. W dodatku kolorystyka jest mało ciekawa, chociaż tu i ówdzie projekt upstrzono przypominającymi aluminium i karbon wstawkami. Na szczęście wnętrze broni się designem. Pozostawia niestety trochę do życzenia pod względem rozmieszczenia kieszeni, przegródek i skrytek, których jest za mało i które rozczarowują niewielkimi rozmiarami – nie włożycie np. 1,5 litrowej butelki w kieszenie bocznych drzwi. Na szczęście producent nie zapomniał o zamontowaniu dwóch cupholderów w panelu środkowym między fotelami (tam jednak taka butelka również się nie zmieści).
Trzeba jednak przyznać, że Kadjar nie cierpi na żadne niezrozumiałe i niepraktyczne rozwiązania. Wszystko jest uporządkowane z sensem. Czytelne są zarówno elektroniczne zegary jak i wyświetlacz główny – szkoda, że zrezygnowano z poręcznego pokrętła zamontowanego w panelu między fotelami (a taki był np. w Megane III z nawigacją). Bardzo fajnie natomiast, że panel dwustrefowej klimatyzacji nie został przeniesiony do systemu multimedialnego, tylko znalazł swoje miejsce niżej. Spodobała mi się również kierownica, chociaż uważam, że niepotrzebnie została przycięta u dołu. Kolejny plus – uproszczono działanie tempomatu. Teraz zamiast trzech grup przycisków (po dwóch stronach na kierownicy i na panelu środkowym – tak było w starszych Renault) są dwa: na kierownicy i między fotelami. Pomysłowo umieszczono przyciski włączające podgrzewanie foteli – pod podłokietnikiem. W dodatku są duże, więc nie ma problemów z ich obsługą.
No i teraz przejdźmy do tego, co w crossoverach łamane na SUV-ach najważniejsze. Czyli przestrzeń. A tej w Kadjarze jest bardzo dużo. Miejsca nie brakuje ani z przodu ani z tyłu. Dodatkowo fotele przednie są bardzo wygodne i aż chce się na nich siedzieć w dalekiej trasie. Z tyłu nie zabraknie miejsca na nogi chyba nikomu, szczególnie jeżeli z przodu nie będzie siedział koszykarz – kanapa jest również wygodna. Duży i ustawny jest również bagażnik o pojemności 472 litrów (o 30 litrów więcej niż w Qashqaiu). Naprawdę aż chce się jeździć z całą rodziną!
fot. Adam Gieras
Tym bardziej, że pod maską testowanego Kadjara zamontowano znanego i lubianego (ja jestem ogromnym sympatykiem) diesla o pojemności 1.5-litra i mocy 110 KM. Kadjar nie waży przesadnie dużo – 1306 kg, więc jazda na pewno nie jest męcząca. Nie ma tu oczywiście mowy o sportowych osiągach, ale 11,7 sekundy do pierwszej setki to nie jest zły wynik, szczególnie jak weźmiemy pod uwagę z jakim autem mamy do czynienia. Wnętrze jest dobrze wyciszone, silnik pracuje przyjemnie dla ucha i wprost zachwyca elastycznością. Testowany egzemplarz wyposażono w dwusprzęgłową, automatyczną skrzynię EDC, która zmienia biegi łatwo i przyjemnie. Moim zdaniem duet: silnik i skrzynia pasuje do tego auta wyśmienicie. Tym bardziej jak podjedziemy na stację paliw – Kadjar w trybie mieszanym zadowala się nieco ponad 6 litrami ON na 100 km!
Dość charakterystyczne dla współczesnych crossoverów łamane na SUV-ów jest napęd jedynie na dwa przednie koła. Tak też jest w przypadku Kadjara. Ale powiem szczerze, że nie przeszkadzało mi to jakoś specjalnie (o dziwo!). Na tych felgach i tak nie zabrałbym go w teren. Poza tym żywiołem Kadjara są drogi, na których przyjemnie buja nadwoziem, ale spokojnie daje się utrzymać auto w ryzach. Układ kierowniczy jest całkiem precyzyjny, a zawieszenie w zakrętach potrafi zaskoczyć (tak, mimo tego przyjemnego bujania).
Podsumowując. Renault Kadjar to po prostu crossover – taki, jaki powinien być. Ma dużo miejsca, elastyczny i dość żywiołowy silnik (nie wiem czy jest sens dopłacać do 130-konnego diesla) i to coś, co sprawia, że cieszymy się na zbliżającą się podróż do pracy. Brakuje mu jeszcze wykończenia na poziomie chociażby Hondy CR-V, ale i tak jest o wiele lepiej niż w Renault jeszcze 5 lat temu. Kadjar po prostu jest fajny. Możecie go mieć w tej wersji za mniej niż 100 tys. zł!
Adam Gieras
Wygląd: | [usr 8] |
Wnętrze: | [usr 7] |
Silnik: | [usr 7] |
Skrzynia: | [usr 8] |
Przyspieszenie: | [usr 6] |
Jazda: | [usr 8] |
Zawieszenie: | [usr 7] |
Komfort: | [usr 8] |
Wyposażenie: | [usr 8] |
Cena/jakość: | [usr 8] |
Ogółem: | [usr 7.5 text=”false” img=”06_red.png”] (75/100) |
fot. Dominika Szablak
Podstawowe dane techniczne: Renault Kadjar 1.5 dCi 110 EDC
Silnik: 1461 cm3
Moc: 110 KM przy 4000 obr./min
Moment obrotowy: 250 Nm przy 1750 obr./min
Skrzynia biegów: automatyczna, 6-stopniowa
Liczba, układ cylindrów: 4, rzędowy
Wymiary (dł./szer./wys.): 4449/1836/1607 mm
Rozstaw osi: 2646 mm
Masa własna: 1306 kg
Osiągi:
0-100 km/h: 11,7 sekundy
Prędkość maksymalna: 181 km/h
Zużycie paliwa (test):
Miasto: 6,9 l/100 km
Trasa: 5,4 l/100 km
Cykl mieszany: 6,2 l/100 km
Cena wersji testowanej (Intens Energy DCi): od 97 400 zł
Komentarze 1