Site icon Motopodprad.pl

Test: Opel Grandland X Hybrid4 – wymyka się wszelkim schematom

profilowe

profilowe

Szybkość to nie cecha, którą kojarzymy z marką Opel. Topowy Grandland X Hybrid4 rzuca nowe światło na ten pogląd, bo jego hybrydowy układ jezdny ma 3 silniki i 300 KM.

“Kurczę, kiedyś to było” – gdy ktoś od tych słów zaczyna swoją myśl to znaczy, że już się zestarzał. Niestety mi się to już zdarza i wtedy muszę szybko wymyślić jakąś rzecz na dowód, że teraz wcale nie jest gorzej. Na przykład kiedyś nie było żadnych szans, żeby przejechać się samochodem z trzema silnikami. Dziś to jest możliwe, a teraz uświadomiłem sobie, że miałem dwa takie auta pod rząd! W końcu jak tylko oddałem Hondę Jazz wsiadłem w Opla Grandland X Hybrid4. Doceniam Hondę, ale to była dobra zmiana.

Stonowany, ale ładny

Ten samochód podoba się dosłownie wszystkim. Uważam, że jego design zewnętrzny jest jego najmocniejszą cechą. Niby nie wygląda jakoś wyjątkowo, a jednak przyciąga spojrzenia i z bliska dostrzegam wiele detali jak np. kształt tylnej klapy. Wersja Hybrid4 jest jedyną w ofercie z maską w czarnym kolorze. Nie wiem dlaczego tak, ale nawet nieźle to wygląda z czarnym dachem optycznie ‘wiszącym’ nad autem. Jakie są różnice względem Opla z klasycznym napędem? Właściwie tylko emblematy rozmieszczone po bokach i na tylnej klapie.

Jeśli ktoś oczekuje wnętrza zrobionego w nowoczesnym stylu, to się srogo zawiedzie. W środku Opel wygląda jak auto sprzed 10 lat. Ma to swoje zalety – ekran centralny wkomponowany w deskę, osobny panel klimy i klasyczne zegary analogowe. Jak widać da się zrobić w 2020 roku hybrydę PHEV, która nie musi na każdym kroku podkreślać jaka to kosmiczna technologia znajduje się pod blachą. Mówię o tym, bo nie przypominam sobie innego auta, gdzie poziom naładowania baterii odczytuje się z analogowego zegara. Zwykle to jest jakiś cyfrowy wyświetlacz z procentami.

Nowością jest przycisk Drive Mode

Pośrodku kokpitu znajduje się lewarek automatu żywcem wyjęty z Peugeota 3008 wraz z przyciskiem Drive Mode. To mnie drażni – przycisk jest bez zmian przeniesiony i nie pasuje w ogóle do niczego w tym wnętrzu. Wszystkie inne przyciski są zaokrąglone i mają inną czcionkę napisu. Trochę to dziwne, bo przecież można było zrobić to spójnie małym kosztem.

Same tryby jazdy to coś, czego nie ma w pozostałych wersjach silnikowych Grandlanda X. Do wyboru są opcje Electric, Hybrid, Sport i 4WD. To jedyny Grandland z napędem na obie osie, bo jeden z silników elektrycznych znajduje się z tyłu. Oznacza to, że nie ma fizycznego połączenia między silnikiem z przodu, a tylną osią. Płyta podłogowa koncernu PSA nie pozwala na takie kombinacje. Tryb 4WD wymusza pracę wszystkich silników w celu chwilowego uzyskania napędu na wszystkie koła.

Tryb elektryczny działa w bardzo dużym zakresie, bo aż do 135 km/h. To informacja prasowa, a w praktyce mi się udało zapiąć tempomat na 140 nadal mając włączony tryb elektryczny. Przy mocnym wciśnięciu pedału gazu mimo wszystko auto nadal nie włącza pełnej mocy, tylko zostaje na samym prądzie. Dopiero w trybie Hybrid komputer wachluje silnikami, żeby maksymalnie zadowolić unijnych urzędników.

Tutaj idealnie widać jak bardzo przycisk Drive Mode nie pasuje wyglądem do reszty kokpitu.

Wszystko spoko, ale tryb Hybrid powoduje, że reakcja auta na gaz jest żałośnie powolna, jakby kierowca korespondował z silnikiem przez Pocztę Polską. Jest to jedno z niewielu aut, w których stale jeździłem w trybie elektrycznym lub Sport omijając Hybrid właśnie ze względu na tę niedogodność.

Zawieszenie nastawione na komfort

Po przesiadce do Opla trudno mi się było przyzwyczaić do pozycji za kierownicą. Fotel jest wygodny, ale siedzi się na nim zbyt wysoko. Ja żeby widzieć zegary musiałem podnieść na maksa kierownicę, chociaż fotel był w najniższym położeniu. Przydałaby się możliwość opuszczenia go w większym zakresie. Pierwsze spojrzenie na zegary – niby wszystko normalnie. Otóż nie – lewy zegar to nie obrotomierz, a wskaźnik wykorzystania mocy w procentach. Poziom paliwa ma tutaj swoje odbicie lustrzane pokazujące ile jest prądu w baterii.

Po lewej to nie obrotomierz. Można się pomylić.

Wśród niesamowitej liczby SUV-ów, które jeżdżą ‘jak zwykła osobówka’, albo ‘ze sportowym zacięciem’ (zwroty typowe dla testów dziennikarskich) ten jest wyjątkowy. Dla mnie to jest po prostu modelowy SUV takim jakim powinien być. Jest miękko, a kierownica w trybie Hybrid chodzi trochę zbyt lekko. Może tak miało być, bo w zakrętach ten samochód nie zachęca do wdepnięcia głębiej.

Co innego na prostej. Gdy 3 silniki zabiorą się jednocześnie do pracy Grandland startuje z miejsca w towarzystwie migającej kontrolki ESP. Najpierw zaprzęgane są oba silniki elektryczne po 109 KM każdy. Dopiero po paru sekundach dołącza 1.6 turbo o mocy 200 KM. Sumaryczna moc 300 KM (nie sumuje się wprost) skutkuje przyspieszeniem do 100 km/h w około 6 sekund. Maksymalnie można popędzić 235 km/h.

Grandland X Hybrid4 na co dzień

Podczas testu często ładowałem samochód z domowego gniazdka przy pomocy fabrycznego kabla. Bateria o pojemności 13,2 kWh potrzebuje całej nocy (8-9 h) na naładowanie do pełna. Przy pomocy wallboxa byłoby łatwiej, bo w około 2 godziny. Realny i powtarzalny zasięg na samym prądzie to około 50 km. Przy delikatnym obchodzeniu się z gazem myślę, że da się przekroczyć podawane przez producenta 59 km. Wiem, że w bliźniaczym Peugeocie 3008 jest to możliwe.

Nie ma za bardzo gdzie schować kabla do ładowania.

Przy codziennej eksploatacji Opla właściwie niewiele używa się silnika benzynowego, więc i średnie spalanie jest śmiesznie małe. Ja w teście jeździłem celowo trochę więcej przy użyciu wszystkich silników i wyszło mi około 6,5 l benzyny na 100 km. Grandland X w najmocniejszej wersji diesla pali tyle samo oleju napędowego.

Opel sprytnie ukrył dodatkowe 300 kg masy własnej. Silnik elektryczny przedni znajduje się przy skrzyni biegów, a tylny przy osi. Baterie są wciśnięte pod kanapę, ale bagażnik i tak ucierpiał. Ma 390 l zamiast 514 w spalinowej wersji. Mam pewne wątpliwości co do pojemności zbiornika paliwa. Średnie spalanie na komputerze wahało się między 6, a 7 litrów na 100 km, przy czym ten sam komputer pokazywał zasięg około 600 km. To by znaczyło, że zbiornik paliwa ma mniej więcej 40 litrów, a wg danych producenta – 53 l. To gdzie leży prawda?

Hybrid czy Hybrid4?

No właśnie – są dwa warianty hybrydowego flagowca Opla. Ja jeździłem najmocniejszym z nich, czyli wersją Hybrid4. Niestety ona swoje kosztuje, bo dostępna jest tylko w najbogatszych opcjach wyposażenia. Koszt takiego samochodu to minimum 185 950 zł (Elite), albo 195 450 zł w topowej specyfikacji Ultimate.

Kto chce mieć wszystkie zalety wersji plug-in w niższej cenie może wybrać wariant bez tylnego silnika elektrycznego. Wtedy zestaw ma moc systemową 224 KM i przyspieszenie do ‘setki’ w 8,9 s. Najważniejsze jest to, że wtedy dostępne są także słabiej wyposażone odmiany jak Enjoy oraz Design Line. Cennik od 154 350 zł powoduje zastanowienie nad sensem hybrydy. Tańszy o 5 tys. zł jest topowy turbodiesel 2.0 177 KM, któremu ciężko cokolwiek zarzucić.

Rzut oka na konkurencję. Nie ma tego dużo – Hybrydowe SUV-y tej klasy kończą zazwyczaj na 225 KM, czyli na liczbie bliskiej słabszej wersji Opla. Taką samą moc i osiągi jak Grandland X Hybrid4 ma Peugeot 3008 korzystający dokładnie z tego samego zestawu silników. Wybór między nimi jest prosty – Opla kupią wielbiciele starszej generacji samochodów, a Peugeot z jego kosmicznym kokpitem spodoba się gadżeciarzom. Z hybryd o podobnej mocy mamy jeszcze na rynku Land Rovera Discovery Sport, ale to już klasa premium. Tu bez doposażenia się nie obędzie, a ceny i tak startują od 209 900 zł. Z propozycji podobnych aut o konwencjonalnym napędzie jest Cupra Ateca lub trochę tańszy i mniejszy VW T-Roc R.

Podsumowanie

Wszystko mi w tym samochodzie podpowiada, że będzie to świetny wybór dla spokojnych kierowców. W końcu jazda na prądzie jest zazwyczaj dla miłośników płynności, a nie topowych osiągów. Jeździ się nim lekko i miękko, a z zewnątrz nic nie wskazuje na wyjątkowość Grandlanda X. Klasycznie wyglądający kokpit i instrumenty stawiają Opla w gronie samochodów dla tych, którzy nie przepadają za nadmiernym modernizmem. Z drugiej strony 6 sekund do setki i wściekłe przyspieszenia aż do prędkości autostradowych pozwalają w sprincie śmiało rywalizować z większością hothatchy. O ile w bliźniaczym Peugeocie jestem w stanie zrozumieć zamysł, bo to marka o tle sportowym, tak w Oplu mam mieszane uczucia. Opel Grandland X Hybrid4 wymyka się wszelkim schematom i jak dla mnie pozostanie rynkową ciekawostką. Nie bardzo wiem kto miałby wydać ponad 185 tys. zł na przeładowanego technologią, hybrydowego SUV-a tej marki.

Bartłomiej Puchała

Wygląd:[usr 9]
Wnętrze:[usr 6]
Silnik:[usr 8]
Skrzynia:[usr 7]
Przyspieszenie:[usr 10]
Jazda:[usr 7]
Zawieszenie:[usr 8]
Komfort:[usr 8]
Wyposażenie:[usr 7]
Cena/jakość:[usr 5]
Ogółem:[usr 7.5 text=”false” img=”06_red.png”] (75/100)

Galeria

Dane techniczne

Silnik: R4, turbobenzyna + 2x silnik elektryczny
Pojemność: 1598 cm³
Moc: 300 KM przy 6000 obr/min
Maksymalny moment obrotowy: 300 Nm przy 3000 obr/min
Skrzynia biegów: automatyczna 8b
Napęd: AWD
0-100 km/h: 6,1 s
V-max: 235 km/h
Zbiornik paliwa: 53 l
Cena: od 185 950 zł, testowany 195 450 zł

Exit mobile version