Nissan Ariya to typowy elektryk. Postanowiłem go sprawdzić w trasie i przeżyłem chwilę grozy. Sprawdźcie o co chodziło!
Wiele osób wychodzi z założenia, że jazda samochodem elektrycznym nadaje się jedynie do jazdy po mieście. W trasę lepiej pojechać autem spalinowym lub jakimkolwiek innym środkiem transportu.
Szczerze przyznam, nigdy nie brałem pod uwagę jazdy gdzieś dalej elektrykiem, mniej więcej z tego powodu. Trzeba było jednak to wreszcie sprawdzić. Autem, które ze mną miało udać się w podróż okazał się Nissan Ariya z akumulatorem o pojemności 87 kWh i z napędem na jedną oś. Cóż to była za jazda!
Nissan Ariya – wygląda jak czołg
Nissan Ariya to elektryk niezbyt urodziwy. W granatowym kolorze sprawia wielkiej plamy na krajobrazie. Ma jednak wiele elementów stylistycznych, które przykuwają uwagę.
Na pierwszy rzut idzie cały, zabudowany przód. Wąskie światła do jazdy dziennej, wąskie światła obrysowe w kształcie bumerangu i wąskie wloty powietrza sprawiają, że auto przypomina kota szykującego się do skoku na swoją ofiarę. Logo marki nie jest nachalne, a wręcz gubi się na przednim pasie. Maska nie robi wrażenia. Co prawda mamy dwie krawędzie, które ciągnąć się po skrajnych jej stronach, ale raczej mamy do czynienia z czystą formą.

Z profilu dostrzec można klasyczną linię Nissana. Nie ma tutaj zbędnych zakrzywień, nie ma elementów, które jakoś szczególnie przykuwają uwagę. Zgodnie z modą wśród elektryków mamy aerodynamiczne felgi w rozmiarze 20 cali, a srebrna listwa ładnie zarysowuje linię okien. Od strony pasażera, za przednim kołem znajduje się złącze do ładowania.
Więcej się dzieje w tylnej części pojazdu. U szczytu klapy bagażnika zainstalowano spojler. Poniżej znajduje się wąskie okno z wycieraczką. A jeszcze niżej mamy listwę świetlną z napisem Nissan, który jest schowany pod tym samym plastikiem co światła. U podstawy znalazło się miejsce na dyfuzor.
Jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny Nissan Ariya nie wyróżnia się jakoś szczególnie na tle konkurencji. Przyciemniane szyby oraz ciemne elementy nadwozia przywołują na myśl czołg. Jest to masywny pojazd, którego wymiary prezentują się następująco: 4595 mm długości, 2172 mm szerokości i 1660 mm wysokości. Waży on niemal dwie tony, dokładniej 1914 kg.
Ariya jednak nie jest brzydkim autem. Może nie jest wybitnym pojazdem, ale uroku nie można jej odmówić.
Nissan Ariya – grube dywaniki i dużo miejsca
Wnętrze jest dosyć proste i przemyślane. Fotele obite skórą ekologiczną, z opcją wentylacji i podgrzewania są wygodne i dobrze się w nich siedzi, nawet podczas długich podróży. Podgrzewanie znalazło się również w drugim rzędzie.
Przed kierowcą znajduje się ekran z cyfrowymi wskaźnikami, które są czytelne. Można wybrać jeden z dwóch wzorów. Jeszcze dalej za nim znalazł się head-up.

W tej całej kabinie jednak są dwa elementy, które przykuwają uwagę. Pierwszym z nich są przyciski, które wyświetlają się na drewnianej powierzchni. Znajdują się one na desce rozdzielczej i na konsoli środkowej, obok wybieraka biegów. To właśnie ten ostatni przyciąga uwagę kierowcy. Problem jednak polega na tym, że nie jest on praktyczny i praktycznie umieszczony. Do przełączania biegów trzeba wygiąć rękę w dziwnej pozycji. Komfortu w tym brak.
To, co jednak poprawia jakość obcowania z tym wnętrzem, to przesuwna konsola środkowa przy pomocy elektryki. W tym samym miejscu znaleźć można jeszcze jedną przydatną rzecz, a mianowicie przycisk do wysuwania i chowania schowka spod deski rozdzielczej.
Tylna kanapa jest wygodna, a nad głową znajduje się spokojnie dużo miejsca. Poza podgrzewaniem dwóch skrajnych miejsc, są również dwa złącza USB – C i klasyczne.
Za kanapą znajduje się bagażnik o pojemności 468 litrów, z podwójną podłogą. Szczerze mówiąc, znajdują się tam dwa blaty, które przykrywają schowki, ale uchwyty dla nich są tak umieszczone, że często wpadają do tego co miały przykrywać.
Ogólnie wnętrze jest dosyć dobrze przemyślane. Jest proste, przyjemne w dotyku, wszystko dobrze spasowane. Uwagę zwracają również grube dywaniki, przez co przyjemnie jest postawić stopy na podłodze. Kierownica przyjemnie leży w dłoniach i dzięki temu, że ma tylko dwa ramiona, to o wiele łatwiej się nią manewruje.
Nissan Ariya – wyjechałem za miasto, to było ciągłe patrzenie na zasięg
Przejdźmy do jazdy. Jednak najpierw wspomnę do znajdowało się pod karoserią. Testowana Ariya wyposażona była w akumulator o pojemności 87 kWh i silnik elektryczny, który generuje 238 KM oraz 300 Nm momentu obrotowego. Wszystko to przekazywane było tylko na jedną oś (przednią).

Średnie „spalanie” to około 18,5 kWh/100 km. A zasięg? Według producenta, powinien wynosić do 536 km, ale to, chyba jak nie ma oporu powietrza, wszystko co człowiek używa w trakcie podróży jest wyłączone i auto pozbawione jest wielu elementów wyposażenia.
Prawda jest taka, że wybrałem się Nissanem w dłuższą podróż. Nad polskie morze w okolice Trójmiasta. Niestety nie była to jazda komfortowa. Znaczy, żebyśmy dobrze się zrozumieli, sama jazda była komfortowa, auto przyjemnie sunęło przed siebie. Problemem okazał się zasięg. Po przejechaniu około 50 km, zasięg zmniejszył się o ponad 150 km. Nie było realnych szans, aby dojechać na jednym ładowaniu do Trójmiasta, a cel był jeszcze dalej. Ładowanie na szybkiej ładowarce było niby ok, ale trwało wieczność. W szczególności, że nie było ani stacji, żeby napić się czegoś, ani gdziekolwiek pójść. Po prostu parking bez niczego. Oczywiście spędzenie 30-40 minut może dać odpowiedni zastrzyk odpoczynku (a nawet nie naładowało się do 100 proc.), ale ostatecznie jest to frustrujące.
Wróćmy jednak do samej jazdy. Auto rozpędza się od 0 do 100 km/h w 7,6 s., a prędkość maksymalna wynosi 160 km/h. Auto rzeczywiście tyle pojedzie i nawet się nie zmęczy. Nie jest to dynamiczny pojazd. Bardziej zrównoważony 40-latek, który już nie chce aż tak szaleć jak dawniej.
Jak wcześniej wspomniałem, jazda Ariyą jest przyjemna, ale nie wyróżnia się na tle innych elektryków. To co najbardziej denerwowało, to fakt, że przy wyższych prędkościach, lusterka boczne wchodzą w wibracje i cały obraz podskakuje.

Chciałbym wspomnieć jeszcze o pewnym ładowaniu. Otóż, gdy korzystałem z ładowarki Ionity nie mogłem wyciągnąć wtyczki z gniazda. Problem był z ładowarką, gdyż panel dotykowy przestał działać i trzeba było dzwonić na infolinię, aby zdalnie uwolnili auto z potrzasku. Jednak to co bardziej było niepokojące, to fakt, że w Nissanie, ani z poziomu ekranu, ani z kluczyka, ani przy wtyczce nie było możliwości awaryjnie odłączyć wtyczki. Nigdzie nie było jakiegokolwiek przycisku, który skutkowałby uwolnieniem bez konieczności dzwonienia na infolinię. Tutaj obydwie firmy zawiodły.
Nissan Ariya, jeśli chodzi o jazdę nie wyróżnia się niczym szczególnym. Elektryk jakich wiele. Ma dużo miejsca, przyjemnie wchodzi w zakręty, ale nie ma efektu wow!
Nissan Ariya – podsumowanie
Dobrnęliśmy do końca. Czy Nissan Ariya to dobre auto? Nie jest złe, jest to średniak, który nie zapadnie nikomu w pamięci na dłużej. Jest interesujący stylistycznie, ale nie mamy czasu podziwiać jego wyglądu zewnętrznego, jak i wewnętrznego, gdyż głównie siedzimy w telefonie i szukamy szybkiej ładowarki. Cena? Od 244 200 zł za odmianę Engage. Sporo, ale mówimy tutaj o elektryku.
Podsumowując, Nissan Ariya to auto, które może po liftingu, a może przy kolejnej generacji powinno być godne zainteresowanie. W tym momencie zainteresujecie się nim jedynie ze względu na wygląd i na fakt, że nie jest to Leaf.
Konrad Grobel
Zdjęcia Nissan Ariya 87 kWh:





















Nissan Ariya 87 kWh – dane techniczne:
Silnik: elektryczny
Moc maks.: 238 KM
Maks. Moment obr.: 300 Nm
Prędkość maks.: 160 km/h
Skrzynia biegów: automatyczna
Cieszę się, że są jeszcze negatywne opinie NT. pojazdów elektrycznych. Nie wiem co by było na rynku gdyby nie takie opinie? Pewnie zbyt wielu rzuciło by się na elektryki i sparaliżował by się system energetyczny krajów rozwiniętych. Jestem użytkownikiem tesli i chyba jestem w innej bajce. Ja ładuje w domu raz na kilka dni, nie jeżdżę po stacjach paliw. Gdy jadę w trasę to co chwila mam stacje ładowanie i zawsze puste. W Europie jest ich ponad 400 000. Dodatkowo mam dedykowane dla tesli . Gdy wpisuje w nawigację np. Wiedeń to system pokazuje abym zatrzymał się np. Na 10 minut w Olomuncu i na 10 min w Brnie na ładowanie.
Oczywiście każdy to raz przejechał się elektrykiem już zawsze chce elektryka.