Nie umiem zrozumieć marketingowców Mitsubishi, którzy swój nowy produkt ochrzcili imieniem dawno zapomnianego i niezbyt udanego minivana. Mając bowiem pod ręką Colta wybrali nazwę Space Star. W nowym mieszczuchu nie dopatruję się jednak ani wyjątkowej przestrzeni ani przebojowości, choć to naprawdę dobre autko!
Pamiętacie starą dobrą motoryzację lat 90-tych? Toyota Starlet, Corolla, Nissan Micra, Mazda 323 czy Mitsubishi Colt? Te samochody, gdyby nie zżerająca je od środka rdza, potrafiły znieść naprawdę dużo. Jednak ta odporność na trudy codziennej eksploatacji wyczerpywała wachlarz ich zalet. Brakowało im bowiem tego, co przyspiesza bicie serca i powoduje, że co chwila spoglądamy w stronę garażu.
Nadszedł jednak XXI wiek. Mamy już entą odsłonę Windowsa, Iphone rzucił na rynek szóste wcielenie smartofna, a samochody coraz częściej przypominają małe elektrownie prądotwórcze. I choć wyeliminowano korozję, na widnokręgu pojawił się nowy, o wiele groźniejszy wróg właścicieli aut – awarie wszystkiego, co w samochodzie ma w sobie choć jedną wiązkę elektryczną.
I tu warto wprowadzić pewien podział. Są bowiem na świecie tacy kierowcy – i jest ich niestety większość – którzy od samochodu wymagają, żeby miał dobre audio, najlepiej sam prowadził do celu, miał milion pięćset tysięcy brzęczyków, czujników i systemów, które będą myślały za nich. Są również tacy, którzy wolą, żeby się dobrze prowadził i sprawiał radość z przejechanego kilometra (np. ja). Istnieje też pokaźna grupa takich kierowców, którzy oczekują od auta przede wszystkim tego, żeby się nie psuł, był łatwy w serwisowaniu i na tyle bezpieczny, żeby móc nim bez obaw poruszać się na co dzień. Ta grupa nie wymaga od samochodu ponadprzeciętnego prowadzenia, rewelacyjnej trakcji czy wodotrysków w wyposażeniu. I właśnie dla nich powstają takie auto jak Mitsubishi Space Star. Ma to sens!
Trudno przypuszczać by ktoś obejrzał się za małym Mitsubishi na mieście. Space Star jest miły dla oka, ale bezpłciowy, choć w testowanej wersji Intense dozbrojono go w tylny spoiler, światła do jazdy dziennej, aluminiowe felgi oraz metalizowany lakier w najszybszym, bo czerwonym kolorze. Wnętrze zaprojektowano tak, żeby kierowca i pasażerowie patrzyli przez cały czas na drogę – nic nie rozprasza. Jest estetycznie, ale całość wygląda jakby wyszła spod ołówków kreślarskich minimum dekadę temu. Plastiki są bardzo twarde, a siedzenia miękkie i słabo trzymają na boki.
Patrząc jednak przez pryzmat praktyczności, a tak trzeba w przypadku tego auta, wszystkie słabostki wynagradza bardzo bogate wyposażenie (skórzana wielofunkcyjna kierownica, tempomat, automatyczna klimatyzacja, kontrola trakcji, esp, radio z mp3, 6 poduszek powietrznych czy bezkluczykowy dostęp do auta). Nie ma tu jednak systemu start&stop, kontroli pasa ruchu czy wskaźnika martwego pola w lusterku. I dobrze! Jest tylko to, co na co dzień jest niezbędne kierowcy do poruszania się po mieście, bowiem tu Space Star czuje się jak ryba w wodzie.
Poza bogatym wyposażeniem mamy więc też bardzo lekko pracujący układ kierowniczy (zdecydowanie za lekko i zbyt elektrycznie przy szybszej jeździe), perfekcyjnie działającą skrzynię biegów (momentami czułem, że bieg wejdzie i bez sprzęgła) oraz bardzo dynamiczny silnik trzycylindrowy o pojemności 1.2-litra i mocy 80 KM. Pojemność i moc jest dokładnie taka, jak w Nissanie Micrze w wersji z nieuturbioną trzycylindrówką. Tu też nie ma turbodoładowania, a silniczek pracuje dość głośno (wrażenie potęguje słabe wyciszenie kabiny). Jest za to niesamowicie elastyczny i szybko reaguje na dodanie gazu. 11,7 sekundy do 100 km/h w Space Starze jest bardzo odczuwalne. W Micrze 13,7 od 0 do 100 km/h (czyli 2 sekundy słabiej) odczuwalne jest jak pół epoki i całe wieki.
Brak turbiny nie powoduje też powstającego wiru w portfelu. W mieście spokojnie da się osiągnąć wynik 6 litrów na 100 km, a gdyby naprawdę wprowadzić zasady ecodrivingu, można zejść jeszcze poniżej tej wartości. Mnie Space Star spalał w mieście 6,9 litra na 100 km, a wcale nie jeździłem potulnie. Na trasie spokojnie udawało mi się zejść poniżej 5 litrów. Niestety poza miastem przeszkadzał za duży hałas opływającego nadwozie powietrza i niedostosowany do wyższych prędkości układ zawieszeniowo-kierowniczy. Space Star jest bowiem bardzo miękki, co spodoba się kierowcom często jeżdżącym po „kocich łbach”, ale raczej nie nie przypadnie do gustu tym, którzy czasami lubią zaszaleć na krętych drogach. Na trasie doceniłem za to wysoką pozycję za kierownicą – trochę jak w minivanie, bardzo dobrą widoczność dookoła auta i całkiem przyzwoite hamulce.
Czas podsumować wspólnie spędzone 6 dni. Przed testem byłem raczej negatywnie nastawiony do Space Stara, ale już po kilku minutach przejażdżki zrozumiałem po co jest to auto. Małe Mitsubishi ma służyć kierowcy. Do codziennych dojazdów do pracy, odbierania dzieci ze szkoły (muszą być małe), jeżdżenia na zakupy na ulubiony bazarek czy na oddaloną kilkanaście kilometrów od miasta działkę. To samochód dla kogoś, kto po prostu potrzebuje większego wózka na zakupy, ale nie przykłada wagi do designu, nie musi błyszczeć na światłach jak kierowca Fiata 500, nie zależy mu też na ponadprzeciętnym prowadzeniu. Przyciąga też cena auta – 43 990 zł za najbogatszą wersję wyposażeniową i silnikową brzmi rozsądnie. Cena o 10 KM słabszej jednostki 1.0 z systemem start&stop zaczyna się od 38 990 zł. Brałbym mocniejszą!
Mitsubishi Space Star jest międzyklasowym dziwakiem (40 cm krótszym od Clio) z małym rozstawem osi (tylko 3 cm większym od 25 cm mniejszego VW Up’a), ale dziwakiem w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Zawiera w sobie bowiem wszystko to, co mieli na myśli konstruktorzy pierwszego samochodu. Szkoda tylko, że pożałowano mu pasji…
Adam Gieras
Wygląd: | [usr 5] |
Wnętrze: | [usr 6] |
Silnik: | [usr 6] |
Skrzynia: | [usr 8] |
Przyspieszenie: | [usr 7] |
Jazda: | [usr 6] |
Zawieszenie: | [usr 6] |
Komfort: | [usr 7] |
Wyposażenie: | [usr 8] |
Cena/jakość: | [usr 8] |
Ogółem: | [usr 6.7 text=”false” img=”06_red.png”] (67/100) |
Dane techniczne:
Silnik: R3 12V
Pojemność: 1193 cm3
Moc maksymalna: 59 kW/ 80 KM przy 6000 obr./min
Maks mom. obrotowy: 106 Nm przy 4000 obr./min
Prędkość maksymalna: 180 km/h
Przyspieszenie 0-100 km/h: 11,7 s
Skrzynia biegów: manualna/ 5 biegów
Napęd: na przód
Zbiornik paliwa: 35 l
Zużycie paliwa (miasto/trasa – test): 6,9 l/ 4,8 l
Długość: 3710 mm
Szerokość: 1665 mm
Wysokość: 1505 mm
Rozstaw osi: 2450 mm
Masa własna: 845 kg
Pojemność bagażnika: 235 l
Hamulce przód/ tył: tarczowe wentylowane/ bębny
Zawieszenie przód: kolumny McPherson
Zawieszenie tył: belka skrętna
Opony przód i tył (w modelu testowym): 175/55 R15
dobrze, że 2 lata temu zdążyłem jeszcze kupić colta 1.3 3d inform. 4 cylindry, 95KM, zawadiacki wygląd i cena: 35ooo. Z mitsubishi jeszcze lancer się bojowo prezentuje (asx na szczudłach)… bo co nowy model to bardziej mdły od poprzedniego (outlander, teraz colt…znaczy się space star…)