W przyrodzie zawsze musi się coś dziać. Podobnie jest w motoryzacji. Gdy producent nie ma pomysłu na nową generację lub lifting zostaje opcja wypuszczenia edycji specjalnej. W japońskim Mitsubishi wymyślono taki zabieg dla Outlandera i nazwano wersją Calligraphy. Różnice? Poszukajcie ich ze mną!
Zacznijmy od karoserii. Na pierwszy rzut oka stare, dobrze znane i duże nadwozie zawieszone na sporych kołach oraz 19-centymetrowym prześwicie. Auto wydaje się ogromne i to nic, że w czarnym kolorze – ten raczej tutaj nie wyszczupla. Rozstaw osi równy 2,67 metra widać od razu, a długość 4,7 metra czuć przy każdej węższej i krętej uliczce (uwaga na parkingach). Ale czy w tej spokojnej i sporej ilości blachy jest coś nadzwyczajnego?
Wersja Calligraphy oprócz specjalnych emblematów niczego nie zmienia. Nadal sporo tu chromowanych listew. Do tego srebrne relingi na dachu, a z przodu duży grill z wysoko poprowadzoną linią maski. Co ciekawe nazwa modelu powędrowała z bagażnika nad osłonę chłodnicy, więc mamy tu lekką innowację niż w innych samochodach – zazwyczaj takie emblematy trafiają na klapę bagażnika. To jednak nie jest zasługa wersji Calligraphy.
Słysząc o wersji specjalnej spodziewałem się niesamowitego wyposażenie i czegoś ekstra. Na zewnątrz tego nie znalazłem, a w środku? Są tylko dwie rzeczy warte uwagi, które można na pierwszy rzut oka przeoczyć. A ile trzeba dopłacić za pakiet? Nawet i dodatkowe 25 tys. złotych!
Po pierwsze to alcantara (lub nubuk), którą pokryto szczyt deski rozdzielczej i boczki drzwi. W połączeniu z białą skórą środek wygląda dość elegancko i innowacyjnie. Ostatnio ten materiał spotkałem w Porsche Panamera, które kosztowało kilka razy więcej. To miła niespodzianka, jak na azjatycki styl projektowania, więc zmiana jak najbardziej na plus. Do tego materiał uzupełniona białym przeszyciem nici.
Drugą pozycją w odmianie Calligraphy jest kombajn multimedialny prosto od Alpine. Ten zewnętrzny sprzęt połączono z audio Rockford Fosgate, które generuje z kilkunastu głośników aż 710 W. W bagażniku znajdziemy spory subwoofer. Całość gra dość dobrze, ale wyświetlacz na konsoli centralnej wygląda dość komicznie, ponieważ przypomina radia sprzed dekady. Mimo, że skrywa nawigację oraz szereg portów od różnego rodzaju urządzeń, to jednak nie pasuje do ekskluzywnej wersji. Najbardziej szokuje wsadzanie płyt CD, pod podnoszony panel radia. Już dawno nie widziałem czegoś podobnego w nowym aucie.
I to koniec różnic. Reszta to stary, dobry Outlander z ergonomiczną obsługą, sporą ilością miejsca oraz pozostałością projektantów z ubiegłego wieku. Znajdzie się tutaj niejeden przycisk mający już kilkadziesiąt lat, a przez dość ubogie wyposażenie tego egzemplarza sporo tutaj zaślepek. Specjalny Outlander nie posiadał podgrzewanych siedzeń (ani ich elektrycznej regulacji) lub kierownicy. Za klimat odpowiadała jedynie dwustrefowa, automatyczna klimatyzacja.
Zaletą Outlandera jest jednak wysoka pozycja za kierownicą oraz pojemność wnętrza. Kierowca łatwo znajdzie odpowiednią pozycję i będzie czuć się bardzo pewnie prowadzić tego SUVa. W bagażniku natomiast zmieści się 490 litrów ustawnej przestrzeni. Chyba, że w aucie podróżować będzie 7 osób, bo Mitsubishi oferuje taką możliwość. Wówczas kufer zmniejsza się do zaledwie 145 litrów. Dwa tylne rzędy usadowione są wyżej niż przedni pasażerowie. To wina napędu 4×4, ale na szczęście nie skutkuje to wysokim tunelem środkowym, więc na tylnych siedzeniach spokojnie może siąść trzy osoby.
Drugą zaletą jest sposób jazdy Outlandera. Dzięki wymiarom oraz sporym kołom, w aucie człowiek czuje się bardzo bezpiecznie. Mimo, że brak tutaj nowoczesnych systemów bezpieczeństwa, to poczucie otaczającej stali oraz bardzo komfortowo zestrojone zawieszenie powoduje, że niestraszne jest żadne podłoże lub inne przeszkody. Napęd 4WD wyciągnie nas z większości tarapatów, a może być również powodem do frajdy, bo Outlander „potrafi offroad”. Nawet ten poważniejszy.
By tak się działo, pod maską siedział duży, jak na dzisiejsze warunki, 2,2-litrowy motor wysokoprężny o mocy 150 KM. Ta jednostka nie sprawia, że Outlander jest może demonem szybkości, ale nieźle ciągnie te 1,6 tony masy. Na dowód osiągi – 190 km/h prędkości maksymalnej oraz 11,6 sekundy do setki.
Z drugiej jednak strony nigdy nie doświadczyłem braku mocy, chociaż przez 6-biegowy (hydrokinetyk) automat czasem można najeść się strachu. Przy mocniejszym dociśnięciu gazu auto zaczyna mocno wyć, a przekładnia mogłaby pracować trochę szybciej. Na ratunek przychodzą wystające zza kierownicy, spore łopatki, ale jakoś nie zostałem fanem takiego manualnego sterowania. Dodam jedynie, że z tym silnikiem nie można dostać standardowej skrzyni biegów.
Fani ekologii również mogą być zawiedzeni, gdy wspomnę o ekonomii użytkowania auta. Szybka, autostradowa jazda Outlanderem powoduje, że auto spala około 10 litrów ON. W mieście także ciężko zejść poniżej tej wartości. Na szczęście wolniejsza trasa pozwoli zaoszczędzić około 2 litrów. Zdziwić może również bak. Pojemność 60 litrów w tak dużym aucie jest trochę przeciętna. Na szczęście Azjaci dla ekologów za kółkiem przygotowali hybrydę z wtyczką, więc alternatywa stoi w salonach. Z resztą opcją PHEV również jeździłem i jeśli chodzi o jazdę, to samochód „chodził” trochę kulturalniej – tam niestety przeszkadzało CVT.
Niemiłą niespodzianką jest również podatność Mitsubishi na boczne podmuchy wiatru. Jego spora powierzchnia karoserii powoduje, że autem naprawdę potrafi szarpnąć. Radzę więc mocne trzymanie kierownicy. Sam układ działa bardzo lekko i dobrze przenosi intencje kierowcy na koła. W tę świąteczną aurę byłem zmuszony do sprawdzenia jak ten azjatycki SUV radzi sobie w teście łosia. Oczywiście niespecjalnie, ale Outlander zdał egzamin bardzo dobrze.
A ile kosztuje takie Mitsubishi? Niestety ze względu na większą akcyzę za silnik oraz pakiet „perfekcja” w odmianie Calligraphy trochę więcej niż bazowy egzemplarz. Ten można dostać już za niecałe 100 tysięcy złotych. Nasza, testowana bryka to około 160 tys. złotych. To niezbyt wygórowana kwota, zwłaszcza, że odpuszczając parę rzeczy można w konfiguratorze uzyskać sporo niższą cenę.
Mimo, iż nadal nie jestem fanem SUVów, to Outlander był miłym towarzyszem podróży. Myślę, że główna zasługa to potrzeba przewożenia 7 osób podczas okresu bożonarodzeniowego oraz spory bagażnik, który zmieścił wszystkie prezenty. Poza tym pomógł mi odstresować się od świątecznej gorączki podczas zabawy w błocie. Stąd zdjęcia w takim stanie, a nie innym. Obstawiam jednak, że jeżdżąc tydzień autem tylko w mieście miałbym całkiem inne zdanie, bo to Mitsubishi ma wady, które irytują za każdym razem.
Konrad Stopa
Wygląd: | [usr 6] |
Wnętrze: | [usr 6] |
Silnik: | [usr 6] |
Skrzynia: | [usr 4] |
Przyspieszenie: | [usr 6] |
Jazda: | [usr 8] |
Zawieszenie: | [usr 8] |
Komfort: | [usr 8] |
Wyposażenie: | [usr 6] |
Cena/Jakość: | [usr 6] |
Ogółem: | [usr 6.4 text=”false” img=”06_red.png”] (64/100) |
Dane Techniczne:
Silnik: R4
Pojemność: 2268cm3
Moc: 150 KM/3500 obr./min.
Moment: 360 Nm/1500-2750 obr./min.
Skrzynia biegów: Automatyczna, sześciobiegowa
0-100 km/h: 11,6 s
Prędkość max.: 190 km/h
Cena: ok. 165000 PLN