Outlandera trzeciej generacji zobaczyłem po raz pierwszy na Warsaw Motor Show. Pamiętam, że spojrzałem w kierunku stoiska Mitsubishi i mnie zatkało. Dlaczego po tak stylistycznie udanym Otlanderze II generacji, Mitsubishi wypuściło coś takiego – pomyślałem. Tym bardziej, że stary stał koło nowego i gdybym wtedy miał podjąć decyzję którego wolę, na pewno nie odjechałbym „świeżynką”. Minęło kilka lat, przyzwyczaiłem się już do obecnej odsłony tego SUV-a, w czym pomogli mi trochę Japończycy przeprowadzając lifting. I wiecie co?
Przejechałem Mitsubishi Outlanderem z dieslem pod maską ponad 900 km i sam się dziwię, ale między mną, a tym autem nie tylko powstała nić porozumienia. Pojawiła się nawet chemia.
Zacznijmy jednak od tego, że żyjemy w czasach, w których między technologią a trwałością nie można postawić znaku równości. Nie będę nikogo tu zanudzał historiami z cyklu „pralka szwagra ciotki Beaty ma 30 lat i działa nadal”. Przyznacie jednak – adresuje to zdanie do trochę starszych osób – że fajniej mieć telefon, który wytrzymuje bez ładowania 7 dni czy komputer, który nawet jak się w niego kopnie, to co najwyżej się wyłączy, chwilę pomyśli i włączy ponownie. Moja Nokia 3210, którą zostawiłem sobie na pamiątkę, wygląda nadal jak nowa, mimo że używałem jej jeszcze w liceum i to w drugiej klasie (15 lat temu), i z tego co pamiętam często otwierałem nią piwo (wiecie glany, okres buntu, nie siedziało się jeszcze w domu przed komputerem).
A teraz…
Telefony zmieniam średnio co rok, mój roczny laptop potrafi się zawiesić z byle powodu, a rodzice właśnie kupili trzecią w ciągu 8 lat lodówkę, bo w dwóch poprzednich popsuł się termostat (abstrakcyjna cena nowego termostatu wskazuje na to, że został on wykonany co najmniej z materii księżycowej, szkoda tylko, że tak naprawdę wykonali go z g…).
A w motoryzacji?
W reklamach namawia się nas do tego, żeby kupić samochód bez wpłaty własnej, spłacać 1% jego wartości miesięcznie, a następnie po 3-4 latach oddać go w rozliczeniu i wziąć nowy. Oczywiście ma to być najbardziej opłacalna forma zakupu nowego auta (i pewnie jest), ale czy nie ma to podwójnego dna? Czy nie chodzi przypadkiem o to, że samochody stały się już tak zaawansowane technologicznie, a jednocześnie tak niepewne jakościowo, że odpowiedzialność za błędy konstruktorów, lub też jak komu wygodniej – za eko wariactwo- lepiej przelać na kolejnego właściciela, który nie będzie miał już gwarancji?
Do tego dochodzi jeszcze jeden smutny fakt. Współczesne samochody to coraz częściej atrapy. Dźwięk sportowych modeli zastępują elektroniczne urządzenia symulujące pracę pięknie brzmiących jednostek, napędy 4×4 nadają się tylko do jazdy po asfalcie, a odczuwanie przyspieszenia to zjawisko zupełnie zanikające. Masz 250 KM pod nogą i rozpędzisz się w 6 sekund do 100 km/h? Konstruktorzy twojego auta zadbali o to, żebyś jedynie obserwował licznik i siedział za kierownicą jak w kawiarni przy ciastku. Przesadzam? Może tak, ale coraz rzadziej dostaję do testu auto, które jest w stanie dostarczyć mi czystej przyjemności.
Rozmawiałem już o tym z kilkoma kolegami po fachu i praktycznie żaden nie podziela mojego zdania, ale nie zamierzam się tym przejmować i stwierdzam, że Mitsubishi Outlander trzeciej generacji, tu z 2.2-litrowym dieslem pod maską, to naprawdę fantastyczne auto. Żeby dowieść tych słów zadam dość oczywiste pytanie, na które w dzisiejszych czasach trudno o oczywistą odpowiedź. Ale pomogę, naprowadzę.
Po co kupuje się SUV-a? (prawda, że łatwe?)
Żeby z wysoka obserwować drogę, mieć duży prześwit, odporne na polskie drogi zawieszenie, wygodne wnętrze, mnóstwo miejsca dla rodziny, duży bagażnik i – może to nawet najważniejsze – kompletnie się nie przejmować: rozlanym na siedzeniu kefirem, rysą całego boku, pękniętym reflektorem. Ale czy możemy olać takie „drobnostki” w nowym, lśniącym BMW X3 polakierowanym specjalnym perłowym lakierem z 19-calowymi felgami i skórą przełamaną alkantarą na siedzeniach? Nie bardzo. To auto kupuje się, żeby w nim wyglądać. Musi być więc czyste i lśniące. A Mitsubishi – jak dla mnie to wół roboczy, ale czy nie po to został stworzony?
Patrząc na Outlandera z zewnątrz, choć po liftingu stara się on być trochę bardziej modny, a zatem także niestety plastikowy, to w żadnym wypadku nie da się o nim powiedzieć, że jest wyjątkowo ładny. Duży (trochę nieproporcjonalnie) przód, masywna kabina, małe otwory okienne, dużo blachy. Naprawdę nic ciekawego.
Wewnątrz również bez fajerwerków. Prosta deska rozdzielcza oraz nieźle leżąca w dłoniach kierownica zostały niepotrzebnie udekorowane błyszczącym plastikiem, ale taka teraz moda. Do gustu przypadły mi za to listwy drzwiowe oraz przednia przed pasażerem, które wykonano z imitującego szczotkowane aluminium bliżej nieokreślonego tworzywa. Wszystkie przełączniki i pokrętła są pod ręką, jak w starych japońskich samochodach, a jedynym przejawem nowoczesności jest dotykowy panel radia i inforozrywki (chociaż tak naprawdę trudno tu o jakąkolwiek rozrywkę). W testowanym egzemplarzu zabrakło nawigacji, chociaż w bogatszych wersjach oczywiście występuje.
W Outlanderze naprawdę bez problemu można poczuć się jak w aucie co najmniej sprzed dekady. Tym bardziej, że plastiki, z których wykonano deskę rozdzielczą są przeciętnej jakości – raczej twarde, chociaż bardzo dobrze spasowane. O żadnych piskach, trzaskach, zgrzytach na szczęście nie ma więc mowy. Swobodnie można za to rozlać sos z hamburgera czy wspomniany wcześniej kefir – wystarczy potem przetrzeć papierem i gotowe.
Za nagłośnienie Outlandera odpowiada firma Rockford. Tematyka audiocar jest mi bardzo obca, dlatego rzadko piszę o doznaniach dźwiękowych. No chyba że dźwięk jest wyjątkowo wysublimowany jak w Volvo czy Lexusie. Tu z kolei dźwięk jest na tyle nijaki; płaski, bez wyostrzonej linii basów, a sytuacji nie poprawa nawet duża tuba umieszczona w bagażniku, że warto o tym wspomnieć. Cóż, w Outlanderze po prostu mamy radio i możemy słuchać muzyki. Audiofil musi albo przerobić ten sprzęt albo poszukać innego auta.
Niewątpliwą zaletą Outlandera jest wygoda wnętrza. Przednie fotele są masywne i przyjemnie miękkie (nie tak, jak we francuskich autach w latach 90-tych, więc kręgosłup nie boli), a tylna kanapa spokojnie pomieści nawet trzy osoby. Co ważne, miejsca na nogi w drugim rzędzie jest naprawdę dużo, a w razie czego, awaryjnie, możemy przewieźć także dwójkę niewysokich pasażerów na dwóch fotelach chowanych w podłodze bagażnika – z naciskiem na „awaryjnie”. Sam bagażnik ma ogromną pojemność – aż 591 litrów przy złożonym trzecim rzędzie siedzeń.
Podsumowując wnętrze, trzeba użyć sformułowania: stara dobra japońska szkoła – wszystko jest narysowane banalną wręcz kreską, brakuje jakichkolwiek fajerwerków i… cały czas będę tego bronił. Moim zdaniem o to w takim aucie chodzi. Ciężko się za nim odwrócić po zamknięciu drzwi, ciężko również zakochać się w stylistyce wnętrza, ale czy ma to aż takie znaczenie w codziennym użytkowaniu?
Moim zdaniem nie!
Tym bardziej, że Mitsubishi skrywa jeszcze jednego asa w rękawie – przyjemność z jazdy.
Dzisiejsze SUV-y nastawione są przede wszystkim na bezpieczną jazdę przy wyższych prędkościach. Outlander zdecydowanie lepiej czuje się tam, gdzie inne samochody wymiękają. Nastawy zawieszenia Mitsubishi są jednymi z bardziej miękkich w klasie, ale dzięki temu żadna dziura, leżący policjant czy uskok w drodze nie są w stanie odbić się na kościach pasażerów auta. Jadąc osiedlową uliczką złapałem się nawet na tym, że pokonuję spowalniacze z mocno przesadzoną prędkością 55 km/h. Naprawdę łatwo o takie zagapienie.
2.2-litrowy silnik generuje 150 KM i to naprawdę wystarczy. Nie ma mowy o sportowych osiągach, ale ciężko mi przypomnieć sobie sytuację, w której poczułbym się źle na drodze. Outlander bez problemu rozpędza się do 140- 150 km/h. Powyżej tych prędkości robi się już trochę mniej przyjemnie, choćby przez odgłos obijającego się o karoserię powietrza, ale nadal nie czuć strachu u tyłka. Jedynie układ kierowniczy mógłby pracować trochę ciężej i mieć mniejszy zakres obrotów.
Stado przyzwoitej ilości koni mechanicznych, o którym pisałem już wyżej, wprawiane jest w ruch dzięki automatycznej, sześciobiegowej skrzyni biegów (na szczęście nie CVT!!!), która zmienia kolejne przełożenia z przyjemnym ociąganiem. Przyjemnym, bo nie wiem kto oczekiwałby od tego samochodu wbijania biegów niczym w BMW M3. Skrzynia pasuje do charakteru auta i szczerze mówiąc nie wiem po co producent zamontował łopatki na kierownicy?
Gdy mówimy o napędzie, warto również dodać, że mamy tu do czynienia z 4WD, który działa naprawdę gładko i rzadko kiedy informuje kierowcę o swojej ingerencji. W terenie (oczywiście nie w błocie do progów) i na drodze utwardzonej, np. w warunkach zmniejszonej przyczepności możemy na nim absolutnie polegać – nawet z wyłączonym ESP. Napęd można też całkowicie zablokować – 4WD Lock lub dać mu wytchnienie w opcji 4WD Eco. Jeżeli chodzi o spalanie, to ciężko jest zejść z 9 litrów ON na 100 km. Dużo, mało? Moim zdaniem, biorąc pod uwagę masę i gabaryty auta, normalnie.
Kupić czy nie, oto jest pytanie. Moim zdaniem, jeśli ktoś szuka auta, które ma za zadanie ciężko na siebie pracować, wozić bezpiecznie rodzinę i być niezawodne, a przy tym nie zwracać na siebie szczególnej uwagi, to Mitsubishi Outlander wydaje się świetnym wyborem. Ciężko jednak polecić mi go w wersji z silnikiem diesla, a wszystko przez bardzo wysoką akcyzę, którą objęte są auta powyżej 2-litrów pojemności. Auto tak jak stoi kosztuje podczas aktualnej promocji 150 990 tys. zł. To nadal bardzo dużo. Niestety, wybór 2-litrowej benzyny z napędem 4×4, choć oznacza wydatek jedynie 118 990 zł, wymusza zaprzyjaźnienie się ze skrzynią CVT, czyli bezstopniową przekładnią, a to na pewno zadanie trudne. Jeżeli więc ktoś nie zamierza wjeżdżać tym autem w teren, powinien zadowolić się wersją 2WD z 2-litrowym silnikiem pod maską. Obecnie za takie auto w wersji Invite Plus trzeba zapłacić 90 990 zł. Prawdziwa promocja, a w cenie auto, które niczego nie udaje. Kwintesencja motoryzacji!
Adam Gieras
Wygląd: | [usr 5] |
Wnętrze: | [usr 6] |
Silnik: | [usr 8] |
Skrzynia: | [usr 8] |
Przyspieszenie: | [usr 7] |
Jazda: | [usr 7] |
Zawieszenie: | [usr 7] |
Komfort: | [usr 10] |
Wyposażenie: | [usr 8] |
Cena/jakość: | [usr 6] |
Ogółem: | [usr 7.2 text=”false” img=”06_red.png”] (72/100) |
Dane techniczne:
Silnik: diesel
Pojemność skokowa: 2268 cm3
Maksymalna moc kW (KM) przy (obr./min): 110 (150) przy 3500
Maksymalny moment obrotowy Nm przy (obr./min): 360 przy 1500-2750
Pojemność zbiornika paliwa: 63 litry
Wymiary
– Długość (mm): 4695
– Wysokość (mm): 1680
– Szerokość bez lusterek (mm): 1810
– Rozstaw osi (mm): 2670
Napęd: 4WD
Masa własna pojazdu gotowego do jazdy: 1610
Dopuszczalna masa całkowita pojazdu: 2260
Pojemność bagażnika: 561 – 1681 litrów