Dopisek „John Cooper Works” w świecie fanów brytyjskiej marki MINI powoduje szybsze bicie tętna. W końcu to sportowa odmiana okraszona nie tylko agresywnymi dodatkami karoserii, ale też modyfikacjami w części inżynieryjnej danego modelu. Zmiany te sprawdzałem na przykładzie MINI Coopera JCW. Sprawdźcie czy mi się spodobały.
Mini JCW – nadwozie
Trzeba przyznać, że już standardowe MINI wyróżnia się wśród innych rywali segmentu B. Wersja JCW jest jeszcze bardziej dopieszczona i agresywna. Nie sposób nie zauważyć wielkiej lotki przy tylnej klapie lub niecodziennego wzoru felg. Po dalszym przyjrzeniu nasze oko dostrzeże zmodyfikowane zderzaki zarówno z przodu, jak i z tyłu.
Ten tylny jest jeszcze ciekawy z jednego względu. Na środku dyfuzora pojawiły się dwie końcówki rur wydechowych ze stajni Akrapovica. Grają dobrze, ale słyszałem mocniejsze grzmoty z wydechu. Co więcej, w środku auta prawie ich nie słychać, więc ubaw mają tylko przechodnie lub koledzy znajdujący się poza autem.
Zwrócić uwagę może też sam lakier, chociaż bez pasów charakterystycznych dla sportowych modeli MINI. Granat w połączeniu z czarnym dachem i czerwonymi wstawkami (hamulcowe zaciski, listwy, emblematy) jest krzykliwy, ale pasuje do tego typu samochodu. W końcu to mały hothatch!
Gokartowa frajda z jazdy
Model JCW zdecydowanie dowodzi marketingowemu sloganowi. MINI ze swoimi rozmiarami i wagą 1200 kg naprawdę jest trochę gokartem. Z twardymi nastawami nadwozia i pewnym układem kierowniczym kierowca naprawdę może poczuć się niczym początkujący rajdowiec. Samochodem jeździ się pewnie, a dzięki automatowi można skupić się tylko na kręceniu kierownicą i operowaniem pedałami.
Pod maską znalazł się 231-konny silnik benzynowy o pojemności 2 litrów. Jednostka ta nie jest zbytnio wysilona, a w takim nadwoziu sprawdza się wyśmienicie. Wystarczy spojrzeć na osiągi, które jak na auto segmentu B robią wrażenie. Do setki w 6,1 sekundy, a maksymalna prędkość to 246 km/h. Dość sporo jak na gokart, co nie?
Prowadzać samochód pod koniec listopada mam jednak pewne wnioski. Jazda wymaga lekkiej uwagi i polecam uważać, bo elektroniczna szpera, przedni napęd i wilgotna jezdnia mogą sprawić trochę kłopotów. Zwłaszcza podczas jazdy w zakręcie. 320 Nm to nie przelewki.
Dodatkowo podczas testów odniosłem wrażenie, że poprzednik był bardziej wulgarny, co w tej grupie samochodów chyba wydaje się być bardziej na plus.
Designerskie wnętrze
Jeśli nie siedziałeś nigdy w MINI na pewno zwrócisz uwagę na detale. Wnętrze tego samochodu jest naprawdę ładne. Konsola centralna ze święcącym okręgiem, w którym znalazł się ekran wyświetlacza systemu medialnego lub poszczególny przyciski w stylu lotniczym mogą śmiało zawiesić oko na dłużej. Dodając do tego oświetlenie ambientowe zwłaszcza po zmroku wygląd środka robi wrażenie.
Z drugiej jednak strony wersja JCW oprócz innych foteli nie wyróżnia się na tle reszty wersji. Tak samo dobrze posterujecie tutaj systemem i-Drive lub pokręcicie dużym kołem kierownicy.
Słowo uwagi mam do nowych zegarów, które są niewielkim wyświetlaczem i wyglądają dosyć kontrowersyjnie. Drugi minus za przednią szybę. Jej pionowe ustawienie utrudnia podglądanie sygnalizacji świetlnej.
Szkoda też, że nawet w sportowych nastawach (MINI oferuje trzy tryby jazdy) do środka dobiega tak mało dźwięków produkowanych przez układ wydechowy.
To nie jest auto transportowe
Jeśli lubicie podróżować w więcej niż 2 pasażerów trzydrzwiowe (brak ramek w szybach) nadwozie nie jest dla Was. Oczywiście w samochodzie istnieje tylna kanapa, ale na nią lepiej rzucić torbę niż zaprosić współpasażera.
Kolorowo nie jest też w bagażniku, ponieważ kufer MINI ma całe 211 litrów pojemności. Na codzienne zakupy wystarczy, ale na weekendową trasę w bieszczadzkie serpentyny może miejsca zabraknąć.
Ani oszczędne
Spoglądając w kwestie ekonomiczne, MINI również nie okaże się wyborem rozsądku. Na szczęście takie auta kupuje się sercem, które odrzuca informacje o tym, że bak ma tylko 44 litry, a auto pali około 12-13 litrów na 100 kilometrów. Nie patrzy też na cennik i konfigurator marki należącej do BMW. Skoro jest premium, to jest też nie najtaniej – cena wersji ze zdjęć to około 180-200 tysięcy. Jest jednak pozytywne „ale” – wersja JCW minimalnie kosztuje 135 tysięcy złotych, więc jest co dobierać do bazowej kwoty, ale też na czym zaoszczędzić.
Takich samochodów brakuje
Będąc jednak szczerym te kwoty mnie nie przerażają. Przeraża mnie fakt, że takich aut na ulicach i rynku brakuje. Wielu producentów ze względu na ich niszowość oraz coraz surowsze normy emisji po prostu rezygnuje z produkcji. A to błąd, bo takie małe nadwozia z mocniejszymi silnikami od lat były pozytywnie postrzegane. I co, że są nierozsądne – życzę, żeby produkowano ich jak najwięcej.
I mimo, że osobiście wybrałbym hothatcha z segmentu C, bo jest bardziej uniwersalne to naprawdę podczas testu poczułem gokartową frajdę z jazdy! I tego się trzymajmy – prawdziwych wersji JCW, a nie jakiś udawanych pakietów wizualnych.
Idealnie w puentę tego tekstu pasuje mi przysłowie, że liczy się wnętrze, a nie aspekt wizualny. Na szczęście MINI John Cooper Works ma jedno i drugie.
Konrad Stopa
Wygląd: | [usr 8] |
Wnętrze: | [usr 9] |
Silnik: | [usr 7] |
Skrzynia: | [usr 7] |
Przyspieszenie: | [usr 7] |
Jazda: | [usr 7] |
Zawieszenie: | [usr 7] |
Komfort: | [usr 6] |
Wyposażenie: | [usr 8] |
Cena/jakość: | [usr 7] |
Ogółem: | [usr 7.3 text=”false” img=”06_red.png”] (73/100) |
Dane techniczne:
Silnik: R4, benzynowy
Pojemność: 1998 cm³
Moc: 231 KM przy 5200 obr/min
Maksymalny moment obrotowy: 320 Nm przy 1520 obr/min
Skrzynia biegów: automatyczna, 8-biegowa
Napęd: przedni
0-100 km/h: 6,1 s
V-max: 248 km/h
Zbiornik paliwa: 52 l
Cena: od 132 tys. złotych