W ostatnim czasie, znani i (nie)lubiani, coraz chętniej obchodzą swoje urodziny, imieniny, czy jubileusze pracy twórczej, organizując roasty. Co ciekawe, pomimo iż oczernianie za obopólnym przyzwoleniem, wcale nie ma u nas długiej tradycji, to doczekało się nawet motoryzacyjnej odsłony. Co więcej, MINI Aceman E, wcale nie jest pod tym względem pierwsze.
Jeśli jesteśmy w podobnym wieku, to z pewnością jest ci znane uniwersum filmu animowanego Potwory i spółka. Dla niewtajemniczonych, historia opowiada o dwóch jegomościach, którzy pracują w fabryce o tytułowej nazwie. Ich zadaniem, jest uzyskiwanie energii dla miasta, poprzez straszenie dzieci z równoległego, „naszego” wymiaru. Podczas jednej z takich akcji, bąbelek o imieniu Bu, przypadkowo znalazł się w zakładzie pracy Sulley-a i Mike-a, przez co panowie? Potwory? Zostali zmuszeni do czasowej opieki nad dziewczynką.
Z racji, iż potworne uniwersum jest dość spore, już teraz zacznę kierować się do brzegu. Jednym z istotnych działów w zakładzie Potwory i spółka, są tak zwani czyściciele, którymi zarządza Roz. Postać wyglądająca jak wielki ślimak bez skorupy. Ma siwe włosy, nosi okulary i czerwony sweter. Jeśli przyjrzysz się jej, a potem spojrzysz na przód MINI Acemana E, odniesiesz wrażenie, że crossover rozmiaru mini, wygląda dość podobnie. Inną inspiracją, wydaje się być pysk buldoga angielskiego. Wszystko za sprawą szeroko i stosunkowo wysoko rozstawionych świateł oraz pokaźnej maskownicy grilla z pucułowatymi bokami zderzaka. Myślisz, że za bardzo czepiam się nowego MINI? Dopiero zaczynam.
Pora trochę pogrillować
W MINI, samochody nigdy nie miały szczęścia do nazw. Przez wiele lat, podstawowy model nazywany był po prostu MINI, a One, Cooper, Cooper S, itd, były wyróżnikami wersji silnikowych. Co ciekawe, pojawienie się w gamie „wieśniaka”, ewentualnie „ziomka” (Countryman), „piechura”, czy może „chodziarza” (Paceman), oraz „klubowicza” (Clubman), nie wpłynęły zbytnio na nadanie nazwy podstawowemu modelowi. Kiedy jednak taki moment nadszedł, klasyczne MINI, nazwano po prostu Hatch. Zakładam, że owe miano, wymyślono na 3 minuty przed rozpoczęciem weekendu, więc kierownik projektu, niewiele myśląc powiedział: „daj spokój Rob, idziemy do pubu”.
I tak z pewnością musiało być, ponieważ z powyższych nazw, jedynie Paceman nie figurował wcześniej w historii MINI. Kiedyś, Countryman był bardziej rodzinną odmianą Mini, a Clubman? To klasyk, z przeprojektowanym przodem. Ciekawie historia wygląda w przypadku Clubvana, czyli obecnie najrzadszego seryjnego MINI. Nie jest to pierwszy raz, kiedy marka buduje auto dostawcze swojego formatu. Historycznie, samochód nazywał się Austin/Morris Minivan. Szkoda, że gra słów w nazwie MINI Minivan ostatecznie ustąpiła Clubvanowi, choć w sumie, decyzję rozumiem.
Aceman, jak widzicie, jest kolejnym tworem, który otrzymał popularny przyrostek „man”, choć wymyślenie „człowieka asa”, trudno nazwać szczególnie wyszukanym. Pracownicy odpowiedzialni za nową nazwę modelu, prawdopodobnie znaleźli na zakładowym parkingu MINI Pacemana, ze zgubioną literą „P” w nazwie i uznali, że w sumie, to może być niezłe. Nowa nazwa w 10 minut? Nie ma problemu. Tym tropem sam ułożyłem już kilka (też nieparlamentarnych) imion dla nowych modeli.
Nowe MINI, a zupełnie jak za dawnych lat
Ale jedno trzeba oddać MINI Acemanowi. Samochód czerpie garściami z historii, co doskonale widać wewnątrz. Pierwowzór, będący odpowiedzią na kryzys paliwowy, był maksymalnie prostym autem, czego doskonałym przykładem była deska rozdzielcza. Ta składała się z jednego wskaźnika na środku oraz kilku przełączników pod nim. Można powiedzieć, że nowe MINI, z grubsza, prezentuje coś podobnego. Kokpit, niemal w całości wyściełany tkaniną, został ozdobiony okrągłym, dotykowym wyświetlaczem, rozmiaru zegara z Pałacu Kultury i Nauki. Ekran, swój rozmiar zawdzięcza również temu, iż musi pomieścić wszystkie inne funkcje współczesnego auta.
Tak więc, poza szybkościomierzem, mamy tutaj nawigację satelitarną, radio, dostęp do multimediów, Bluetootha, apple Carplay-a, klimatyzacji, podgrzewania siedzeń, czy kierownicy, wszelkich możliwych ustawień, w tym motywu kolorystycznego, czy odcieni oświetlenia ambientowego. Zdaje się niewiele? Wierz mi, że jest tego naprawdę dużo, jednak wolałbym wrócić do tematu. Paceman, doskonale pamięta nawet o tym, że w centralnym miejscu deski rozdzielczej, kiedyś była stacyjka do uruchomienia samochodu. Tutaj też ją znajdziesz, choć jak wiadomo, w połowie trzeciej dekady XXI wieku, nigdzie nie trzeba wkładać kluczyka, a jego symboliczną funkcję, przejął pięknie stylizowany przełącznik, którego trzeba przekręcić. Jak za dawnych lat.
Innym nawiązaniem do chudego okresu, są materiały wykończeniowe. Zdążyłem już wspomnieć o desce rozdzielczej, obitej tkaniną. Wygląda to dość ładnie i pozwala producentowi na ogromne oszczędności, ponieważ materiał osłania nieprzyjemnie twarde plastiki. Prawdę mówiąc, nie dotykasz kokpitu tak często, by miałoby to mieć jakieś szczególne znaczenie, choć moim zdaniem, starsze modele, są pod tym względem lepiej wykonane. Potwierdza to moje prawe kolano, które dawało o sobie znać podczas jazdy autem. Dlaczego? Panel przycisków, o które opierała się moja noga, jest nieprzyjemnie twardy i raczej nieprzystosowany do tego, by być dać ukojenie.
Na tym jeszcze nie koniec
Moja lista narzekań, jest jeszcze dłuższa. Przełączniki przy kierownicy, są żywcem przeniesione z BMW, a klamka drzwi przednich, umieszczona jest w tak głupim miejscu, że żeby otworzyć drzwi, muszę ponieść lewą nogę i przełożyć pod nią prawą rękę. W innym wypadku, wyjście z samochodu jest naprawdę trudne. Nie pogniewałbym się też, gdyby uproszona mapa nawigacji, była dostępna na stałe, na wyświetlaczu head-up. Analogowy zestaw wskaźników na centralnym wyświetlaczu, naprawdę na to zasługuje, bo prezentuje się po prostu uroczo. Pewnie zaczynasz się już zastanawiać, czy z nowym Acemanem, faktycznie jest tak źle? Wręcz przeciwnie, samochód jest świetny!
Zostańmy jeszcze przez chwilę w środku. To miejsce jest prawdziwą kopalnią fantastycznych detali, którymi będziesz się cieszyć jeszcze długo po pierwszej przejażdżce. Nowe MINI, nie ma już wyświetlacza przed kierowcą, a dużą część jego funkcji, przejął opcjonalny wyświetlacz Head-up. Miejsce dodatkowego wskaźnika, zajął skórzany pas, obszyty wielokolorową nicią. O uroczo wyglądającej stacyjce, już zdążyłem wspomnieć, ale o maskownicach głośników wysokotonowych zestawu Harman/Kardon, jeszcze nie. Świetnie wyglądają i pasują do ogólnego wystroju auta. Samo nagłośnienie, gra naprawdę dobrze i powinno być pozycją obowiązkową w twoim konfiguratorze.
MINI, to prawdziwa kopalnia niezwykłych detali
Z pewnością, nie przeoczysz też kierownicy, w której jedno z ramion, jest parciane, ani też oświetlenia ambientowego, punktowo doświetlającego kokpit oraz boczki drzwi. Z resztą, tutaj nawet uchwyty nie są zwyczajne. „Lewitująca rączka” prezentuje się bardzo oryginalnie. Nawet tapicerka siedzeń, perforowana w pepitkowy wzór, wygląda po prostu dobrze. W pełni zasłużone, wysokie noty za styl. Z zewnątrz, mimo iż MINI coraz mocniej odbiega od klasycznej stylizacji, to wciąż trudno pomylić z jakimkolwiek innym autem. Okrągłe reflektory, zastąpiono lekko przymrużonymi światłami, które przywodzą na myśl oczy buldoga.
Sylwetka, tradycyjnie pozbawiona jest wyrazistych przetłoczeń, choć nie sposób przeoczyć delikatnych wybrzuszeń nadkoli, sowicie wykończonych plastikowymi nakładkami. Zgodnie ze zwyczajem, linię okien, wyraźnie oddzielono od reszty karoserii ciemnymi słupkami, a dach, oczywiście, może zostać pomalowany w kontrastowym kolorze. Z tyłu, Aceman wygląda najmniej, jak MINI i gdyby nie wielkie logo, zapewne sporo osób mogłoby mieć problem z rozpoznaniem auta. Jeszcze do niedawna, Union Jack, był charakterystycznym motywem tylnych świateł wszystkich modeli MINI i prawdę mówiąc, rezygnacja z tego elementu, działa na niekorzyść brytyjskiego crossovera.
Szybki na prostej, szybki w zakrętach
Tak, czy siak, warto je dobrze zapamiętać, bo potrafią szybko zniknąć. Już podstawowy Aceman E, napędzany jest silnikiem elektrycznym, rozwijającym następujące liczby: 184 konie mechaniczne oraz 290 niutonometrów momentu obrotowego. I choć samochód nie należy do lekkich (z wagą ponad 1,7 tony), to rozpędza się do 100 km/h w mniej, niż 8 sekund. Szybkość maksymalna? Ograniczona do 160 km/h. Co ciekawe, na krętej drodze, MINI jest jeszcze większym wyzwaniem i to nie tylko ze względu na nisko położony środek ciężkości.
Świetnie zestrojone zawieszenie oraz twardy, bezpośredni układ kierowniczy, zapewniają fantastyczne wrażenia z każdego wirażu. Właściwie można byłoby przysiąc, że Aceman pokona każdy zakręt, z absolutnie dowolną szybkością. Do tego świetnie hamuje, nawet jeśli polegasz jedynie na rekuperacji. Ba! Z jej pomocą, samochód może się wręcz zatrzymać, co przy odpowiednim traktowaniu sprawi, że zapomnisz o lewym manipulatorze.
Ta miłość wcale nie będzie tania
Z całą pewnością Aceman, to naprawdę świetny samochód, który uwielbia zakręty i świetnie przyspiesza. Co więcej, wciąż mowa o wariancie z podstawowym silnikiem pod maską. Owszem, możesz zainteresować się Acemanem SE, albo nawet JCW, tylko po co? Już bazowy model, zapewni w mieście niebywałą frajdę, a do najtańszych i tak należeć nie będzie. A skoro już jesteśmy przy cenach, to te zaczynają się od 161 500 złotych. Tradycyjnie już, prezentowany samochód został „ozdobiony” kilkoma dodatkami, takimi jak np. lakier metaliczny, linia Classic oraz topowy pakiet wyposażenia (na którego liście, znajdziesz m. in. dostęp komfortowy, asystent świateł drogowych, przyciemniane szyby, ekran Head-up oraz panoramiczne okno dachowe). Powyższe pozycje z cennika, windują wartość samochodu do lekko szokujących 191 600 złotych.
Tekst i zdjęcia Marcin Koński
Zdjęcia Mini Aceman E:
Dane techniczne MINI Aceman E:
Silnik: elektryczny
Moc: 184 KM
Moment obr.: 290 Nm
Skrzynia biegów: bezstopniowa
Napęd: przód
0-100 km/h: 7,9 s
Prędkość maksymalna: 160 km/h
Cena: od 162 tysięcy złotych
Pomiary własne
0-100 km/h (nachylenie): 7,94 s (0,16%)
1/4 mili: 15,6 s
60-100 km/h: 3,92 s
80-120 km/h: 5,02 s