Czas diesli jeszcze nie przeminął. Nie można stawiać na nich kreski, tym bardziej, gdy są tak dobre jak w testowanym Mercedesie GLA. Samo auto też nie zawodzi. Powiem więcej, gdybym miał pod domem pierwszą generację tego modelu, byłoby mi przykro, że Mercedes tak mocno poprawił następcę…
W parkach prasowych mamy coraz więcej aut elektrycznych i hybryd. Mnie na szczęście udaje się sprytnie lawirować, żeby tych pierwszych nie brać w ogóle, a drugie testuję tylko wtedy, gdy nie mają w nazwie „PHEV”. I gdy wydawać by się mogło, że auta z silnikami diesla znikają już bezpowrotnie z cenników producentów, mamy w niektórych salonach nadal dostępnych jeszcze kilka modeli, które nie tylko mają sprawnego ropniaka pod maską. Ich zakup wydaje mi się w obecnej chwili idealnym rozwiązaniem dla kogoś, kto sporo jeździ, nie ma zbyt lekkiej nogi, a także nie planuje budowy domu z niezależnym źródłem energii w postaci fotowoltaiki (ceny ropy obecnie szybują, ale miejmy nadzieję, że po wojnie wrócą do poziomu akceptowalnego).
Zanim jednak przejdę do właściwego testu, zwrócę się jeszcze do włodarzy Mercedesa. Moi drodzy! Kawał dobrej roboty odwaliliście. Dawno żadnym autem nie jeździło mi się tak dobrze jak testowaną GLA 220d. Z pierwszą generacją GLA miałem i mam (dzięki Pankowi w Warszawie, a korzystam często) nadal do czynienia i choć stylistycznie druga generacja może nie szokuje pod każdym względem – to technologicznie, w kwestii wykończenia czy wreszcie – przyjemności z jazdy góruje nad poprzednikiem. I to zdecydowanie!
Z zewnątrz
Moim zdaniem to akurat jest najsłabszy punkt Mercedesa GLA. Z zewnątrz wygląda trochę jak lekko napompowana klasa B. O wizerunek auta typu SUV dbają plastikowe osłony błotników i progu. Oczywiście nie jest źle, ale brakuje mi jakiegoś pazura. Ot miłe dla oka, obłe auto. Czy można coś jeszcze napisać? Chyba nie.
Wnętrze
Mercedes kojarzy się powszechnie w Polsce z prestiżem, dobrym wykonaniem i topową jakością użytych materiałów. Tego typu obraz w naszych głowach został wytworzony jeszcze w poprzednim ustroju politycznym, kiedy na polskich ulicach królowały Polonezy, Duże Fiaty i Warszawy, a Mercedes W115 czy W123 to był rzadki widok. Właściciel takiego auta musiał być prywaciarzem, badylarzem albo taksówkarzem. Innych nie było stać. W Stanach Zjednoczonych, gdzie Mercedesy również w latach 80-tych były wybierane przez milionerów, panowała po prostu moda na auta z Niemiec. Tuż za Mercedesem, swoje żniwa sprzedaży zbierało wśród bogaczy np. BMW. Czy te auta rzeczywiście były lepsze od konkurencji? Od japońskiego Lexusa (ten powstał pod koniec lat 80-tych) niekoniecznie, ale od amerykańskiego Oldsmobile’a być może. Od polskiego Fiata – na pewno.
Czasy się jednak zmieniły, Mercedes pod koniec lat 90-tych zaczął produkować coraz gorsze auta. Przeszedł przez długą i niewdzięczną drogę pełną rdzy i odpadających fragmentów aut. Gdy blachy się już poprawiły, to na początku 2010 roku wszystkie Mercedesy zaczęły skrzypieć w środku. Każdy fragment plastiku czy aluminium lub drewna pod dotykiem palca wydawał z siebie odgłosy niczym rozzłoszczony osioł ciągnięty na siłę do roboty. Mnie to strasznie irytowało. Cóż, na szczęście te czasy też mamy już za sobą. Kolejne dziesięciolecie XXI wieku Mercedes otworzył z nową jakością. Tak z zewnątrz, pod maską, jak i wreszcie – wewnątrz.
Czemu o tym piszę? Bo GLA jest wreszcie autem premium. Niczego nie musi się wstydzić ani udawać. Środek auta jest nie tylko wysmakowany stylistycznie, ale też bardzo solidnie wykończony i zmontowany.
Podobać się może ekran prędkościomierza połączony z tym obsługującym multimedia. Styliści postarali się wkomponować go tak, żeby nie straszył swoją formą – w poprzedniku był jakby doczepiony na siłę. Na szczęście obsługa podstawowych ustawień, jak temperatura, podgrzewanie foteli, odparowanie szyb, nadal odbywa się za pośrednictwem przycisków umieszczonych na panelu pod środkowymi wylotami powietrza.
W testowanym egzemplarzu sposób wykończenia, głównie za sprawą kolorystyki, przypadłyby do gustu starszym kierowcom. Drewniane panele połączone z brązową, skórzaną tapicerką – moja 65-letnia mama uwielbia takie zestawienia kolorystyczne. Ja zdecydowanie wolałbym tu coś rozjaśnić. A drewno (chyba prawdziwe, choć kornikiem nie jestem) zamieniłbym na szczotkowane aluminium. Pewnie można, więc nie narzekam. Młodszym kierowcą zapewne do gustu przypadnie nastrojowe oświetlenie, które można dostroić aż na 64 sposoby – tyle odcieni przygotował producent. Można z niego też zrezygnować, co polecam, szczególnie podczas nocnej jazdy poza miastem.
Siedzenia z przodu są bardzo wygodne, ale z tyłu wyżsi pasażerowie na pewno będą mieli powody do narzekania, szczególnie na dłuższych trasach. Dzieci, nawet dwójka, odnajdą się tam wyśmienicie. Bardzo wygodnie zajmuje się miejsce za kierownicą. Zresztą, po otwarciu drzwi, które przy okazji osłaniają próg, dzięki czemu spodnie nigdy nie są brudne, wsiadanie jest łatwe i przyjemne – czy to zajmujemy miejsca z przodu czy też z tyłu. Dostęp do bagażnika również jest łatwy, a jego wielkość (435 l) powinna wystarczyć na dłuższą przejażdżkę z kompletem bagaży. Co ważne, auto urosło wszerz o całe 30 milimetrów. I to czuć. Prowadząc GLA ma się wrażenie, że podróżujemy autem większym. A to przecież najmniejszy SUV w ofercie marki!
Słówko jeszcze o multimediach, a dokładnie wirtualnym asystentcie systemu MBUX (Mercedes-Benz User Experience). Słynne „hej Mercedes” działa, ale… to bardziej ciekawostka niż system, na którym można polegać. Obsługa infomediów, mimo gładzików na kierownicy i sensownie rozplanowanemu, czytelnemu wyświetlaczowi wcale nie jest intuicyjna. Wszelkie „głębsze” ustawienia dokonuje się po kilkupoziomowym przeklikaniu, a co za tym idzie – bez patrzenia na drogę. Ale to chyba jedyna wada. I jest to wada wyprodukowana celowo – na życzenie klientów. Niestety odbiorcy klasy premium oczekują błyskotek, ekranów i iście lotniczo intuicyjnej obsługi.
Jazda
Pod maskę prezentowanego auta trafił 190-konny, 2-ltrowy silnik diesla generujący aż 400 Nm. Moc trafia tu na cztery koła, choć tak naprawdę koła przednie są wybierane przez elektronikę najczęściej. Tylne dołączają się jedynie w razie uślizgu lub utraty przyczepności. W teren GLA nie radziłbym raczej zabierać. Nie tylko ze względu na napęd, który ma poprawiać bezpieczeństwo i trakcję na co dzień, bez terenowych aspiracji, ale też ze względu na felgi. 20 cali na kołach, choć robi wrażenie, bardzo łatwo uszkodzić… Niestety w moim przypadku wystarczył jeden krawężnik ze zbyt szybkim najechaniem i rant felgi uległ uszkodzeniu.
Gdy jednak przymkniemy oko na fakt, że to nie jest SUV, który pomoże nam przejechać zabłoconą drogę gdzieś w Bieszczadach, a wygodne, wyżej zawieszone auto z wyśmienitą trakcją, perfekcyjnie zmieniającą biegi 8-biogową skrzynią 8G-Tronic, nie będziemy czuć niedosytu. GLA jest bardzo uniwersalne i powinno przypaść do gustu tak paniom, jak panom, niezależnie od wieku – w końcu można go sobie mocno pod siebie spersonalizować.
Silnik jest niezwykle cichy, elastyczny i oszczędny. Spalanie na trasie Warszawa – Katowice – Warszawa bez smagania gazu, jadąc normalnie, w zgodzie z przepisami wyniosło 5,7 litra ON/ 100 km. W mieście bez problemu mieściłem się w 7 litrach ropy na 100 km. Myślę, że miłośnicy jazdy o kropelce mogliby bez trudności te wyniki jeszcze o 0,2-0,4 litra poprawić. Pamiętajmy, że mówimy o aucie, które przyspiesza w rewelacyjne 7,3 do setki i prowadzi się naprawdę zacnie, jak na swoje podwyższone gabaryty… Szybsze wejście w zakręt nie kończy się potem na szyi. Przejazd przez garb nie wybija zębów kierowcy, i to pomimo ogromnych felg i pakietu AMG, który poza efektem wizualnym wpłynął też na zawieszenie – zostało ono nieznacznie utwardzone.
Miłośnicy kontroli mogą też jechać spokojnie – GLA zostało naszpikowane licznymi systemami wspomagającymi kierowcę. Auto zahamuje, przypilnuje pasa, pojedzie kawałek samo, choć będzie prosiło o złapanie kierownicy już po chwili. To jednak nie jest jeszcze auto z autopilotem. I dobrze. Tu nadal rządzi kierowca!
Mamy zatem ideał?
Sam nie wiem. To naprawdę dobre, dopracowane, premium – oj tak, auto. Przed jego zakupem warto jednak pamiętać, że tanio nie jest, szczególnie jeśli postanowimy zaszaleć w konfiguratorze. Również dostępność aut w salonach, w tym… niektórych elementów wyposażenia (patrz niżej) rozczarowuje. A wszystko przez postcovidowe przerwy w łańcuchach dostaw. Warto także mieć na uwadze drożejącą względem bezołowiowej ropę oraz konieczność dolewania mocznika (Adblue) do baku wtedy, gdy auto tego będzie potrzebowało. Szkoda, bo diesel w tym aucie to najlepszy obecnie oferowany silnik!
Adam Gieras
Zdjęcia Mercedes GLA:
Dane techniczne Mercedes GLA:
Rodzaj silnika: t. diesel
Moc silnika: 190 KM
Moment obr.: 400 Nm
Skrzynia biegów: automatyczna, 8-stopniowa
Napęd: 4×4 dołączany automatycznie
0-100 km/h: 7,3
Prędkość maksymalna: 219 km/h
Cena testowanej wersji: w momencie testu, egzemplarz testowy był wyceniany na około 250 tys. zł