Mercedes klasy V300d to ekskluzywny van, który idealnie się sprawdzi się dla pewnej grupy i firm, ale czy dla reszty również?
Vany albo się kocha, albo nienawidzi. Jedni w nich widzą praktyczne auta, dzięki, którym można zabrać całą rodzinę na wycieczkę w jakiekolwiek miejsce, a drudzy spostrzegają je jako przeżytek i słonie w składzie porcelany.
Obecnie powoli firmy wycofują się z tego typu pojazdów, ale są również producenci, u których tego typu samochody w dalszym ciągu cieszą się popularnością. Jedną z nich jest Mercedes i ich klasa V, która jest bohaterem dzisiejszego testu.
Mercedes-Benz V300d – długi i dostojny
Trudno jest powiedzieć coś odkrywczego na temat klasy V. Jest to po prostu VAN. Niczym szczególnym nie różni się z zewnątrz od pokrewnych mu samochodów innych marek. No może jest bardziej elegancki niż taki Volkswagen Transporter.
Przód to typowy Mercedes z dużymi światłami LED, nie mniej małą gwiazdą i grillem. Wygląd jest adekwatny do wszystkich Mercedesów, które miały były w sprzedaży w 2019 r., gdyż wtedy wprowadzono lifting tego modelu, który zadebiutował jeszcze w 2014 r.

Krótka maska i duże wloty powietrza to również znak rozpoznawczy wersji testowanej przeze mnie.
Idąc dalej, wlew paliwa mamy na słupku B, zaraz za drzwiami kierowcy, w dolnej jego części. Później są elektrycznie przesuwane drzwi, które również można zamknąć za pomocą przycisków w aucie oraz na kluczyku. Dach wieńczą relingi dachowe.
Z kolei tył to jedna duża tafla klapy bagażnika z dużą przyciemnianą szybą. U jej szczytu zamontowano mały spojler.
Klasa V w tej wersji posiada następujące wymiary: 5,14 m długości, 2,25 m szerokości, 1,90 m wysokości i 3,20 m rozstawu osi. Jak zatem widać, auto jest dosyć długie, ale jak to później udowodnię, nie jest wygodne.
Niemniej klasa V jadąc ulicą widać, że należy do wyższej klasy samochodów. Jest to dostojny van, który sunie, a szare nadwozie dodaje mu klasy.
Mercedes-Benz V300d – sześć miejsc, ale mało przestrzeni
O wnętrzu testowanej V klasy można powiedzieć zdecydowanie więcej. Ma wiele zalet, ale również mankamentów, które mogą okazać się nie do przeskoczenia.
Pierwsza rzecz, na którą zwróci się uwagę to sześć osobnych foteli. Każdy z nich wyposażony jest w podgrzewanie i wentylowanie. Drugą rzeczą będzie duży, ale dzielony szklany dach panoramiczny, którego przedni segment otwiera się.

Boczne, przesuwne drzwi otwierają się elektrycznie, a można tego dokonać dzięki przyciskom na słupku B, na konsoli środkowej obok kierowcy i na kluczyku.
Przed siedzeniami drugiego rzędu z oparć foteli pierwszego rzędu można wyciągnąć stoliki, które sądząc po konstrukcji głównie nadawać się będą do pracy.
Dwa przednie fotele praktycznie nie różnią się niczym, jeśli chodzi o kształt. Jedyna zmiana w stosunku do pozostałych to fakt, że mają elektryczne wspomaganie przesuwania.
Przed kierowcą znajdują się klasyczne zegary, a po jego prawej umieszczono ekran dotykowy od nawigacji i multimediów, a poniżej niego touchpad do jego obsługi. Nie ma jakiejkolwiek półki do ładowania telefonu, ale w podłokietniku znajduje się lodówka, w której spokojnie zmieści się butelka. Tuż za podłokietnikiem umiejscowiono dwa pojemniki na napoje, które można albo chłodzić, albo podgrzewać. Uchwyty na napoje znalazły się również w trzecim rzędzie.

A jak z użytkowością? Okna chociaż duże, to otwierają się jedynie te przy kierowcy i pasażerze. Dla osób siedzących na tylnych fotelach udostępniono osobny panel od klimatyzacji.
System audio jest problematyczny do wyregulowania. Piosenka, która jest odtwarzana ma praktycznie dwa tryby – gra tak głośno, że nie słychać współpodróżujących albo tak cicho, że nie słychać co jest odtwarzane. Zero elastyczności. Pierwotnie zakładałem, że problem polegał na tym, że źródłem dźwięku był telefon, ale w przypadku radia jest dokładnie taka sama historia.
Wspomniany touchpad również nie należy to najlepszej formy obsługi ekranu. Czasem wygodniej po prostu wyciągnąć rękę i wszystko wyklikać palcem.
Kolejny mankament dotyczy dostępności do tylnych siedzeń. Nawet po złożeniu drugiego rzędu jest to utrudnione. Da się wejść, ale trzeba się nagimnastykować. Do tego dochodzi ciasnota przechodzenia pomiędzy drugim, a trzecim rzędem – przez oparcia jest to niewykonalne.

Jednak jak łatwo się domyślić, jak już usiądziemy, to miejsca na nogi jest wystarczająco. Jest go na tyle, że możemy zarzucić nogę na nogę.
Jednak najbardziej uderzają negatywnie dwie rzeczy. Pierwsza z nich to punkty ładowania. Z przodu dostępne są w podłokietniku jedynie gniazda USB-C, a z tyłu… nie ma niczego. Dokładnie. Szukałem, na słupkach, w siedzeniach, pod fotelami, w oparciach przednich foteli. Wszędzie. Nie ma ani jednego złącza. Powerbank to mus podczas podróży. Jest to o tyle zaskakujące, że nawet auta niższej klasy mają zagwarantowane chociaż jedno zwykłe złącza USB, a w samochodzie klasy Mercedesa nie ma ani jednego. Chyba, że liczymy wejście zapalniczki?
Drugim największym mankamentem jest bagażnik, a właściwie to schowek. W tylnej części V klasy mamy przestrzeń na mniej więcej cztery walizki samolotowe i półkę z schowkiem na rękawiczki, na której możemy położyć kolejne kosmetyczki lub mniejsze bagaże. Koniec.
Można odnieść wrażenie, że klasa V nie jest autem praktycznym, że składa się z samych mankamentów. Tak jednak nie jest. Tym pojazdem spokojnie zabierze się sześć osób, mają dużo przestrzeni na nogi i nad głową. Wnętrze jest bardzo dobrze wykonane, nic nie trzeszczy, nic się nie rusza. I jak to ma miejsce w przypadku Mercedesa wszystko jest elegancko wykończone, nawet jeśli mówimy o zwykłych, kremowych, skórzanych siedzeniach. Z kolei deska rozdzielcza jest dwukolorowa.
Prestiż marki czuć, ale niestety jest kilka problemów, które uprzykrzają życie podróżującym.
Mercedes-Benz V300d – ma sunąć, a nie zasuwać
Jak zatem się prowadzi ten luksusowy van? Zacznijmy od tego, że jest to diesel o pojemności 2 litrów (1950cm3), który dysponuje 237 KM mocy oraz momentem obrotowym wynoszącym 500 Nm. Moc przekazywana jest na wszystkie koła za pomocą dziewięciostopniowego automatu. Auto rozpędza się od 0 do 100 km/h w 7,9 s., a prędkość maksymalna wynosi 220 km/h.

I teraz możemy przejść do wrażeń z jazdy. Zawieszenie pneumatyczne, które w razie potrzeby unosi nasz pojazd podczas jazdy w „terenie” jest komfortowe. Gorzej jednak z fotelami, które są strasznie niewygodne. Przejechanie trasy o długości 160 km skutkowało tym, że z pojazdu wychodziło się całkowicie obolałym. Jest to domena wszystkich siedzeń.
Klasa V w zakrętach nie jest pewna. Wchodzenie w łuk z większą prędkością skutkuje lekkim strachem. Nie musimy jednak aż tak tym się przejmować, gdyż ten samochód jest po prostu powolny. Z drugiej strony ten van nie powstał jako auto wyścigowe (chociaż jak większość szanujących się pojazdów posiada na wyposażeniu tryb Sport).
Największym zaskoczeniem jak to, że przez tylną szybę praktycznie nic nie widać. Jest ogromna i zajmuje dużą powierzchnię klapy bagażnika, a i tak przez ustawienie siedzeń praktycznie jest bezużyteczna. Całe szczęście są kamery, w tym ta w lusterku wstecznym.
Kolejną wadą klasy V jest promień skrętu. Na parkingu w centrum handlowym podczas wjazdu na wyższe piętro trzeba było brać łuk np. na korektę. Za szeroko wchodzi, przez co ten van jest dosłownie jak „słoń w składzie porcelany”.

Z kwestii użytkowości trzeba również wspomnieć o asystencie głosowym, którego wywołuje się poprzez wypowiedzenie komendy „Hej Mercedes!”. Jak łatwo się domyślić nie działa tak jak trzeba. Zresztą jak w większości samochodów. Wybiera niewłaściwe kontakty, a wprowadzanie głosowo danych do nawigacji to czysta udręka. Jakby tego było mało po pewnym czasie nieudanych prób sam system brzmi jakby miał pretensje do ciebie.
Wróćmy jednak do jazdy. Mercedes nie jest zły. Ma swoje problemy, ale wszystko jest akceptowalne. Zawieszenie jest w porządku, widoczność poza tylną szybą jest ok, można jechać po brukowanej ulicy, ale do kierowcy dochodzą lekkie wibracje.
Również spalanie nie jest jakieś specjalnie duże. Podczas testów najniższa wartość jaką udało mi się osiągnąć to 8,5L/100 km. Jest to lepiej niż podaje producent, u którego dolna wartość to 8,7 L/100 km.
Mercedes-Benz V300d – dla kogo to van?
Dla kogo przeznaczony jest ten van? W tej wersji, którą miałem okazję testować z całą pewnością nada się dla hoteli i firm oferujących przewóz osób bardziej luksusowymi pojazdami. Może być wykorzystywany podczas podróży służbowych, chociaż brak dodatkowym gniazdek czy wejść USB może być dużym utrudnieniem.
Rodziny raczej będą się trzymać z dala od niego. Jego cena zaczyna się od 245.082,42 zł, ale za odmianę V300d z napędem na wszystkie koła należy już zapłacić 293.873 zł. Dosyć sporo, jeśli jedynym celem posiadania takiego samochodu są wycieczki z dziećmi na dłuższe podróżne.
Mercedes klasy V to auto zobowiązujące. Auto dla firm i do przewozu VIP-ów. I niech lepiej jeździ na krótkich dystansach.
Konrad Grobel
Mercedes Klasy V 300 d :


























Mercedes-Benz V 300 d – dane techniczne:
Silnik: 1950cm3, diesel
Moc maks.: 237 KM
Maks. Moment obr.: 500 Nm
Prędkość maks.: 220 km/h
Skrzynia biegów: automatyczna, 9 biegów