Eksploatacja samochodu elektrycznego to temat rzeka. Jedni uważają, że to rozwiązanie, które sprawdza się tylko w mieście ze względu na nikły zasięg, inni twierdzą, iż są uniwersalne i podołają każdemu zadaniu. Postanowiłem zatem wsiąść w jednego z elektrycznych Mercedesów i pojechać nim do Zakopanego.
Trasa z pozoru wydaje się być dosyć prosta i mało problematyczna. Z Warszawy do Zakopanego mamy około 420 kilometrów więc dla samochodów napędzanych klasycznymi paliwami nie stanowi ona żadnego wyzwania. Dla samochodu elektrycznego przy obecnym stanie infrastruktury jest to już nieco większa przygoda, która wymaga lepszego przygotowania. Dodatkowo, aby nie ułatwiać sobie zbytnio zadania, na tą wyprawę zabrałem ze sobą Mercedesa EQB 350 4MATIC, który wedle deklaracji producenta powinien przejechać na jednym ładowaniu dokładnie 420 kilometrów.

Ruszamy w drogę
Na Podhale ruszyłem ze stolicy z bateriami naładowanymi w okolicach 90%. Warunki były mocno jesienne – temperatura oscylowała w okolicach 5 stopni na plusie, było dosyć wilgotno. By test wypadł jak najbardziej normalnie założyłem podróżowanie w trybie Comfort wraz z wszelkimi dostępnymi udogodnieniami jak klimatyzacja czy ogrzewanie foteli. Prędkość przelotowa na trasie jaką obrałem to 110 km/h. Ładowania do Zakopanego planowałem dwa – pierwsze z nich na Orlenie w Jędrzejowie (220 kilometrów od Warszawy) oraz na Greenway-u zaraz za Krakowem przed wylotem na Zakopiankę.
Pierwsze przejechane kilometry zapowiadały się dosyć owocnie. EQB zużywało całkiem znośne 16,8 kWh więc przy baterii, której pojemność użytkowa wynosi 66,5 kWh dawało nam to zasięg na poziomie 370 kilometrów. Do pierwszego zaplanowanego przystanku udało się dojechać w około 2 godziny i 40 minut co pokrywa się mniej więcej z czasem deklarowanym przez Google Maps dla samochodu spalinowego. Niestety na miejscu okazało się, że ładowarka jest zajęta, w kolejce czeka jeszcze jedno auto, a wolne złącze Type 2 nie działa. W tym miejscu EQB po przejechaniu 220 kilometrów deklarował zasięg na około 120 kilometrów, a do drugiej zaplanowanej ładowarki Greenway zostało nam 100 kilometrów. Aby nie ryzykować postanowiliśmy zrobić 30 minutowy postój w Zielonkach na stacji ładowania GO+, na który to EQB dojechało z zasięgiem 50 kilometrów. Warto jednak wspomnieć, że od Jędrzejowa jechałem już dużo bardziej zachowawczo i ostrożnie – nadal nie rezygnowaliśmy z komfortu termicznego wewnątrz, jednak zredukowałem prędkość przelotową do około 90-100 km/h. W ciągu tego postoju udało nam się wrzucić do baterii Mercedesa niecałe 17 kWh.

Ostatni planowany postój przed wyjazdem na Zakopiankę był już nieco dłuższy. Na Greenway-u spędziliśmy niecałą godzinę, podczas której EQB naładował się niemal do 100%. W tym czasie udało się chwilę odpocząć, zjeść obiad i zrobić konieczne zakupy dlatego też czas ładowania nie był jakoś specjalnie odczuwalny i nie musieliśmy siedzieć w samochodzie i czekać z zegarkiem w ręku na zakończenie ładowania. Miejsce docelowe udało się osiągnąć po około 7 godzinach i 20 minutach. Odliczając czas poświęcony na ładowanie daje nam to niecałe 6 godzin jazdy czyli około 30 minut więcej niż w przypadku samochodu spalinowego.
Jeśli zaś chodzi o powrót to w tym przypadku EQB zostało naładowane do pełna na jednej z ładowarek w Zakopanem. Drugi postój na ładowarce zaplanowaliśmy w Krakowie – korzystając z okazji zrobiliśmy mały spacer po rynku, zjedliśmy obiad i wyjechaliśmy naładowanym do pełna EQB w stronę stolicy nie planując już żadnych przystanków. Tutaj założenia były dokładnie takie same jak w poprzednią stronę – prędkość 110 km/h i korzystanie z urządzeń pokładowych bez ograniczeń. Do Warszawy EQB dojechało bez problemu zapewniając nam jeszcze około 110 kilometrów zasięgu.

Parę słów o kosztach i eksploatacji
Zużycie energii na dystansie około 1200 kilometrów wyniosło 17.1 kWh/100 km. Jeśli zaś chodzi o koszty to ładowarki pochłonęły około 247 zł. Przy obecnych cenach paliwa daje nam to około 38 litrów bezołowiowej lub 32 litry ropy. Cała reszta matematyki zależy już od tego jakie zużycie paliwa przyjmiemy.
Elektryczny Mercedes podczas całej eksploatacji okazał się być bardzo wdzięcznym i przyjemnym w obyciu towarzyszem. Pochwalić na pewno muszę odizolowanie kabiny od dźwięków z zewnątrz. Właściwości jezdne również stoją na wysokim poziomie. Samochód prowadzi się pewnie i stabilnie. Zawieszenie sprawnie radzi sobie z wybieraniem wszelkiego rodzaju nierówności i zestrojono je zdecydowanie bardziej pod komfortowe przemieszczanie się.
W przypadku wersji 350 4MATIC mamy do dyspozycji 292 KM oraz 520 Nm momentu obrotowego. Moc przenoszona jest na obie osie za pośrednictwem dwóch silników elektrycznych umieszczonych z przodu oraz z tyłu. Dynamiki nie brakuje w praktycznie każdym zakresie prędkości. Sprint do pierwszej setki trwa tutaj 6,2 sekundy, a prędkość maksymalna to 160 km/h.

Spalinowe geny
EQB to elektryczny odpowiednik GLB i widać to bardzo mocno po jego designie. W kwadratową bryłę nadwozia wpisano wiele charakterystycznych elementów dla modeli z linii EQ na czele ze świetlnymi pasami łączącymi przednie oraz tylne światła. Całość wygląda dosyć świeżo i spójnie.
Wnętrze to już taka klasyka gatunku w mniejszych modelach Mercedesa. Dominują tutaj dwa ekrany oraz spora ilość fortepianowej czerni i wielokolorowego oświetlenia. Kabina jest funkcjonalna, aczkolwiek obsługa wszystkich urządzeń pokładowych wymaga lekkiego przyzwyczajenia. Co ciekawe, testowany przez nas egzemplarz nie obsługiwał zarówno Android Auto jak i Apple Car Play – podobno jest to związane z brakiem półprzewodników i jak zaznacza Mercedes, egzemplarze trafiające do klientów mają obsługiwać te funkcje bez najmniejszego problemu.
Pasażerowie podróżujący wewnątrz na pewno nie będą narzekać na brak miejsca. Z tyłu kanapa jest dzielona w proporcjach 40:20:40 i dodatkowo posiada opcję przesuwania oraz regulowania kąta pochylenia oparcia. Bagażnik ma pojemność 495 litrów w przypadku wersji 5–osobowej. Opcjonalnie EQB może zabrać na pokład 7 pasażerów, w takim przypadku bagażnik traci 30 litrów. Niestety, ze względu na bazę w postaci spalinowego GLB, EQB nie posiada dodatkowej przestrzeni ładunkowej pod maską dlatego tez kable jeżdżą razem z nami z tyłu.

Ceny i podsumowanie
Cennikowo najtańszego EQB możecie kupić za 228 110 zł dostając w zamian podstawowy wariant 250 wraz z napędem na przednią oś, mocą 190 KM i zasięgiem na poziomie 469 kilometrów. Testowana wersja 350 4MATIC otwiera cennik kwotą 251 100 zł. W naszym egzemplarzu znalazła się pokaźna lista opcji, która wywindowała finalną cenę do poziomu 320 000 zł.
Patrząc na cennik GLB można wywnioskować, iż dopłata do elektrycznego EQB waha się w okolicach 50-60 tysięcy złotych. Jeśli weźmiemy pod uwagę dopłaty do samochodów elektrycznych oraz niższe koszty eksploatacji, różnica ta może zwrócić się dosyć szybko.

Zabranie samochodu elektrycznego w trasę okazało się być ciekawą przygodą. Szczerze powiedziawszy spodziewałem się większej ilości nieprzewidzianych niespodzianek i większego stresu jeśli chodzi o zasięg i ładowanie. Poza jedną sytuacją udało się uniknąć niepotrzebnego czekania i ładować samochód przy okazji załatwienia innych spraw. Życie z elektrykiem na co dzień jest jak najbardziej możliwe, ale bez dwóch zdań wymaga znacznie większego przygotowania logistycznego i planowania niż w przypadku samochodu spalinowego.
Jakub Głąb
Zdjęcia Mercedes EQB:



























Dane Techniczne Mercedes EQB:
Silnik: elektryczny
Moc maksymalna: 292 KM
Maksymalny moment obrotowy: 520 Nm
0 – 100 km/h: 6,2 s
Prędkość maksymalna: 160 km/h
Cena: 228 110 zł (podstawa), 320 700 zł (testowany)
Komentarze 2