Ze sportowym samochodem często bywa tak, że ni w ząb nie jest uniwersalny. Nie zmieścisz w nim całej rodziny, nie przewieziesz zakupów z Biedronki, ani też nie postawisz go spokojnie pod domem bez zawiści sąsiadów, z donosami do Urzędu Skarbowego włącznie. Chyba, że…
Wybierzesz mądrze i kupisz auto, które z zewnątrz nie wyróżnia się szpanerskimi felgami i spoilerami oraz nie emanuje tym, jaki to jesteś zaj#%#, bo było cię stać na super sportowe auto, które może zrekompensować chowane w środku kompleksy. By uniknąć właśnie takich „obelg” lepiej kupić spokojną z pozoru limuzynę Lexusa, która zwłaszcza po zmroku, bez zapalonego silnika prezentuje się jak normalne, służbowe auto prezesa – ot taki sleeper. Gorzej, jeśli…
- A) jest 6 rano pięknego słonecznego, lipcowego dnia, a Twój GS F polakierowany na czarno mieni się szarością, a spod 19-calowych felg o niebanalnym wzorze prześwitują pomarańczowe zaciski hamulców, które doskonale radzą sobie z prawie 5-metrowym nadwoziem i 1830 kg wagi. To jeszcze nie koniec, ponieważ na klapie bagażnika o fakturze wężowej (karbonowej) skórki zamontowano małą lotkę, a pod tylnym zderzakiem obok dyfuzora wystają 4 końcówki rur wydechowych, dzięki czemu dzieci będą krzyczeć wow już z daleka. I…
- B) przyciskiem Start odpalisz ośmiocylindrową bestię znajdującą się pod sporą maską o pojemności 5 litrów i 477 KM i 530 NM. Przekładając na język polski, setkę wbitym w fotel osiągamy po 4,6 sekundach, a auto niesamowicie przyspiesza dalej. Tego jednak na pierwszy rzut oka nie widać, ale to czym zdenerwujecie całe osiedle to dźwięk silnika. Mając takiego sąsiada lepiej zamykać okna na noc, ponieważ bulgot z wydechu słychać naprawdę daleko, więc o 6 rano odpalając GS F-a będzie naprawdę bardzo trudno zostać anonimowym.
Reszta to jednak zwykły GS z pięknymi, ostrymi liniami, które mimo kilku lat na karku jeszcze się nie zestarzały. Oczywiście ostatni lifting odświeżył design auta, ale były to raczej kosmetyczne zmiany, niż nowe ciosy samurajskiego miecza, jak się to często mówi na temat karoserii Lexusów. To nadal rodzinny samochód, który w środku w komfortowych warunkach przewiezie czwórkę osób lub wymagającego szefa. Będąc szczerym, to każdy z podróżujących jest traktowany tutaj równo – mamy trzystrefową klimatyzację i podgrzewanie oraz wentylowane fotele. O to by podróż trwała w miłej atmosferze zadba również pięknie grający system audio sygnowany nazwiskiem Marka Levinsona oraz bardzo komfortowe siedzenia. Jedynie dwójka z przodu będzie musiała zmierzyć się ze skórzanymi kubełkami, które nadal są jednak bardzo wygodne.
Darmowe Sprawdzenie VIN
Sprawdź wypadkową przeszłość pojazdu
Jako, że to ten sam Lexus GS przejął on również wady swojej podstawowej odmiany. Poprawione sterowanie systemem infomedialnym za pomocą myszki działa trochę lepiej, ale nadal wymaga skupienia. Na szczęście kilka przyciskowych skrótów (Map, Return, Enter, Menu) pomaga w obsłudze, lecz nie jest to tak doskonałe jak u niemieckiej konkurencji. W zamian jednak GS F, oprócz kilku emblematów we wnętrzu, odwdzięczy się niesamowitymi materiałami. Czarna podsufitka, materiałowe obszycia zamiast skóry, czy aluminium/karbon w fakturze skóry węża dodają animuszu i luksusowych smaczków. Zmieniły się również zegary, które mimo iż ich lwia część to wyświetlacz zachowały mały prędkościomierz, który niestety muszę to powiedzieć – wygląda lekko komicznie.
Uzupełnieniem tej luksusowej sielanki jest spory bagażnik, który pomieści ponad 520 litrów bagaży, co wystarczy na naprawdę długą podróż. Lexus GS F to z jednej strony zwykły GS ze swoimi wszystkimi zaletami i elektronicznymi udogodnieniami, jak choćby Wi-Fi na pokładzie. To naprawdę pożeracz długich tras i idealny kompan w podróży zwłaszcza dla pasażera. Dla kierowcy jednak to auto ma inne zalety i swoją drugą twarz!
By się o tym przekonać wystarczy docisnąć gaz do dechy. Auto katapultuje się w przód z niesamowitą siłą wydając przy tym (od ok. 3,5 RPM) niesamowite doznania akustyczne. Niestety część z nich to emulator dźwięku, który na szczęście jednym prostym guzikiem można wyłączyć. Zmienić je można jednak jeszcze jednym pokrętłem z trybami pracy samochodu. Tryb Eco sobie odpuścimy (chociaż auto nie ma systemu Start&stop), ale Sport S i Sport S+ rządzą się innymi prawami. Oprócz zmian wizualnych na zegarach i innych bajerach typu wyświetlacz przeciążeń auto inaczej reaguje na gaz oraz mapowanie silnika. Tryby są na tyle różne, że o ile Normal można porównać do zwykłej domówki, to Sport S+ do biby z filmu Projekt X.
To nie koniec możliwości, jakie inżynierowie z Azji nam przygotowali, ponieważ kierowca może sterować również szperą, czyli systemem TVD (jak mówią w Lexusie – to nowatorski mechanizm różnicowy typu Torque Vectoring). Lubiący zakręty i ślizganie bokiem polecam opcję Slalom, która nawet z włączoną trakcją pozwala na niezłą zabawę. Drugi, bardziej efektywny i dynamiczny tryb to Track. Tutaj liczy się czas okrążenia, więc nie ma czasu na niepotrzebne problemy z trakcją. Dla ciekawskich dodam, że GS F jest też wyposażony w tryb SNOW, ale w czerwcu przy 25 stopniach Celsjusza jakoś nie miałem okazji go sprawdzić.
Gdyby powyższe opcje były dla kogoś niewystarczające, to jednym guzikiem możemy wyłączyć trakcję, a 8-biegowy automat przełączyć w tryb manualny i pobawić się łopatkami. To spowoduje notoryczne palenie gumy i kłęby dymu wokół samochodu. W takiej specyfikacji Lexus GS F robi się brutalnym driftowozem, który wykorzystuje swoje RWD równie dobrze, jak ostatnio testowany Mustang. Jednakże robi to mniej wulgarnie i łatwiej go opanować, przez co może jest mniej emocjonujący, ale bardziej dba o serce kierowcy.
Nawiasem mówiąc skrzynia automatyczna w Lexusie jest bardzo szybka i działa z wyraźnym szarpnięciem co potęguje adrenalinę. Jedyne do czego mogę się przyczepić to jej automatyczne wytracanie prędkości biegami. Robi to zbyt agresywnie i mocno. W skrócie chodzi mi o to, że odpuszczenie gazu bez hamowania skutkuje „silnym kopniakiem” zejścia biegu w dół, co jest dość nieprzyjemnym doznaniem.
Po takich emocjach warto zejść chwilę na ziemię i oprócz „achów” przedstawić racjonalne minusy tego samochodu. Mimo jego całej niesamowitości samochód pali przeogromne ilości paliwa. W trasie możliwe jest zejście do 13-14 litrów, ale miejska jazda to spokojne 25 litrów na 100 km. To oznacza, że bak auta wystarczy na maksymalnie 300-400 km, a wizyty na stacjach benzynowych będziecie mogli na stałe wpisać w grafik swoich tygodniowych zajęć. Co więcej kwota, którą przyjdzie wam zapłacić za limuzynę z silnikiem V8 znanym z RC F-a to minimum 446 tys. złotych (ponad 2 razy więcej niż standardowy GS). Nasz testowy egzemplarz to „jedyne” pół miliona złotych na kołach. Jak je dobrze i efektywnie wykorzystać na torze, możecie przeczytać tutaj.
Pamiętajcie więc, że to auto jest zdradzieckie, więc nie nauczycie nim pierwszych kroków za kierownicą swojego synka, ani też nie dacie go szwagrowi na wczasy lub córce do pojechania na dyskotekę. Powód poznaliście powyżej, więc naprawdę to nie będzie strach o blachę, a jedynie troska o zdrowie najbliższych osób. Chyba, że wcześniej zablokujecie możliwość wyłączenia elektronicznych kagańców – wówczas tym autem pojedzie każdy bez najmniejszych problemów, bo tak jak pisałem na początku – może on mieć dwie bardzo kontrastujące ze sobą twarze.
Konrad Stopa
Fot: Jakub Głąb
Wygląd: | [usr 9] |
Wnętrze: | [usr 9] |
Silnik: | [usr 9] |
Skrzynia: | [usr 8] |
Przyspieszenie: | [usr 9] |
Jazda: | [usr 10] |
Zawieszenie: | [usr 10] |
Komfort: | [usr 10] |
Wyposażenie: | [usr 8] |
Cena/jakość: | [usr 8] |
Ogółem: | [usr 9.0 text=”false” img=”06_red.png”] (90/100) |
Dane Techniczne:
Silnik: V8
Pojemność: 4969 cm3
Moc: 477 KM/ 7100 obr./min.
Moment: 530 Nm/ 4800 obr./min.
Skrzynia biegów: Automatyczna, ośmiobiegowa
0-100 km/h: 4.6 s
Prędkość max. 270 km/h
Masa: 1830 kg
Cena: 445 900 PLN