Lexus od lat bije się o europejskich klientów z niemieckimi markami. O ile w Azji i za Oceanem skutecznie wygryza te firmy, to na Starym Kontynencie nie idzie mu już tak łatwo. Ma jednak w swoich rękach mocny argument – technologię hybrydową Toyoty!
Jeszcze kilka lat temu, gdy Toyota produkowała napędy benzynowo-elektryczne trójka z Niemiec skupiała się na silnikach wysokoprężnych. Wtedy dawało im to niesamowitą przewagę. Dziś w dobie ekologii i oszczędności, gdy hybrydowymi autami klienci azjatyckiego producenta jeżdżą w najlepsze, reszta próbuje nadrobić stracony czas. Ostatnio mogłem dołączyć do tej grupy testując Lexusa GS 300 H.
Literka H odwołuje się właśnie do hybrydowej wersji tej limuzyny. Na pierwszy rzut oka taką odmianę poznacie również po niebieskich emblematach Lexusa zarówno na grillu, jak i klapie bagażnika (otwieranego elektrycznie notabene). Z zewnątrz Lexus GS, zwłaszcza dzięki pakietowi F-Sport, prowokuje i emanuje zadziornością. Jest to kwestia większych felg (18-calowych), poszerzonych przednich zderzaków oraz tylnego spoilera. Te z pozoru niewielkie modyfikacje dodają autu sportowego charakteru.
Sama sylwetka Lexusa GS to stonowany projekt, który pasuje do menedżera lub prezesa. Mimo iż sam model ma już kilka lat, to się nie zestarzał. W czarnym lakierze z chromowanymi listwami wokół okien i na bagażniku, Lexus wygląda elegancko i prestiżowo. Kontrastowe są za to przednie reflektory z paskiem świateł LED do jazdy dziennej w kształcie strzałek i potrójnych ślepiach. Tylne są już bardziej zachowawcze, ale to nie znaczy, że nudne. Trzeba przyznać, że azjatyckiemu producentowi połączenie agresywnych kształtów z eleganckimi liniami wyszło bardzo dobrze. Dzięki temu właściciel tego auta będzie czuł się zadowolony zarówno podjeżdżając na biznesowe spotkanie, jak i jadąc z kumplami na mecz.
Nasz testowy egzemplarz szpeciły niestety naklejki producenta na tylnych drzwiach, które miały za zadanie identyfikację marki z daleka. Według mnie to nietrafiony chwyt marketingowy, ponieważ GS nie przypomina innego samochodu (chociaż może trochę tył z serii 7 BMW?). Mimo to za autem oglądało się sporo osób, a dla mnie najciekawszym elementem nadwozia był tylny dyfuzor z atrapami końcówek rur wydechowych (plastikowe zaślepki).
Zachwyt nie minie, gdy dzięki bezkluczykowemu dostępowi pociągniemy za klamkę i otworzymy drzwi GSa. Naszym oczom objawi się jasna i skórzana tapicerka foteli, które są mega wygodne, a przy okazji nieźle wyglądają. Każdy, nawet bardzo wymagający kierowca, znajdzie w nich miejsce, ponieważ regulowane są w aż 6 miejscach (nawet pompowane boczki). Gdyby to było mało, może pomóc elektrycznie regulowana kierownica i lusterka. Brakuje tylko masażu, ale to nie LS…
To Lexus, więc luksus czuć już przy dotknięciu materiałów, które zazwyczaj są miękkie. Luksus mierzy się też udogodnieniami, dlatego też dwustrefowa, automatyczna klimatyzacja, podgrzewana kierownica wraz z podgrzewanymi i wentylowanymi przednimi fotelami zadba o dobry klimat w aucie. O dobry nastrój postara się genialny system audio od Marka Levinsona, który jak to mówią: „najtaniej można mieć kupując Lexusa”. Dzięki niemu swoje ulubione nuty przeniesiecie z CD, USB lub po prostu ze swojego smartfona.
Wszystkie te informacje zobaczysz na 12,2-calowym ekranie Lexusa, który sterowany jest za pomocą joysticka działającego na zasadzie komputerowej myszki. Ważne, że jest to rozwiązanie 2.0, ponieważ pierwsza odmiana takiego sterowania była lekkim niewypałem. Teraz jest sporo lepiej, ale podczas jazdy ciężko je opanować. Brakuje też klawisza „powrót”, który sporo ułatwiłby ergonomię użytkowania, są jedynie strzałki. Kolorowy wyświetlacz skrywa jeszcze nawigację (lekko nieaktualne mapy) oraz dane na temat auta z monitorem zasilania.
Drugi ekran to zegary GSa, które mają dwojaki wygląd. W zależności od wybranego trybu jazdy zamiast obrotomierza (Sport S i Sport S+) może pojawić się wskaźnik użycia silnika lub ładowania akumulatorów (EV, ECO, Normal). Nie zmienia to jednak faktu, że obie opcje są czytelne, a w zależności od wersji dominuje kolor czerwony (sportowe opcje) lub niebieski (pozostałe).
Przełącznik tych trybów to pokrętło znajdujące się koło lewarka automatycznej skrzyni biegów CVT, która została zastosowana ze względu na napęd hybrydowy, ale niszczy swoim dźwiękiem radość z jazdy. Wirtualne biegi po prostu wyją w niebogłosy, a nawet tryb Sport S+ nie eliminuje tego wrażenia. Wybrana opcja zmienia, oprócz specyfikacji skrzyni, twardość zawieszenia, reakcję na pedał gazu oraz pracę napędu (silnika). Możliwa jest oczywiście jazda w trybie tylko elektrycznym, aczkolwiek brak ładowania typu PLUG-IN ogranicza zasięg do kilku kilometrów, więc wystarczy jedynie na wspomaganie oszczędzania.
A mówiąc o ekonomii nie sposób pochwalić zespołu napędowego Lexusa. Połączenie silnika benzynowego o pojemności 2,5 litra i mocy 181 KM oraz silnika elektrycznego o mocy 143 KM cechuje się słabymi osiągami, ale przyzwoitym spalaniem. Łącznie moc tego zestawu to około 223 KM, ponieważ nie można dodać koni w stosunku 1 do 1. W trasie GS 300H jest w stanie zużyć jedynie 6 litrów na 100 km, a średnio jest to 8 litrów. Szybka, autostradowa jazda oraz miejskie wojaże podnoszą spalanie do przysłowiowej dychy. Dzięki temu i bakowi o pojemności 66 litrów zasięg limuzyny może dojść nawet do 1000 km, a to już raczej poziom diesli.
Niestety Lexus GS to auto typu „coś za coś”. Wybierając opcję hybrydową tracimy choćby na prędkości maksymalnej (ograniczona do 190 km/h) oraz przyspieszeniu, które waha się w okolicach 9 sekund. Akumulatory wpływają również na pojemność bagażnika, który dzięki foremnym kształtom zmieści całe 451 litrów (prawie 100 litrów mniej niż w standardowym GS). Wzrosła też waga auta o około 100 kg do 1730 kilogramów. Mówiąc już o przestrzeni, Lexus przyjemnie ugości 4 pasażerów, a miejsca na tylnej kanapie za dużo nie ustępują pierwszemu rzędowi siedzeń. Mimo wszystko GS to jednak auto pieszczące (pod względem komfortu) bardziej kierowcę niż współtowarzyszy podróży.
Ten niestety będzie korzystał bardziej z dobrodziejstw wyposażenia niż możliwości samochodu. Autem bardzo wygodnie pokonuje się wielokilometrowe trasy, które w ogóle nie męczą. Styl jazdy zależy od wybranego trybu, aczkolwiek GS 300H za pomocą pokrętła nigdy nie stanie się sportową bestią. Po prostu to dobry, oszczędny i komfortowy sposób na przemieszczanie się po Polsce i Europie. Pomaga w tym miękkie zawieszenie, dzięki któremu nie czuć czy autem porusza się z prędkością 50 km/h, czy 150.
Jeśli jeszcze nie przekonaliście się do Lexusa GS to może przytoczę najważniejszy argument czyli cennik. Otóż nawet tak dobrze wyposażony GS kosztuje tyle samo, co niemiecka konkurencja…, ale klasę niżej! Tak więc w cenie Audi A4, macie Lexusa odpowiadającego A6 i to jeszcze w technologii hybrydowej. Nie ma jednak co owijać w bawełnę, ponieważ nadal są to duże kwoty. Dokładnie od 212 tysięcy złotych. Testowany egzemplarz posiadał jednak pakiet F-Sport (287 tys. złotych) i trochę dodatków, przez co końcowy rachunek to około 350 000 zł.
Dlatego też takie auta nie są dla każdego, ale logika nakazuje jasno – brać Lexusa. To auto, które naprawdę produkuje odprężenie, ale przez to niestety trochę nudzi. Jeśli nie traktujesz auta jako członka rodziny, nie będzie Ci to przeszkadzać. To powoduje, że Lexus sprawdzi się idealnie jako auto służbowe, ale też nieźle upiększy Twój garaż.
Konrad Stopa
Wygląd: | [usr 9] |
Wnętrze: | [usr 10] |
Silnik: | [usr 7] |
Skrzynia: | [usr 5] |
Przyspieszenie: | [usr 6] |
Jazda: | [usr 7] |
Zawieszenie: | [usr 9] |
Komfort: | [usr 10] |
Wyposażenie: | [usr 9] |
Cena/jakość: | [usr 8] |
Ogółem: | [usr 8.0 text=”false” img=”06_red.png”] (80/100) |
Dane techniczne:
Silnik: hybryda, R4, 2494 cm3
Moc: maks. 223 KM@6000 obr./min.
Maks. moment obr.: 221 Nm@4200-5400 obr./min.
Skrzynia biegów: bezstopniowa, CVT
Prędkość maks.: 190 km/h
0-100 km/h: 9,2 s
Napęd: na tylne koła
Masa: 1730 kg
Nadwozie (dł./szer. z lusterkami/wys.): 4850/1840/1455 mm
Rozstaw osi: 2850 mm
Rozmiar kół: przód: 235/40 R19, tył 265/35 R19
Poj. bagażnika: 451 l
Spalanie średnie*: 4,5 l/100 km