Isuzu D-max to kolejna na polskim rynku propozycja pojazdu roboczego. Model japońskiej marki gościł już na łamach naszego portalu, jednak za sprawą faceliftingu sprawa się nieco zmieniła, na plus czy na minus? O tym poniżej!
Pickup to styl życia, odzwierciedlenie własnego ja, protest przeciwko podążaniu utartymi szlakami lub również tłumem. W Europie jednak auta tego rodzaju to wciąż przede wszystkim auto do pracy, często w trudniejszy teren, a bardzo rzadko styl życia. Inaczej sprawa się ma w Stanach! Tam pickup to auto na co dzień, pojazd w zasadzie nie wyróżniający się pod Walmartem, a mający miejsce czy to na drodze, na parkingu czy gdziekolwiek indziej.
W USA po prostu Isuzu D-max by nie pasował. Mimo, że na rodzimym gruncie 527 cm długości, 187 cm szerokości oraz 179 cm stawiają Japończyka w grupie rosłych aut, tak za oceanem te gabaryty nie zrobiłby na nikim najmniejszego wrażenia. Co osobiście uważam za zaletę, nie jest też nasterydowanym prowokatorem, a raczej stonowanym i konsekwentnym towarzyszem codziennej pracy. Za sprawą przeprowadzonego w 2021 roku faceliftingu pickup japońskiego producenta zyskał jednak nowy, wyraźniejszy charakter.
Facelifting
Mimo, że bryła auta nie zmieniła się prawie w ogóle, tak sam lifting należy zapisać jako bardzo udany. Pod nóż lub lepiej powiedzieć – na warsztat trafił przedni zderzak, grill oraz lampy. Z delikatnie zarysowanego przodu poprzedniego wcielenia, auto za sprawą faceliftingu zyskało wyraźniejszą kreskę oraz wydatniejsze przetłoczenia. Przedni zderzak za sprawą kanciastych kształtów powoduje, że auto stało się bardziej drapieżne. Osobiście znajduje podobieństwa do Mitsubishi L200, a to w moim odczuciu pozytywne skojarzenia. Co więcej wyraźny krok w nowoczesność Isuzu stawia za sprawą w pełni ledowych lamp, zarówno reflektorów do codziennej jazdy i świateł dziennych, ale również lamp przeciwmgielnych oraz zintegrowanych w jeden element kierunkowskazów. Dopełnieniem muskulatury przedniej aparycji D-maxa to duży grill z centralnie umieszczonym logotypem producenta. Sam element zachowany w kolorystyce grafitowo – antracytowej, korespondującej z pozostałymi elementami auta.
Antracytem D-max stoi
Skoro jesteśmy przy detalach to najwyższa wersja auta, którą to mieliśmy okazję testować – LDS, w standardzie posiada 18-calowe szare matowe felgi, obudowy lusterek w tej samej kolorystyce, ale również progi, które poza ułatwianiem wsiadania zdecydowanie poprawiają stronę wizualną D-maxa. Na koniec producent nie oszczędził zmian tyłowi. Wprawdzie nie są one przełomowe, ale również na plus. Lampy LED z tyłu oraz lekko przemodelowany zderzak to to na czym warto zawiesić oko.
Wnętrze D-maxa
Inaczej sprawa się ma w środku. Otwierając drzwi, chwytam za uchwyt przy słupku A i wskazuje za kierownicę. Widać, że w głównej mierze wysiłki projektantów skupiły się właśnie na środku, a największy focus był na ergonomię, materiały oraz poczuciu nieco bardziej jak w aucie lifestyle’owym, a nie jak w typowym robolu. I tak na wstępie w oczy rzuca się przemodelowana deska, ale prawdziwe chapeau bas należy się za użyte materiały. Owszem znajdziemy twardy plastik, chociażby na boczkach drzwiowych – na wysokości szyb bocznych, ale poniżej są już miękkie elementy pokryte syntetyczną skórą. Wracając jednak do deski, jest miękka, wykończona przeszyciem z białej nici, nawiasem mówiąc podobny motyw kolorystyczny znajdziemy na wieńcu kierownicy. Takie rzeczy w pickupie nieco zmieniają wyobrażenia o segmencie aut roboczych, ale też mogą zalatywać aspiracjami Isuzu do postrzegania D-maxa jako auta nieco bardziej ekskluzywnego? Chyba nie, a przynajmniej ja tego tak nie postrzegam!
Kierownica oraz multimedia
Kierownica jest kolejnym elementem, która sporo zyskała na japońskiej szkole designu. Oczywiście jest multimedialna, na uwagę zasługuje, że jest przyjemna dla oka, poręczna z mięsistym wieńcem, co do jej walorów użytkowych? Nie mam jej nic do zarzucenia. Posiada wszystko co niezbędne do sterowania autem, reszta została przy jednostce multimedialnej.
A tutaj zachwytów ciąg dalszy. W porównaniu do „poprzednika” 9-calowy wyświetlacz został elegancko wpasowany w tunel centralny. Niby nic, a jednak w poprzedniku wyglądało jakby ktoś kupił Kenwooda na wolumenie i pasował na siłę. Wracając jednak do sterowania i ergonomii auto wciąż pozostawiono w analogowym klimacie. Ekran jest dotykowy ale jednak zdecydowana większość funkcji sterowana jest fizycznymi klawiszami o przyjemnym kliknięciu. Można się doczepić do dwóch rzeczy – panel sterowania klimatyzacją podobny jest do tych znanych z Mercedesa, ale czy to faktycznie wielka skucha? Drugi to już coś co realnie może denerwować – ekran niestety mocno odbija promienie słoneczne, powodując, że wskazania są niewidoczne.
Ergonomia oraz praktyczność
Poza tym w aucie Japończycy postawili na mnogość schowków i kieszeni. Na desce, w górnej części – na samym jej środku, zamykany schowek na drobne przedmioty. Przed pasażerem z przodu, Isuzu oferuje dwa schowki – jeden w tradycyjnym miejscu – przed kolanami, drugi nieco wyżej. Akurat w tym drugim miejsce znalazła zmieniarka płyt CD/DVD oraz niewielkie miejsce na drobiazgi, które mogłyby się walać po aucie. Kontynuując wycieczkę po wnętrzu – w tunelu kierowca i pasażer mają podłokietnik z pojemnym schowkiem, niestety nie regulowany w żadnej płaszczyźnie. Na koniec dwie klasyczne, pojemne kieszenie w boczkach.
Nie lubię klasyfikować pickup’ów jako auta rodzinne, ale w przypadku D-maxa nie wydaje się to bardzo na siłę. Auto posiada wiele udogodnień z zakresu bezpieczeństwa jazdy między innymi system utrzymania pasa ruchu oraz tempomat aktywny, ale poza tym wnętrze też jest dobrze przygotowane dla rodziny. Przede wszystkim fotele z przodu auta zdecydowanie zyskały na wygodzie. Siedziska po lifcie zrobiły się dłuższe oraz bardziej wygodne. Oparcia ze zdecydowanie poprawionym trzymaniem bocznym, zapewniają komfortowe warunki podróży na dłuższych trasach. Nie inaczej sprawa się ma z tylnym rzędem. Obecnie nie jest to chamska ławka dla pasażerów, gdzie siedzenie jest jak za karę. Na pokładzie japońskiego pickupa mamy za to wygodną kanapę dla trojga pasażerów, ale również tylny rząd wyposażony został w gniazdo USB do ładowania multimediów ale również nawiewy systemu wentylacji czy cupholdery w podłokietniku. W kwestii miejsca nie przyjdzie nam narzekać. DualCab jest szeroka i zapewnia dużo miejsca, nawet dla najbardziej rosłych pasażerów.
Paka oraz ładowność D-maxa
Paka to oczywiście najważniejsze miejsce w każdym pickup’ie. Isuzu D-max posiada blisko dwie tony masy własnej. Przy DMC wbitym w dowód (3,1 tony) pickup od Isuzu może zabrać na pokład blisko 1.1 tony. Jest to jak najbardziej wynik typowy dla konkurencji na rynku. Paka ma wymiary 157,1 cm długości, 153 cm szerokości a wysokość 49 cm. Tak więc biorąc pod uwagę nadkola pojazdy, D-max jest w stanie przewieźć europaletę. W celu zabezpieczenia ładunku na pace są rozmieszczone czworo uszy do mocowania towaru. Czym pokryta jest powierzchnia ładunkowa? Typowym, wytrzymałym plastikiem, który ciężko się rysuje, ale pozwala też na łatwe utrzymanie czystości.
Co do wysokości ładunku to należy zauważyć, że podane 49 cm to wymiar tylko do wysokości burty pojazdu. W testowanym nadwoziu miałem do użytku zabudowę Road Ranger – osobiście nazywam tę zabudowę dla leśnika, co nie zmienia postaci, że to mój pierwszy test pickupa z taką zabudową. Wizualnie średnio mi się to podoba, ale nie mam na myśli tej konkretnej, ale każdej jednej – nieważne od jakiego by była producenta. Jednak ma ona w sobie wiele zalet. Po pierwsze umożliwia zapakowanie maksymalnie dużo rzeczy, które nie są aż tak bardzo limitowane pod względem wysokości jak powiedzmy przy rolecie. Poza tym w najwyższym stopniu zabezpiecza ładunek przed warunkami atmosferycznymi. Pozwala również na największą przejrzystość paki – okna umieszczone po bokach zabudowy, ale również przeszklone, zamykane drzwiczki pojazdu wprowadzają światło na pakę. Poza tym oczywiście LED-owa lampka na nocne ciemności.
Właśnie – skoro jesteśmy przy dostępie do paki to jak w tradycyjnym rozwiązaniu – metalowa „klapa”, które służy również jako miejsce do siedzenia. Wytrzymałość? Najpewniej ponad 100kg, producent nie dzieli się tą informacją. Sama klapa mimo, że jest ciężka tak nie opada z hukiem po otwarciu. Jest umieszczona na siłownikach oraz wspierających zawiasy metalowych linkach.
Pod maską pickupa’a od Isuzu siedzi tylko 1,9 w dieslu jednak, ale nie jest to sławne, idiotoodporne 1,9 w tdi-ku, chociaż nawiasem mówiąc co do trwałości nie słyszałem negatywnych opinii. Jednak dlaczego tylko? W EU producent zdecydował się na zaproponowanie tylko jednego wariantu – o mocy 163 KM oraz 360 Nm. W innych rejonach świata np. Australii, D-max może występować w wariancie 3,0 turbodiesel o mocy 190 KM (450 Nm). Wtedy byłby to z dużym prawdopodobieństwem najlepszy pickup na polskim rynku, no może z pominięciem V6 od VW.
Wracając jednak na ziemię, to europejski silnik to ukłon w stronę Unii Europejskiej oraz WLTP i różnym temu podobnym dziwactwom. Nic na to nie poradzimy, ale może 1,9 turbodiesel nie klęka na robocie?! Sam silnik jest odpowiedni do tego nadwozia, jednak na pewno nie rozkoszuje wielkimi osiągami, a współpraca na linii skrzynia – silnik jasno określa na jakiego odbiorcę stawia ISUZU. Automatyczny sześciobiegowy automat nie jest mistrzem błyskawicznej zmiany przełożeń, a przy mocniejszym deptaniu warto liczyć się z dużym lagiem oraz powolnym, acz konsekwentnym wprawianiem w ruch japońskich dwóch ton. Ja jednak uważam, że taka charakterystyka jest zdecydowanie w linii z oczekiwaniami właścicieli tego typu aut.
Trzeba jasno przyznać diesel w D-maxie to męskie wydanie silnika. Pickup na zimnym silniku jest fatalnie głośny, o metalicznym, nieprzyjemnym klekocie. Nieokrzesana wysokoprężna jednostka ma zdecydowanie klimat woła roboczego, który jednak cichnie w miarę rozgrzewania jednostki. Może nie jest to nadal jedwabista praca, do tej mu nadal dużo brakuje, ale jednak przestaje aż tak bardzo męczyć.
Na asfalcie D-max jedzie sprawnie, jednak na pusto ukazują się typowe cechy samonośnego nadwozia wraz z resorami piórowymi. Nawet na drobnych nierównościach podskakuje i staje się nerwowy, co jest nieco nieprzyjemne, ale nie jest to cecha tego tylko modelu. Każdy pickup którym miałem okazję jeździć miał taką charakterystykę, jednak jest na to pewne remedium, a mianowicie załadować auto towarem.
Ładunek na pakę i w drogę
Na pakę trafia sezonowane drewno. 800 kg zmienia doznania jakie do tej pory miałem. Auto przestaje być nerwowe, mam wrażenie, że zwiększa się kontrola nad autem, ale D-max nie odwdzięcza się brakiem mocy czy wyczuwalnie słabszymi hamulcami. Auto wciąż jak tur prze do przodu, zdecydowanie wolałem jeździć nieco załadowanym D-maxem.
Jeśli jesteśmy już przy zdolnościach przewozowych to Pickup od Isuzu może pociągnąć przyczepę z hamulcem najazdowym o DMC 3500 KG. Wprawdzie nie miałem okazji jeździć takim zestawem, ale bardzo ciekawi mnie jak zachowuje się dynamika takiego zestawu!
Terenowe umiejętności D-maxa
W terenie moc nie ma już takiego znaczenia, a większą wagę przejmuje moment obrotowy. Mimo, że na 18-calowe felgi obute są w opony Dunlop AT25 Grand Treck o wymiarze 265/60, auto spisuje się zarówno na asfalcie czy w off roadzie. Po oponach All Terrain spodziewałem się ogromnego hałasu na drodze jednak miło się rozczarowałem. W terenie takie gumy, radzą sobie raz lepiej, raz gorzej, szybko zalepiają bieżnik mokrawym, miałkim piachem, ale niespodziewanie pchają auto konsekwentnie do celu. Oczywiście wpływ na to mają bardzo dobre napędy . Do wyboru mamy zblokowanie napędu na cztery koła, ale również reduktorowi oraz blokadzie mechanizmu różnicowego.
Nie powiem, pobawiłem się trochę w terenie w nadziei, że zakopię D-maxa. Pewnie się tego nie spodziewałeś – ale tak zakopałem i nieco umiejętności i udało się samodzielnie oswobodzić. Napędy działają rewelacyjnie, a zabawę w terenie limitują – opony, brak odwagi i moje umiejętności do wykorzystania całego potencjału. Z danych technicznych, które mają istotne znaczenie w jeździe terenowej należy wspomnieć kąt natarcia który wynosi 30 stopni, kąt zejścia 23 stopnie oraz kąt rampowy 22 stopnie. Dzięki prześwitowi równemu 24 centymetry D-max bez problemu bierze większe przeszkody między koła. W wodzie pickup jest w stanie brodzić do głębokości aż 80 cm.
W terenie duże lusterka z jednej strony pomagają, jednak w większości są jak kula u nogi. Bardziej widziałbym kamery 360 stopni, wówczas widać co mamy po każdej stronie pojazdu blisko kół ale również czołowa kamera, która przy stromym podjeździe jest w zasadzie niezastąpiona.
Ekonomia i spalanie
Wskaźnik poziomu oleju napędowego a w zasadzie zasięg auta na pozostałym w baku paliwie jest chyba oparty o notowania USD podczas ostatniej konferencji prezesa NBP. Rozumiem, że dynamika przejazdu oraz ostatnie chwilowe spalania korygują wskazania komputera ale tu naprawdę trzeba bać poprawkę, że wskazania mogą się szybko zmienić. O ile na początku zabawy zasięg typu 1100km, nie jest przegięciem, ale blisko „ćwiartki” warto wierzyć tym wskazaniom jak taniejącemu węglowi przed tegoroczną zimą.
Osobiście w cyklu mieszany miałem wynik 7.4 l/100km, jednak w mieście D-Max może spalić ponad 9 litrów, a przy mocniejszym traktowaniu nawet do 11 litrów. Na trasie nie zachęca do szybkiej jazdy, a wyniki potrafią osiągnąć poziom 6 litrów z hakiem.
Podsumowanie
Bardzo lubiłem D-Maxa poprzedniej generacji, ale z zadowoleniem przyjmuję kierunek zmian na jaki postawili Japończycy. Auto jest naprawdę przyjemnym kompanem do pracy, ale również autem dla aktywnej rodziny. Na pewno na plus zapisać ergonomię i nastawienie wnętrza nie tylko dla przedniego rzędu siedzeń. Poza tym na asfalcie oraz utwardzonych drogach prowadzi się pewnie, ale dopiero terenowo auto zdecydowanie sprawia największą frajdę. Osobiście troszkę tylko mi szkoda, że Isuzu nie można wybrać z mocniejszą jednostką.
Tekst i zdjęcia: Bartek Kowalczyk
Zdjęcia Isuzu D-max:
Dane techniczne Isuzu D-max:
Silnik: R4, turbodiesel
Pojemność: 1898 cm³
Moc: 163 KM przy 3600 obr/min
Maksymalny moment obrotowy: 360Nm przy 2000-2500obr/min
Skrzynia biegów: automatyczna, sześciobiegowa
Cena: od 159 950 zł netto