Hyundai i Kia to marki, które w ostatnim czasie bardzo mocno namieszały na rynku motoryzacyjnym. Widać to także w Polsce. Już teraz na drogach zdecydowanie częściej zobaczymy nowego Hyundai’a niż Fiata czy Seata. Gdzie tkwi fenomen tej marki? Kilkudniowy test sprawił, że mam w głowie bardzo dużo pytań, a wciąż za mało odpowiedzi.
Trzeba się przedstawić
Aktualnie w salonach sprzedaży dostępna jest już IV generacja modelu Santa Fe. Najnowsza wersja produkowana jest od 2018 roku i od tego czasu również przeszła pewne zmiany. Najistotniejszą dla mnie z uwagi na czekający mnie test jest oczywiście wprowadzenie do sprzedaży wersji Plug-In. Tego typu napęd zadebiutował w 2021 roku. Pod maskę trafiła jednostka o pojemności 1,6 litra z serii T-GDi. Rozwija on moc maksymalną 265 KM. Składa się na to 180 KM silnika spalinowego oraz 85 KM dodatkowego silnika elektrycznego.
Aspekt wizualny
Koreańczycy, podobnie z resztą jak Niemcy, nigdy nie byli mistrzami udanych projektów nadwozia i deski rozdzielczej. Ich samochody nie starzały się jak wino. Po większości modeli produkowanych przez te koncerny widać było upływ lat. Santa Fe z całą pewnością wyróżnia się na drodze. Kontrowersyjny przód dodaje samochodowi uroku. Wyraźne przetłoczenia oraz mocno zaakcentowane nadkola nadają sylwetce potrzebnej dynamiki. Całość projektu wieńczy długa lista, która łączy lampy umieszczone po obu stronach klapy bagażnika. W oryginalny sposób rozwiązano kwestie tylnych kierunkowskazów, świateł odblaskowych oraz lampy sygnalizującej cofanie. Umieszczono je w dodatkowym kloszu w górnej części zderzaka. Ma to swój urok i pasuje do całości samochodu.
Muszę przyznać, że projekt Hyundai’a jest świeży i może się podobać. Osobną kwestią jest fakt, jak zniesie on próbę czasu. Czy za kilka lub kilkanaście lat aktualne Santa Fe wciąż będzie mogło się podobać jak choćby Alfa Romeo 159 czy Peugeot, które mają już kilkanaście lat obecności na rynku?
Wnętrze – przestało być bolączką Hyundai’a
Moje wcześniejsze skojarzenia z samochodami marki Hyundai nie były najlepsze. Oprócz nudnego projektu deski rozdzielczej przeszkadzała mi jakość użytych materiałów oraz sposób ich montażu. Nie ważne czy do mojej dyspozycji był prawie nowy model, czy też auto z dłuższym stażem. Niemal zawsze podczas przejeżdżania przez nierówności elementy deski rozdzielczej mocno ze sobą pracowały wydając nieprzyjemny dźwięk. Na szczęście dla koreańskiej marki jest to już przeszłość. Santa fe jest tego najlepszym przykładem.
Santa Fe ma współczesną deskę rozdzielczą zwieńczoną dużym dotykowym wyświetlaczem. Wszystko wygląda schludnie i jest wykonane z solidnych materiałów. Cieszy fakt, że w końcu zwrócono uwagę na jakość wykonania. W dzisiejszych czasach, kiedy o każdego klienta trzeba zabiegać, powinien być to podstawowy punkt, na który zwraca uwagę producent przed wypuszczeniem samochodu na rynek sprzedaży.
Bardzo miłym akcentem jest też pozostawienie fizycznych przycisków do obsługi radia oraz klimatyzacji. To zdecydowanie lepsze rozwiązanie niż modne i tanie w produkcji panele dotykowe. Przy projektowaniu deski rozdzielczej Hyundai nie ustrzegł się też błędów. I co ciekawe, dotyczą one właśnie fizycznych przycisków, które kilka linijek wyżej pochwaliłem. Ich nagromadzenie w jednym miejscu i do w dodatku w sąsiedztwie przełącznika automatycznej skrzyni biegów z początku wywołuje pewną dezorientacje i wymaga skupienia. Przez to małe niedopatrzenie ergonomia deski rozdzielczej nie jest już na tak wysokim poziomie.
Ogólne wrażenie dotyczące deski rozdzielczej, materiałów i sposobu montażu jest bardzo pozytywne. Wydawać by się mogło, że wpadka dotycząca przeładowania przyciskami deski rozdzielczej jest jedyną i to drobną wpadką Hyundai’a we wnętrzu. Rzeczywistość okazała się jednak inna. To co najbardziej zraziło mnie do wnętrza Santa Fe i jest wręcz niedopuszczalne we flagowym SUV’ie marki to wystające z podłogi śrubki, które nie zostały w żaden sposób zabezpieczone lub przykryte choćby tkaniną. To niedopatrzenie jest wyraźnym sygnałem, że Hyundai w dalszym ciągu musi pracować nad jakością. Wystające pod fotelem śrubki mogą doprowadzić do skaleczenia choćby podczas takiej czynności jak odkurzanie samochodu.
Ach ta przestrzeń
Stylistyka modelu sprawia, że Santa Fe nie wydaje się autem tak dużym, jak sugerują to jego wymiary. 4785 mm długości i rozstaw osi, który mierzy 2765 mm sprawiają, że we wnętrzu miejsca nikomu nie zabraknie. O udogodnieniach typu pojemne cupholdery, sporej wielkości kieszenie w drzwiach, wspomnę tylko z dziennikarskiego obowiązku. Na pokładzie mamy też przecież aż dwa porty USB dla pasażerów tylnej kanapy oraz prawdziwe gniazdo 230 W, które pozwala nam korzystać z laptopa nawet gdy bateria jest u skraju wyczerpania. Jednak to, co najbardziej mnie urzekło w Santa Fe to możliwość aranżacji tylnej kanapy. Jest ona przesuwana do przodu i do tyłu oraz ma możliwość regulacji nachylenia oparcia. Znalezienie wygodnej pozycji podczas dłuższej jazdy nie będzie już stanowić problemu. Rozwiązanie zaproponowane przez Hyundai’a korzystnie wpływa również na wykorzystanie przestrzeni bagażowej. Maksymalna pojemność bagażnika przy rozłożonej kanapie wynosi aż 831 litrów.
Na pochwałę zasługują również przednie fotele. Mają wystarczającą długość siedziska, są regulowane w wielu płaszczyznach oraz mają możliwość podgrzewania i chłodzenia. Znalezienie optymalnej pozycji za kierownicą nie jest żadnym problemem a dobre trzymanie ciała i właściwe wyprofilowanie oparcia sprawiają, że długie trasy nie kończą się bólem kręgosłupa.
Fantastyczne dodatki
Nie oszukujmy się, poprawia jakości wykonania i ogólny rozwój koreańskich marek nie sprawił cudu. Santa Fe w dalszym ciągu nie może konkurować z klasą premium. Jest jednak coś, co sprawia, że inne popularne marki mogą się obawiać o swoją przyszłość. Tym czymś jest ponadprzeciętny poziom wyposażenia. Jednym z najciekawszych elementów jest widok z kamery umieszczonej w lusterkach bocznych. Widok uruchamiany jest w miejscu obrotomierza (gdy włączymy prawy kierunkowskaz) lub w miejscu prędkościomierza (gdy włączymy lewy kierunkowskaz). Rozwiązanie to niweluje nam do zero zjawisko występowania martwego pola w lusterku. Pomimo tego, że bardzo spodobało mi się to rozwiązanie, to należy zwrócić uwagę, że podczas intensywnego opadu deszczu widok nie jest zbyt wyraźny. W takim przypadku nic nie zastąpi nam tradycyjnych lusterek.
Drugim elementem na który zwróciłem uwagę podczas testu jest mocne wsparcie kierowcy. Ciągły stres, życie w biegu i korki towarzyszą nam niemal każdego dnia. Nic dziwnego, że czekając w długiej kolejce samochodów zdarza nam się zamyślić i na chwilę rozproszyć swoją uwagę. W takim przypadku pomoże nam Hyundai. Jego wsparcie widoczne jest przez komunikat oraz sygnał dźwiękowy, który informuje nas o tym, że pojazd nas poprzedzający oddala się. Niby błahostka a w codziennym użytkowaniu to naprawdę przyjazdy dodatek. Pozwoli on nam uniknąć awantury czy też sygnału dźwiękowego od kierowcy stojącego za nami.
Największa wada – silnik
Każdy chciałby mieć czyste powietrzne, każdy chciałby brak smogu w mieście i niemal każdy chciałby samochody, które nie emitują szkodliwych substancji w nadmiernej ilości. W Europie panuje moda na bycie eko. I chociaż też chciałbym żyć w świecie idealnym i na czystej planecie, to totalnie nie kupuję tych wszystkich eko porad. Nie dość, że samochody straciły swoją dusze, nie jeden z modeli w nowym wydaniu stracił też to co najważniejsze – dawanie przyjemności z jazdy to straciły też one swoją praktyczność. Co z tego, że Santa Fe dysponuje silnikiem o mocy przekraczającej 250 KM? Masa samochodu znacznie przekracza 2,2 tony. Wsparcie silnika elektrycznego daje się odczuć a możliwość jego doładowania z gniazdka jest dla wielu osób plusem.
Niestety, silnik i rozwiązanie typu plug-in w Santa Fe całkowicie mnie rozczarowuje. Od tak dużego pojazdu oczekuje przyjemności z jazdy w trasie. Owszem, Hyundai potrafi to dać kierowcy, ale tylko do momentu spojrzenia na dane podczas jazdy. Korzystanie z pełnej mocy silnika (przyspieszenie od 0 do 100 km/h zajmuje 8,8 s) oraz jazda z prędkościami autostradowymi bardzo negatywnie odbija się na pomiarze średniego spalania. O ile przy umiarkowanym korzystaniu z mocy pojazdu uzyskuje się wynik na poziomie 7 litrów na 100 kilometrów to wyższe prędkości i korzystanie z mocy mocno podnoszą ten wynik. Spalanie na poziomie 9 litrów na 100 kilometrów nie jest niczym zaskakującym. Zaskakujący jest wtedy zasięg pojazdu, który oscyluje w okolicach 500 km. To efekt uboczny małego zbiornika paliwa. W wersji PHEV ma on zaledwie 47 litrów pojemności. Dodatkowe miejsce zajęły tu baterie.
Standardowa wersja Santa Fe ma zdecydowanie większy zbiornik. Mówimy tutaj o pojemności 67 litrów. Duże spalanie i marny zasięg – zdecydowanie nie tego oczekiwałem od samochodu skrojonego na dłuższe wypady z rodziną. Jako przykład mogę podać trasę Warszawa – Zandvoort w Holandii. Przy trasie liczącej ponad 1200 kilometrów jesteśmy zmuszeni do trzykrotnego postoju w celu zatankowania pojazdu. W obie strony musimy liczyć się z sześcioma przymusowymi przystankami. Pomimo w pełni naładowanej baterii zasięg pojazdu nie zmienia się drastycznie. Na tym właśnie przykładzie można stwierdzić, że eko porady w Santa Fe plug-in nie mają zastosowania. Dla porównania diesel, który podobno zatruwa środowisko bez trudu pokona na jednym zbiorniku około 1000 kilometrów. Wybaczcie, ale w tym przypadku diesel jest górą.
Niestety, zasięg na w pełni naładowanej baterii też jest niższy niż deklaruje producent. Najlepszy wynik jaki udało mi się osiągnąć podczas testów wyniósł 50 kilometrów.
Wrażenia z jazdy
Ciężkie Santa Fe z mocnym silnikiem i dodatkowym wspomaganiem przez silnik elektryczny mogłoby być świetnym kompanem na dłuższe podróże. Jak w praktyce się okazuje, mały zasięg skutecznie uniemożliwia właściwe wykorzystanie auta. Zyskujemy za to w mieście. Pomimo sporych gabarytów auta parkowanie jest przyjemnością. O komfort podczas wykonywania manewrów na parkingu dbają liczne czujniki oraz kamery wspomagające kierowcę. Podczas jazdy Hyundai prowadzi się nad wyraz przewidywalnie. Nierówności są tłumione w należytą gracją a wyższe prędkości nie powodują przenoszenia nieprzyjemnego dźwięku do wnętrza kabiny. Nie mam też zastrzeżeń do prowadzenia auta w zakrętach, przy czym należy pamiętać, że nie jest to hothatch’a rodzinny SUV. To co wymaga poprawy to siła wspomagania kierownicy, która przy szybkiej jeździe nie wiele mówi nam o tym co się dzieje z przednimi kołami.
Podsumowanie
Hyundai Santa Fe byłby fantastyczną propozycja dla rodziny i dla osób lubiących długie podróże gdyby nie feralna jednostka napędowa z mocno ograniczonym zasięgiem. Producent nie wystrzegł się drobnych problemów z jakością ale pomimo tego skok jakościowy, który reprezentuje Hyundai zasługuje na ogromne oklaski. Santa Fe to świetnie wyposażone auto, to poniekąd symbol nowej jakości marki. Jeżeli komuś nie przeszkadzają ograniczenia ze strony jednostki napędowej to model ten jest jak najbardziej warty uwagi.
Tekst i zdjęcia: Paweł Oblizajek
Zdjęcia Hyundai Santa Fe:
Dane techniczne Hyundai Santa Fe:
Silnik: 1.6 hybryda typu plug-in
Moc: 265
Moment obr.: 350 Nm
Skrzynia biegów: automatyczna, 6-stopniowa
Napęd: 4×4
0-100 km/h: 8,8 s
Prędkość maksymalna: 187 km/h
Cena prezentowanej wersji: ok 260.000 złotych