Jedenasta odsłona Civica zupełnie po cichu zaatakowała klasę aut kompaktowych. Jej niezbyt porywająca bryła skrywa tak wiele asów w rękawie, że mimo tylko trzydniowego testu czuję się oczarowany tym autem. Ciężko nam było się rozstać…
Lubię hybrydy. Niekoniecznie ufam elektryfikacji w autach, ale… lubię hybrydy. Do tego stopnia, że sam jeżdżę hybrydą. Na co dzień i od święta. W moim garażu stoi czarna, trzyletnia Toyota Camry obecnej generacji przed liftingiem. Uwielbiam to auto. Serio. Jest tak uspokajające, że aż chce się w nim pokonywać setki kilometrów. I najczęściej to właśnie w niej robię. Jeżdżę. Daleko; wakacje, trasy, rodzinne wypady. Po mieście o wiele częściej – szczególnie ostatnio – przesiadam się do Volvo C70 z 2000 roku, ale to chyba dlatego, że zacząłem za dużo kilometrów produkować w mojej hybrydzie, a w Toyocie tanio aut nie serwisują…
Do brzegu jednak. Czego mi najbardziej brakuje w Toyocie Camry? Perfekcji prowadzenia. Przyjemności z pokonywania zakrętów. To kanapowóz. Do tej pory myślałem jednak, że skoro hybryda, do tego z kagańcem w postaci ograniczenia prędkości maksymalnej, wygodna, pakowna… to z pewnych spraw można zrezygnować. Cóż, po trzech dniach za kierownicą najnowszej Hondy Civic mam jednak problem. To auto jest po prostu świetne także w tym aspekcie, istotnym dla każdego lubiącego prowadzić ostrzej kierowcy. I jedyne, czego mi w przypadku jedenastej odsłony Hondy zabrakło to w zasadzie wygląd. Jest…
Jak wygląda nowy Civic?
… no sami na nią popatrzcie. Przeciętny. Nie powala. Względem dziesiątki mocno ułagodzono tu linie. Brakuje pazura. Brakuje stylu. Brakuje Hondy w Hondzie. Ale ta japońska marka tak już chyba ma, że po jednej, dość odważnej odsłonie, przychodzi druga – nijaka. Gdyby jednak spojrzeć na ten aspekt z perspektywy czasu, może właśnie te mniej ciekawe generacje mają się lepiej? UFO dziś już razi wyglądem. Jak to mówią – trąci myszką. I to bardzo. A następca? Bardzo przyjemnie i nowocześnie mknie ulicami miast i za nic ma sobie fakt bycia już babcią (dziadkiem?).
Zostawmy jednak sprawy w gruncie rzeczy mniej istotne i przenieśmy się do wnętrza.
Czas przejść do środka
Co rzuca się od razu w oczy to przestrzeń w środku i… zupełnie nowy styl. Minimalistyczny, elegancki. Honda od dawna puka w drzwi klasy premium i pomału te drzwi coraz śmielej uchyla.
Miejsca w Civicu jest naprawdę mnóstwo – jeszcze kilka lat temu każdy przedstawiciel średniej klasy mógłby czuć się nieswojo w towarzystwie Hondy. Co więcej, ta sytuacja dotyczy tak przednich siedzeń jak i kanapy. Przestrzeni na nogi z tyłu wygospodarowano tyle, że Civic spokojnie może służyć za taksówkę. Pojemność bagażnika zasłoniętego pomysłową roletką, którą przesuwamy w bok jednym ruchem jest wystarczająca – 404 litry. Skoda Octavia pod tym względem mocno bije Civica, ale gdyby się nad tym zastanowić, rzadko kto i rzadko kiedy wykorzystuje przestrzeń 500- czy 600-litrów na co dzień. A raz na jakiś czas można założyć box na dach.
Wróćmy do wykończenia. A tu jest naprawdę dobrze. Materiały są miękkie i świetnie spasowane. Fotele sprawiają wrażenie mięsistych i porządnie zaprojektowanych i mają długie siedziska – a to w Japończykach nie zawsze jest pewnik. Świetnie się w nich podróżuje na co dzień, a także w dłuższych trasach.
To, co jednak najbardziej wyróżnia nowego Civica we wnętrzu to minimalistyczna elegancja. Kratka w kształcie plastra miodu przechodzi przez całą deskę rozdzielczą, nie nadużyto tu piano black plastiku, a wszystko wygląda na spójne i bardzo przemyślane. Widać także poprawę w podejściu do „must have” każdego współczesnego auta – infomediach. Nie dość, że są o wiele milsze dla oka (grafika wreszcie nie trąci myszką), to jeszcze znacznie prostsze w użytkowaniu. Brawo!
Klimatyzacją sterujemy nadal dwoma wygodnymi pokrętłami. Lewarek skrzyni biegów zastąpiły przyciski, które po krótkim zapoznaniu łatwo odnaleźć na pamięć pod palcami. Zegary, choć wyświetlają się elektronicznie nadal wyglądają tradycyjnie i są bardzo czytelne. Czy coś tu można dodać? Chyba nie bardzo. Po prostu tak powinno być w każdym nowym aucie. Inżynierowie wszystkich krajów patrzcie i naśladujcie.
Wsiadamy za kierownicę i jedziemy
Przejdźmy do najważniejszego aspektu w każdym teście. Do jazdy oczywiście.
Pod maską Hondy Civic znajdziemy tylko i wyłącznie napęd hybrydowy. Dwulitrową benzynę połączono tu z elektryką i efekt jest naprawdę bardzo dobry. Łącznie mamy do dyspozycji 184 konie. Osiągi? 7,8 sekundy do 100 km/h, prędkość maksymalna – jak to w nowych autach ograniczona do 180 km/h. Najprzyjemniejsze jest jednak poczucie posiadania cały czas pełnego momentu obrotowego (315 Nm) pod nogą, dzięki czemu wrażenia z jazdy są naprawdę niezwykle sportowe.
Auto jest nie tylko bardziej zrywne od 182-konnego poprzednika nie wspartego prądem, ale też o wiele przyjemniejsze w prowadzeniu. To, co zrobili Japończycy to naprawdę niezwykłe osiągnięcie. Auto zachowuje się bardzo stabilnie w zakrętach i daje po prostu frajdę z jazdy. Układ kierowniczy jest precyzyjny i bezpośrednio informuje o tym, co dzieje się między kołami.
Co więcej, sam dźwięk silnika, wolnossącego dodajmy, w trybie sport podkręconego nienachalnie sztucznym „brruum” jest miły dla ucha, a dzięki wirtualnym biegom (skrzynia to zwykłe e-CVT) nie występuje tu zjawisko powszechnie znane z hybrydowych Toyot – tak zwanego jednostajnego buczenia.
Ciekawostką jest fakt, że silnik spalinowy w przeważających okresach jazdy funkcjonuje w trybie generatora mocy. Pomaga ładować baterie litowo-jonowe, które przekazują prąd na koła. Podczas jednostajnej, niezbyt szybkiej jazdy jeździmy więc głównie na prądzie, a hamowaniem doładowujemy baterie. Możemy też za pomocą łopatek ustalić moc rekuperacji. Ustawiając ją w położeniu maksymalnym, auto podczas każdego puszczenia gazu praktycznie samo hamuje, oszczędzając nie tylko elementy cierne hamulców, ale i… paliwo. Zupełnie jak w elektrykach. Poza miastem, podczas jazdy autostradą, do pracy bierze się już silnik spalinowy i to on odpowiada za napęd hybrydowego Civica.
Spalanie Civica
Jeśli jednak liczycie na to, że uda się tym autem jeździć o kropelce to muszę dolać tu niewielką łyżkę dziegciu. Mocno pilnując się, udało mi się osiągnąć spalanie na poziomie 5,0-5,2 l/ 100 km, ale realnie, gdy przestawałem myśleć tylko o jak najniższym wyniku, wskaźnik pokazywał 5,8 l/100 km. Dużo? Mało? W mojej Camry, o wiele cięższej, mocniejszej i z hybrydą ciut starszej generacji, bez problemu, nie szczypiąc się po stopie udaje mi się osiągnąć często powtarzalne 5,2-5,3 litra. Tu liczyłbym na 4,5 w mieście. Czepiam się? Może troszkę, ale tak szczerze… więcej wad tego auta po prostu nie widzę.
No dobra, jest jeszcze jedna. Cena. Civic jedenastej generacji startuje od 144 tysięcy złotych. Łatwo jednak tę kwotę znacząco podnieść. Z drugiej jednak strony, patrząc na ceny w salonach oraz na jakość, którą za tę cenę otrzymujemy, warto pomyśleć o tym aucie. Honda wykonała kawał dobrej roboty. To najlepszy Civic w historii!!!
Adam Gieras
Zdjęcia Honda Civic:
Dane techniczne Honda Civic:
Rodzaj silnika: benzyna – hybryda – 2 litry pojemności
Moc silnika: 184 KM
Moment obr.: 235 Nm
Skrzynia biegów: automatyczna, 1-stopniowa
0-100 km/h: 7,8 s
Prędkość maksymalna: 180 km/h
Cena testowanej wersji: od 144 tysięcy złotych