Czy warto udać się do salonu po tak hardcorową wersję Focusa, której osiągom trochę jednak brakuje do sportowych? Spędziłem z wersją ST TDCi 10 dni, postaram się więc na to pytanie rzeczowo odpowiedzieć. Zapraszam na test!
Wrzesień, co rzadko się w Polsce zdarza rozpieszczał nas wyjątkowo ciepłą aurą, a druga jego połowa aż prosiła się o kolejny w tym roku wyjazd wakacyjny. Cóż, czasami wystarczy pomyśleć i bach – dzieje się. Dostałem zaproszenie na 40. Festiwal Filmowy w Gdyni i nawet chwili nie analizowałem czy aby rozgrzebane projekty i praca mogą mi w wyjeździe do Trójmiasta przeszkodzić. Przez 7 dni miałem więc okazję nie tylko porządnie odpocząć w jednym z najfajniejszych polskich miast, ale też nadrobić zaległości kulturalne. Dodając do tego auto, które towarzyszyło mi przez cały wyjazd, uważam, że tegoroczne pożegnanie lata było wyjątkowo udane. Focus ST, dzięki wyjątkowemu lakierowi i ogromnym felgom błyszczał w Gdyni niczym gwiazdy filmowe – jednej wpadł nawet dość mocno w oko, ale o tym za chwilę.
Pomysł na drapieżny wygląd Focusa ST jest bardzo prosty, ale niezwykle skuteczny. Atrakcyjna sylwetka została udekorowana niczym lukrem: 18-calowymi felgami z większymi (335 mm) tarczami hamulcowymi i zaciskami pomalowanymi na czerwono, bardziej agresywną linią zderzaków (w przednim dodatkowo grill pomalowano na czarno) oraz szeroką końcówką wydechu wystającą spod środka tylnego zderzaka. Jako że nawet podstawowy Focus, dzięki ogromnemu grillowi, ładnej linii świateł i smacznym, symetrycznym kształtom wygląda dobrze, tutaj, w linii ST przed słowem „dobrze” warto jeszcze dodać „bardzo”. Jeżeli chodzi o mój gust – Seat Leon FR, mimo swojej rasowości, musi jednak ustąpić mu miejsca na pudle w kategorii „najbardziej seksowny szybki kompakt”. ST na żywo sprawia bowiem zabójcze wrażenie.
Trochę mniej zabójczo, ale jednak nadal sportowo jest we wnętrzu Focusa ST. Ucięta u dołu, trójramienna kierownica, choć miękka niczym puch bardzo pewnie leży w dłoniach – jest też przyjemnie gruba, a metalowe nakładki na pedałach, zespół wskaźników ułożony centralnie w stronę kierowcy na szczycie deski rozdzielczej (wskazuje ciśnienie doładowania, temperatury oleju i ciśnienie oleju) oraz sportowe fotele od Recaro dodają sportowej kindersztuby. Co do samych foteli to na samym początku było mi w nich bardzo niewygodnie, ale z czasem moje ciało się do nich przyzwyczaiło. Cóż, w 185-konnym dieslu pewnie nie spodziewalibyście się iście rajdowego trzymania bocznego, a takie właśnie gwarantuje Focus ST w każdej wersji, nawet z klekotem pod maską. Uprzedzam jednak, że jeśli macie sporą nadwagę, to o zajęciu miejsca za kierownicą lub na fotelu dla pasażera z przodu możecie zapomnieć.
W wersji ST nie brakuje też licznych smaczków, których próżno szukać w słabszych wersjach silnikowych. Na progach zamontowano bowiem podświetlane na czerwono listwy z napisem ST, a na gałce zmiany biegów – aluminiowej i pewnie leżącej w rękach – każda cyfra została pomalowana na czerwono. Sportowej, choć nieco przygnębiającej (jak dla mnie aż zbyt) atmosfery dodaje czarna podsufitka, która ze względu na brak okna dachowego zabiera praktycznie całe światło z wnętrza. Czarna deska rozdzielcza i fotele tylko dorzucają kilka groszy do tej grobowej aury. Niektórym się to pewnie spodoba – nie raz czytałem na forum temat pod tytułem „jak zmienić podsufitkę na czarną w swoim aucie” – ale ja pozostanę na modę z filmów o driftingu niewzruszony. Wnętrze powinno być mimo wszystko mocniej rozświetlone.
Wykończenie deski rozdzielczej, boczków drzwi czy samego bagażnika nie wzbudza żadnych wątpliwości, że Ford poszedł dobrą drogą i o żadnych niedoróbkach nie może być już mowy. Wszystko jest miękkie i dobrze spasowane. To samo dotyczy środkowej konsoli – nie jest już tablicą malutkich przycisków, w które nie da się trafić palcem nawet na trzeźwo. Ford postawił teraz na dotykowy ekran, który sprawdza się dobrze, jest czytelny i jedyne, czego mu brakuje to pokrętła między siedzeniami, o czym zresztą już pisałem w teście wersji 1.5 EcoBOOST. W testowanym eSTeku nie zabrakło też systemu SYNC, który jest łatwy w obsłudze, ale niestety niedostosowany do potrzeb polskiego klienta – na próżno szukać tu polskiego lektora w nawigacji czy systemu komend w naszym rodzimym języku.
Testowanego Focusa nafaszerowano też licznymi bajerami, ale wymienię je tylko dla porządku. Mamy więc system Active City Stop, który zapobiega kolizji do prędkości 50 km/h, Cross Traffic Alert odpowiedzialny za informowanie o zagrożeniach podczas cofania oraz Lane Keeping Alert współpracujacy z elektronicznie wspomaganym układem kierowniczym wspomagający kierowcę podczas opuszczenia pasa ruchu (działa bardzo mocno, a swoją natrętnością wybudzi nawet cukrzyka po ataku hipoglikemii). Bardzo spodobały mi się aktywne biksenony, które rewelacyjnie pracują w zakrętach i jeszcze lepiej oświetlają drogę w nocy. Słabe jest natomiast to, że wraz z literkami ST przyczepionymi na tylnej klapie, Ford nie wymontował z Focusa systemu start&stop, który działa dość ospale, więc zdecydowanie lepiej jeździć z wyłączonym – szkoda, że trzeba robić to za każdym razem po odpaleniu silnika…
Przejdźmy do jazdy
Focus ST kojarzy się z szybkim hot-hatchem, który nie jest jeszcze tak bez bezkompromisowy jak wersja RS (premiera niebawem). To bezpośredni konkurent Golfa GTI czy Renault Megane RS. Od kilku lat panuje jednak moda na połączenie osiągów i możliwości na krętych drogach z niskim spalaniem, a żeby tego dokonać, producenci zdecydowali się na montowanie diesli pod maską usportowionych kompaktów. Tak powstał Golf GTD, Leon FR TDI, a w stajni Forda – ST TDCi. 185 KM i 400 Nm w Focusie ST nie wgniata w fotel tak przyjemnie, jak w 65 KM mocniejszym benzynowym bracie, ale w zupełności wystarcza do jazdy w każdych warunkach. Wyprzedzanie czy rozpędzanie się na autostradzie – nawet na 6 biegu – to sama przyjemność, ale już ruszanie ze świateł, ze względu na charakterystykę silnika pozostawia pewien niedosyt. Pierwsza setka pada łupem Focusa po 8 sekundach, a prędkościomierz kończy swoją pracę na 217 km/h. Nieźle jak na mocnego diesla, przeciętnie, jeżeli mówimy o sportowym aucie. Plusem jest oczywiście spalanie – średnio podczas 1000-kilometrowego testu wyszło 6,7, a w mieście rzadko przekraczało 8 l/100 km, ale pytanie czy oszczędności przy dystrybutorze aż tak przyćmiewają instynkty lubiącego międzygazy i dohamowania kierowcy?
Dlaczego tak mocno się czepiam tej „sportowości” ST TDCi? Ano dlatego, że Ford zbudował wysokoprężnego mistrza prowadzenia ze sztywnym zawieszeniem, świetnym układem kierowniczym i hamulcami jak żyletki. Leon FR czy Golf GTD, mimo swojej mocy, to przy Focusie mięciutkie kaczuszki. Focus jest twardy, uwielbia przechodzenie z nadsterowności w podsterowność, podskakuje na poprzecznych nierównościach, jakby miał ze 300 KM. Mam wrażenie, że 185 KM nie wykorzystuje potencjału tego auta, a przecież głównym odbiorcą mocnego diesla jest 30- 40-latek jeżdżący głównie po autostradach, który liczy na szybką, pewną, ale jednak komfortową jazdę. W Focusie niestety jej nie znajdzie…
Gdyby jednak ktoś zdecydował się na Focusa z rasowym wyglądem, perfekcyjnie sportowo ustawionym zawieszeniem i sportowymi hamulcami, otrzyma od inżynierów Forda całkiem fajnie brzmiący (jak na diesla) układ wydechowy, który lubi kopnąć w rurę przy zejściu z biegu i niestety urządzenie modulujące dźwięk silnika w kabinie (specjalna membrana z wydechu kieruje dźwięk do środka). Dostanie też zbyt elektroniczne, sztucznie pracujące wspomaganie kierownicy, ale takie mamy niestety czasy w motoryzacji.
Podsumowanie
W odpowiedzi na pytanie zadane na początku testu muszę niestety trochę pokręcić się w zeznaniach. Focus ST TDCi to bardzo dobre, rewelacyjnie prowadzące się auto (mały minus za wspomaganie), które w dodatku przyjemnie zaskakuje przy dystrybutorze. Ze swoją ceną 117 500 zł nie jest też przesadnie drogie – kosztuje mniej więcej tyle, co konkurencja. Jest jednak autem, które jednoznacznie wskazuje na sposób, w jaki powinno być traktowane. Czerwone pole na obrotomierzu, wejście z piskiem opon w zakręt czy zrzucanie biegów przed zakrętem, by wychodząc z niego depnąć pedał w podłogę to jednak nie są zadania, do których ten silnik został stworzony. 185 KM daje radę, ale bardziej pasuje do najbogatszej wersji wyposażeniowej „zwykłego” Focusa (niestety ten może mieć maksymalnie 163 KM pod maską).
Pisałem też, że eSTek wzbudził w Gdyni spore zainteresowanie – tak, dzięki niemu miałem okazję osobiście poznać Bartłomieja Topę, który z wielkim zainteresowaniem wypytywał mnie o dane techniczne Forda. Na wstępie zapytał jednak: „ile tam jest koni? 300, prawda?”. Już rozumiecie?
agier
Wygląd: | [usr 10] |
Wnętrze: | [usr 8] |
Silnik: | [usr 8] |
Skrzynia: | [usr 10] |
Przyspieszenie: | [usr 8] |
Jazda: | [usr 9] |
Zawieszenie: | [usr 8] |
Komfort: | [usr 6] |
Wyposażenie: | [usr 8] |
Cena/jakość: | [usr 7] |
Ogółem: | [usr 8.2 text=”false” img=”06_red.png”] (82/100) |
Dane techniczne: Ford Focus ST 2.0 TDCi 185 KM
Silnik turbodiesel: R4, 16 zaw.
Pojemność: 1997 cm3
Moc maksymalna: 185 KM przy 3500 obr./min
Maks. moment obrotowy: 400 Nm przy 2000-2750 obr./min
Skrzynia biegów manualna: 6-biegowa
Napęd: przedni
Bagażnik: 363 l / 1148 l
Spalanie test średnie: 6,7 l
Prędkość maksymalna: 217 km/h
Przyspieszenie 0-100 km/h: 8,1 sek
Cena wersji podstawowej (z tym silnikiem): 117 500 zł
Cena egzemplarza testowego: 136 120 zł