Jeśli mam być szczery, to większą sympatią pałam do poprzedniej generacji Forda Fiesty ST. Dzięki trzydrzwiowemu nadwoziu, auto zdawało się być bardziej zwarte, kompaktowe. Nie brakowało mu temperamentu i był trochę bardziej łobuzerski. Nie oznacza to jednak, że nie wzdycham do obecnej Fiesty — to świetny samochód i lepszy już nie będzie.
Szczerze przyznam, że od jakiegoś czasu, wieczory spędzam przed telewizorem, oglądając stare, cenione seriale. Jak na przykład Breaking Bad. Historia opowiada o 50-letnim nauczycielu chemii, który dowiaduje się w dniu swoich urodzin o nieoperacyjnym nowotworze płuc. Rokowania? Pół roku życia. Jako, że w domu Waltera White-a najogólniej mówiąc, nie przelewa się, mężczyzna postanawia zabezpieczyć finansowo rodzinę. Oczywiście Skyler nie wie o problemach męża, jednak te wychodzą na jaw parę odcinków później, chwilę przed rodzinnym spotkaniem.
Na pewno zastanawiasz się, co wspólnego ma Ford Fiesta ST z powyższą historią. Cóż, kiedy bawiłem się tym samochodem w najlepsze, dotarła do mnie wiadomość, która sprawiła, że poczułem się dokładnie jak żona Waltera. 2023 rok będzie końcem produkcji Forda Fiesty. Momentalnie posmutniałem. Nie tylko dlatego, że to najprawdopodobniej mój ostatni test niemieckiego hatchbacka segmentu B. Przypuszczam, że najpewniej Fiesta ST, którą oglądasz na zdjęciach, jest dziełem dokończonym, ale czy doskonałym? No, nie.
Po pierwsze, matrycowy asystent świateł drogowych. Działa dość słabo, często oślepiając kierowców jadących znad przeciwka. Szkoda, bo światła same w sobie imponują zasięgiem i siłą świecenia. Po drugie — zegary. Nigdy nie byłem fanem wskaźników siódmej generacji małego Forda. Są duże, bez wyrazu i umieszczone pod nienaturalnym kątem. Lifting do listy minusów dorzucił cyfrowy zestaw wskaźników w najbardziej odpychającym dla małego GTI wydaniu bluescreena z cyfrowymi odpowiednikami pokręteł do pralki. Smutny widok, ale można trochę zaradzić temu, wybierając tryb sportowy. Szary motyw przewodni wskaźników przełamano bielą oraz czerwienią, dzięki czemu wskaźniki prezentują się trochę poważniej, ale nie jest to jedyna zmiana, która dzieje się po wciśnięciu na kierownicy przycisku „S”.
„S” jak „chodźmy narozrabiać”
Tryb sportowy delikatnie uwalnia wydech, dzięki czemu Fiesta jest głośniejsza, bardziej basowa. Do dodatkowych atrakcji wokalnych można doliczyć prychanie i okazjonalne strzały z wydechu. To też bardziej wrażliwy pedał gazu, tylko czekający na pretekst, by w pełni uwolnić moc półtoralitrowego silnika. A tej praktycznie nigdy nie będzie ci brakować. 320 niutonometrów dostępne jest już od 1600 obrotów na minutę i krzywa nie opada aż do połowy obrotomierza. W okolicach „szóstki”, znajdziesz za to komplet 200 KM, które są w stanie rozpędzić czerwonego rozrabiakę do 230 km/h. Przyspieszenie do 100 km/h? Trwa tu 6,5 sekundy. Wszystko to przy całkiem drapieżnym brzmieniu na trzy cylindry oraz naprawdę przyzwoitym zużyciu paliwa. O ile spalaniem będziesz sobie zawracać głowę. Fiesta pod kątem silnika naprawdę nie ma się czego wstydzić.
Ale nie samym silnikiem człowiek czerpie przyjemność z jazdy. Krótki, precyzyjny drążek to ulubiony element kierowców, którzy wolą mieć kontrolę nad zmianą biegów. I nie ma się czemu dziwić. Szczególnie, kiedy biegi są ciasno rozmieszczone, a przeskakiwanie między nimi sprawia ogromną frajdę. Zwłaszcza, jak dodasz do tego międzygaz. Pokochasz to auto. Jeszcze większym uczuciem będziesz pałać do Fiesty ST, kiedy trafisz na zakręty. Próżno szukać tu kompromisowych amortyzatorów z regulowaną siłą tłumienia. Ford serwuje tu prawdziwy oldschool z diabelsko twardym zawieszeniem, który nie serwuje ci niczego innego, jak przyczepności. I to w biblijnych ilościach.
To, co najlepsze w Fieście
Europejski oddział Forda zawsze kładł nacisk na zawieszenie oraz pracę układu kierowniczego. W przypadku Fiesty ST, powiedzieć, że ten drugi jest komunikatywny, to jak nic nie powiedzieć. Połączenie rąk kierowcy z przednimi kołami jest do tego stopnia bezpośrednie, że badanie gruntu dłonią nie wniesie już zbyt wiele. Mogę się założyć, że po najechaniu przednim kołem na banknot, będziesz w stanie rozpoznać go po stalorycie. Dodaj do tego reakcję układu kierowniczego na najmniejsze skinienie nadgarstka, porównywaną do wodzącego za swoim ulubionym patyczkiem Jack Russell terriera, a otrzymasz narzędzie niemal tak precyzyjne, jak robot da Vinci.
Ciekawie za to prezentują się hamulce. Nie znajdziesz tu nawiercanego i nacinanego zestawu tarcz z kilkunasto-tłoczkowym zestawem zacisków od Brembo. W zasadzie, gdyby nie kolor tych drugich, hamulce niczym by się nie wyróżniły na tle układów w innych samochodach w segmencie. Tarcze hamulcowe w ST mają średnice 278 mm z przodu i 253 mm z tyłu. Dla porównania, moja Alfa Romeo MiTo 1.4 TJet ma dyski w rozmiarze odpowiednio 305 oraz 251 mm. Mimo tego, zatrzymanie nieco ponad 1200 kg nie stanowi dla nich najmniejszego problemu. Układ hamulcowy nie tylko zachwyca skutecznością. Wrażenie robi również precyzja dozowania. Jeśli chcesz tańczyć stopami, niczym Walter Rörhl, droga wolna! Fiesta ST na torze może być zabójczo skuteczna nawet przeciwko dużo mocniejszych samochodów.
„Na bogato” już w standardzie
Aż dziwne, że słowem jeszcze nie wspomniałem o fotelach. Kubełki Ford Performance (które raczej na pewno produkuje Recaro) nie tylko rewelacyjnie trzymają ciało w zakrętach. Mimo, że wyglądają bardzo sportowo, są niezwykle wygodne i kiedy wpadniesz w nie plecami, nie będziesz chciał wstać. Inną zaletą foteli jest to, że są w stanie częściowo pochłonąć nierówności jezdni, których nie jest w stanie przefiltrować zawieszenie. Nie można też zapomnieć o komforcie w postaci opcji podgrzania, ale na pokładzie Fiesty ST, nie tylko „stołki” są grzane. Samochód ma w sobie dużo ciepła, bo kierownica oraz przednia szyba, również mają taką opcję.
A skoro jesteśmy już przy pozycjach z cennika. Fiesta ST kosztuje wyjściowo 118 600 złotych i już w standardzie może pochwalić się bardzo bogatym wyposażeniem. Znajdziesz tutaj na przykład 18-calowe felgi, matrycowe światła LED, czujniki parkowania z kamerą cofania, nawigację satelitarną, automatyczną klimatyzację oraz tempomat. Prezentowany model doposażono o m. in. pakiet Performance i świetny zestaw audio B&O. Wartość doposażonego samochodu nie przekracza 128 tysięcy złotych. Drogo? Owszem, ale na wartości samochodów trzeba zacząć patrzeć inaczej i przyzwyczajać się. Tanio to już było, ale Fiesta ST warta jest każdej złotówki spośród 127 950.
Marcin Koński
Zdjęcia Ford Fiesta ST:
Dane techniczne Ford Fiesta ST:
Silnik: 1.5 benzyna
Moc: 200 KM
Moment obr.: 320 Nm
Skrzynia biegów: 6-stopniowa, manualna
Napęd: przód
0-100 km/h: 6,5 s
Prędkość maksymalna: 230 km/h
Cena: od 119 tysięcy złotych
Komentarze 1