Ten samochód jest żywcem wyjęty z amerykańskich realiów, ale nie jest uważany za typowego amcara. Czym więc jest Ford Edge w wersji Vignale?
Są takie auta, które ciężko umiejscowić na mapie rynku motoryzacyjnego. Producenci często lawirują między segmentami i szukają niszy dla swojego produktu. Sztandarowym przykładem niech będzie Skoda Octavia, która wymiarami wyrosła ponad kompakty, ale nie jest też w klasie średniej. Z innej beczki są takie konstrukcje jak Peugeot 508, który z kolei chciałby być premium, ale jeszcze mu do tego trochę brakuje.
Atakiem na klasę premium w wykonaniu Forda miały być modele oznakowane jako Vignale. Stanowią one najdroższe i najlepiej wykonane odmiany zwykłych Fordów jak Mondeo, Focus czy nawet S-Max. Wśród nich duży SUV Edge jest jak z innej bajki – dla laika może wyglądać jak model stworzony od początku z myślą o segmencie premium. Czy tak jest w istocie miałem okazję prześwietlić przy okazji tygodniowego testu.
Makijaż Vignale
Pomysł był prosty. W klasie premium można ustawiać wyższe marże na produktach i usługach posprzedażowych, dlatego każdy koncern chciałby mieć w ofercie coś takiego. Ford ma, ale tylko w USA – marka Lincoln jest tam znana i poważana od dawna. Samochody te nie są jednak w ogóle dostosowane do europejskich warunków. Trzeba było iść inną drogą i jest nią linia modelowa Vignale.
W przypadku Edge’a można poznać tę luksusową wersję po grillu i sporej ilości chromu na nadwoziu. Pokryto nim listwy wokół świateł przeciwmgłowych i okien, także w dolnych partiach drzwi. W oczy rzucają się felgi aluminiowe mieniące się w słońcu. Nie wiem czy to efekt polerowania aluminium czy też są pokryte półmatowym chromem, ale to jasny sygnał o pochodzeniu Edge. To auto przybyło z Ameryki i taki jest jego styl. Włoskie napisy na nadwoziu to tylko makijaż.
Jesli chodzi o bryłę auta to jest… monumentalna. To jedyne słowo jakie przychodzi mi do głowy przy pionowym, wysokim przodzie. Drzwi są ogromne i przykrywają progi, a tylna część nadwozia jest dynamicznie ścięta z dołożona lotką nad szybą. Fajnie to wygląda, ale moim zdaniem po liftingu tył stracił swój znak rozpoznawczy – połączone tylne lampy. To modny ostatnio akcent, a tutaj został usunięty.
Edge Vignale sprawia, że czujesz się mały
W środku Forda Edge Vignale można poczuć luksus. Takie jest pierwsze wrażenie po spojrzeniu na jasne, skórzane fotele pokryte wzorem sześcioboków. Siadając z przodu poczułem się mały – tak dużo jest przestrzeni w środku. Miałem wrażenie, że przednia szyba podróżuje już w innym województwie, bo jest tak daleko od kierowcy.
Bańka natychmiast pęka po spojrzeniu na konsolę środkową. Pokryto ją ohydnym plastikiem jak z chińskich zabawek. Ponadto zwykle produkty klasy premium cechują się efektownym designem, a w Fordzie? Mam wrażenie, że wszystko jest zrobione tak, by można było to obsłużyć w zimowych rękawicach. Duże przyciski rozmieszczone daleko od siebie i ogromne pokrętło głośności pośrodku. Jest to funkcjonalne, ale czy premium? Nie sądzę. Wygląda raczej jak coś sprzed 10 lat. System multimedialny SYNC też nie kipi designem – wygląda dokładnie tak samo jak w innych, popularnych Fordach. Funkcji jest tam mnóstwo, ale oprawa zwyczajna.
Ofiarą liftingu padł lewarek automatycznej skrzyni. Teraz jest do tego celu pokrętło i wymaga pewnego przyzwyczajenia. Dzięki temu zupełnie inaczej zaaranżowano konsolę środkową, w której jest miejsce na wszystkie drobiazgi, telefon i kubek. Ogólnie schowków w Edge jest dużo za co należy Forda pochwalić. Z bagażnikiem o pojemności 800 l można śmiało ruszać do IKEI, wszystko się zmieści. Ja tak zrobiłem i doceniłem też system automatycznego składania kanapy z poziomu bagażnika. Do tego elektrycznie podnoszona klapa i nic więcej naprawdę nie trzeba.
Kanapa na kołach
Przechodzimy do części, która w Edge podobała mi się najbardziej – jazda. Europejskie Fordy zawsze wyróżniają się pod względem układu jezdnego nastawionego na kierowcę. Są zwarte, sztywne i dają przyjemność z kręcenia kierownicą. Edge ma to głęboko w tłumiku. To po prostu okręt poruszający się po drodze. Buja tak, że dokładnie czuć dużą masę i gabaryty auta. Na szczęście nie pali wcale tak dużo, bo jakieś 8 do 8,5 l na 100 km.
Na autostradach Edge pokazuje wszystko co ma najlepsze. Jest to wysoki moment obrotowy wynoszący okrągłe 500 Nm z silnika 2.0 EcoBlue biturbo. Jeśli coś jest faktycznie premium w tym aucie, to z pewnością izolacja pasażerów od drogi i hałasu. Wyciszenie to kawał dobrej roboty, dzięki której można sunąć 140 km/h nie czując kompletnie ani drogi ani prędkości. Z drugiej strony jeśli chcesz pojechać na grzyby też sobie poradzi dzięki napędowi na wszystkie koła. Wadą jest tylko to, że na działanie napędu nie mamy wpływu. To komputer decyduje kiedy dołącza tylną oś i jaki będzie rozkład momentu na koła.
Wiele rzeczy w Edge wygląda na staroświeckie, ale auto jest wręcz napakowane elektroniką. Asystentów kierowcy nie potrafię zliczyć, a komputer pokładowy to kopalnia informacji. Jazdę uprzyjemnia audio od Bang&Olufsen, które potrafi też obsłużyć płyty CD. Pod względem wyposażenia brakuje mi tu tylko kamery 360 i wyświetlacza Head-Up. Te dwie rzeczy pozwoliłyby naprawdę dorównać klasie premium.
Edge Vignale – przyszły youngtimer?
Polubiłem tego Forda za jego odmienność i absurdalność. Większość typowo amerykańskich aut w Europie tak właśnie wygląda – absurdalnie. Jego największe zalety to świetny napęd i mnóstwo miejsca w środku oraz bogate wyposażenie. I wszystko jest tutaj w porządku gdyby nie ta cała śpiewka o premium. Po tygodniu z tym samochodem stwierdzam, że jak na premium jest za mało designerski, za mało charakterny. Nie nadążają też materiały wykończeniowe, które tylko na pierwszy rzut oka dają poczucie luksusu.
To ostatni Edge jaki jest oferowany w Europie. Nowa generacja już się nie pojawi, dlatego testowany samochód jest niszą i pozostanie nią do końca. Tym bardziej w wersji Vignale chorującej na kryzys tożsamości. Próba zrobienia amerykańskiego auta na europejski rynek nigdy nie jest łatwa. Fiat próbował z Freemontem i różnymi modelami Lancii, a w efekcie tej zasłużonej włoskiej marki już nie ma. W miejsce Edge’a w Europie będzie sprzedawana 7-miejscowa Kuga oraz jeszcze większy SUV Explorer. O ile w przypadku Kugi może to mieć sens, tak Explorer będzie pewnie tylko ciekawostką.
Za 20-25 lat być może Edge Vignale doczeka się w Europie statusu youngtimera. Przemawia za tym jego podniesiony standard wyposażenia, ciekawy. amerykański design i mała liczba sprzedanych egzemplarzy. Na tą chwilę muszę go jednak ocenić jako ligowego średniaka. Spodoba się tym wszystkim, którzy cenią amerykański komfort i styl. Dla mnie Edge pozostanie wyróżniającą się propozycją w segmencie dużych SUV-ów, bo bardzo lubię wszystko, co wykracza poza główny nurt.
Bartłomiej Puchała
Wygląd: | [usr 7] |
Wnętrze: | [usr 7] |
Silnik: | [usr 9] |
Skrzynia: | [usr 8] |
Przyspieszenie: | [usr 6] |
Jazda: | [usr 7] |
Zawieszenie: | [usr 7] |
Komfort: | [usr 9] |
Wyposażenie: | [usr 9] |
Cena/jakość: | [usr 8] |
Ogółem: | [usr 7.9 text=”false” img=”06_red.png”] (79/100) |
Galeria
Dane techniczne
Silnik: R4, turbodiesel
Pojemność: 1999 cm³
Moc: 238 KM przy 4000 obr/min
Maksymalny moment obrotowy: 500 Nm przy 3000 obr/min
Skrzynia biegów: automatyczna 8b
Napęd: AWD
0-100 km/h: 9,6 s
V-max: 216 km/h
Zbiornik paliwa: 70 l
Cena: Vignale od 216 050 zł, testowany 221 650 zł (cena promocyjna)