Dzięki motopodprad.pl mogę zamieniać jedno auto na drugie, nie przywiązywać się, nie patrzeć tęsknym wzrokiem na nowy samochód sąsiada – w końcu za chwilę będę miał lepszy, szybszy (czasami słabszy – i tak bywa), a potem następny. Czasami jednak chciałoby się dłużej pocieszyć autem testowym. Alfa Romeo Giulia w wersji Quadrifoglio jest marzeniem każdego motomaniaka. Jeździłem nią! Ale schodząc na ziemię mamy 280-konną Veloce i przyznaję – czuję się nią trochę niedopieszczony…
Alfa Romeo bardzo długo kazała nam czekać na swój flagowy sedan, następcę przepięknej 159. Od prezentacji w internecie do oficjalnego pokazu dziennikarskiego, a później wyjechania pierwszego egzemplarza na drogi sporo wody w rzekach upłynęło. Emocje związane z oczekiwaniem były napompowane do granic możliwości, a Alfa ciągle podsycała je przekładając datę premiery. W efekcie ten balon oczekiwań rozpadł się szybko na malutkie kawałeczki – trochę ze zmęczenia fanów, trochę ze względu na efekt, który nie wszystkim przypadł do gustu. Zeszliśmy na ziemię.
No właśnie. Giulia nie jest już świętym Graalem. Jeździ, można jej dotknąć w salonie. Zaczęło się jej normalne, samochodowe życie. Jak wypada po tym upadku lawiny emocji?
Odnosząc się do wstępu – jeszcze bym nią pojeździł, ale, wybaczcie, bo ciężko przychodzi mi to przez gardło, dlatego łatwo będzie przelać palcami na klawiaturę komputera… Giulia z każdym kolejnym kilometrem daje mnóstwo radości, ale i mnóstwo wątpliwości. Nie wiem czy rzeczywiście jest tak dobra, jak FCA próbuje nam w każdym prospekcie reklamowym i każdym artykule sponsorowanym wcisnąć.
Zacznijmy od wnętrza. Gdy po raz pierwszy wsiadłem do Giulii ze 180-konnym dieslem pod maską, to mój balonik emocji był jeszcze mocno napompowany. Nie widziałem wad. W Giulii Q w ogóle nie patrzyłem na aspekty wnętrza. A teraz… Teraz miałem na to kilka dni i niestety – muszę to szybko wypunktować. Poluzowana zaślepka schowka na tunelu środkowym, tam gdzie wzrok nie sięga plastiki gorszej jakości. Do tego niesamowita ciasnota panująca w tym wnętrzu. Aż męcząca. Miejsca z tyłu jest mało, a z przodu wystarczająco chyba tylko dla kogoś o wzroście do 175 cm (czyli dla mnie). Wsiadanie jest utrudnione, trzeba w zasadzie posadzić dupę na ziemi. Ok. Być może o to właśnie chodzi. W końcu to auto bardziej sportowe, ale… Ceny nie są wyprzedażowe, więc zapewne większość klientów Alfy to osoby 40, 50 +. A wtedy zaczynają się już problemy z kręgosłupem; bo brzuszek, bo praca siedząca, bo stres. Pod względem ilości miejsca i łatwości zajmowania pozycji w środku to auto zdecydowanie dla max 30-latka.
Na plus zaliczę jednak – i oby inni producenci zaczęli wzorować się na takich projektach – niesamowitą prostotę i przejrzystość deski rozdzielczej. Zegary (zgrabne, czytelne, z nutką sportu), panel klimatyzacji sterowany przyciskami i pokrętłami (dodatkowo umieszczono tam przycisk włączania podgrzewanej kierownicy oraz foteli), ekran inforozrywki (obsługiwany pokrętłem, niedotykowy) i to tyle. Żadnych udziwnień – wszystko proste jak w aucie sportowym w latach 80-tych. Prawda, że można? Do tego to smakowite drewno – prawdziwe! No naprawdę Włosi to potrafią.
Powiecie, że ekran nie jest dotykowy. Ok, ale to nie jest absolutnie żadna wada. Obsługujemy go wygodnym pokrętłem umieszczonym na tunelu między fotelami. Wszystko jest czytelne, więc nie trzeba przerabiać całej encyklopedii jak w autach konkurencji z segmentu Premium, a dodatkowo – nie ma mowy o odbitych palcach, czego ja po prostu nie znoszę. Wady? Tragiczny system połączenia z telefonem – żeby podłączyć iphone włączałem i wyłączałem bluetooth kilka razy. No i ten dźwięk z głośników… Płaski, naprawdę taki sobie.
Spójrzmy na walory estetyczne nadwozia. Trzeba przyznać, że jest na co patrzeć. Szczególnie uwagę przykuwa długi, masywny przód, ostro zakończony scudetto (charakterystycznym wlotem w kształcie trójkąta) i agresywnymi lampami. Bez dwóch zdań kupuje mnie też linia bagażnika i ostre przetłoczenia boku. W testowanym egzemplarzu w oczy rzucały się też felgi udekorowane żółtymi zaciskami, ale gdy pan Sławek z Fiata powiedział mi, żebym uważał na nie, bo każda kosztuje 1,5 tys. zł i właśnie na przód trafiły nowe, to na żaden krawężnik nie odważyłem się podjechać. Chyba bym aż tak dużych, na tak szerokim rancie nie założył…
Pytanie tylko czy 159 na ładnym „felunku” szprychowym nie jest bardziej bellisima? ;)
Czas na jazdę, bo chyba na to czekacie?
Pod maską testowanego egzemplarza znalazł się silnik nie byle jaki, bo 280-konny. Moc rozwijana jest z dwóch litrów, co moim zdaniem niczego temu silnikowi poza dźwiękiem nie odbiera – niestety doznania akustyczne są marne. A szkoda, bo jest to najmocniejsza „cywilna” jednostka oferowana w palecie Alfy Romeo. 2.9 -litrowy, 510-konny potwór to zupełnie inna bajka. Chociaż on też nie brzmi aż tak porywająco. Nie zmienia to faktu, że Giulia Veloce jest bardzo szybka. Od zera do utraty prawa jazdy – 5,2 sekundy. Tyle że ze względu na napęd na cztery koła, który znalazł się w testowanym egzemplarzu – przyspieszenie nie wbijało w fotel.
No właśnie napęd. Q4 to inżynieryjny majstersztyk. Przyczepność jest niesamowita, do tego producent nie zapomniał o uprzywilejowaniu tylnej osi. Dzięki temu, jeśli chcecie niszczyć bieżnik tylnych kół to możecie to robić. Auto dość łatwo wprowadzić w lekki uślizg. Nie przeszkadza w tym 8-biegowy automat, który nie przeciąga biegów i sprawia dużo radości podczas zmiany biegów w trybie manualnym – czyli łopatkami.
Poza tym Veloce prowadzi się naprawdę perfekcyjnie – szczególnie gdy DNA ustawimy w pozycję „D” (tryb dynamiczny, sportowy). Nawet minimalny ruch kierownicą przechodzi na koła. Do tego zawieszenie trzyma tak, jakby zabezpieczało auto w pionie i poziomie – auto się nie wychyla w zakrętach, w zasadzie można zaryzykować stwierdzenie, że nie da się w nim przesadzić. Długo zastanawiałem się czy BMW 3 jest lepsze czy gorsze w tej dziedzinie i postanowiłem postawić między tymi autami znak równości. I niech to będzie olbrzymi komplement dla Alfy Romeo. Testowany egzemplarz miał zamontowane również regulowane zawieszenie, które w opcji „D” sztywnieje jak… Na szczęście można to wyłączyć, bo poza torem nie widzę zastosowania.
Co jeszcze warte jest odnotowania to całkiem przyjemna praca zawieszenia. Giulia Veloce, jak na limuzynę przystało, potrafi być wygodna. Dziury, nawet większe amortyzowane są o wiele spokojniej niż w niejednym wyżej zawieszonym aucie. Kolejny plus!
Czy bym ją chciał?
I tak, i nie. Tak, bo to Alfa, bo jednak są emocje, bo auto nie jest obojętne. Nie, bo cena (od 196 000 z groszami…), bo trzeba poczekać i zobaczyć jak będzie spisywała się po roku czy dwóch, bo brakuje mi tego czegoś… Nie wiem czy to przez dźwięk silnika (płaski, mało sportowy, w zasadzie niesłyszalny) czy przez ten napęd (idealnie proporcjonalny, jak dla mnie auto staje się zbyt posłuszne), ale przez większość testu jeździłem Giulią w 100 % przepisowo (nie żebym zachęcał do wariactw), oddając się przyjemności z jazdy w trybie „A” (taki tryb ekologiczny) i jakoś do sportu w ogóle mnie nie ciągnęło. Pytanie zatem, po co mi 280 KM?
Adam Gieras
fot. Adam Gieras Fotomotografia
Wygląd: | [usr 8] |
Wnętrze: | [usr 8] |
Silnik: | [usr 9] |
Skrzynia: | [usr 10] |
Przyspieszenie: | [usr 9] |
Jazda: | [usr 10] |
Zawieszenie: | [usr 10] |
Komfort: | [usr 7] |
Wyposażenie: | [usr 8] |
Cena/jakość: | [usr 6] |
Ogółem: | [usr 8.5 text=”false” img=”06_red.png”] (85/100) |
Dane Techniczne:
Silnik: R4, turbo benzyna
Pojemność: 1995 cm3
Moc: 280 KM/5250 obr./min.
Moment: 400 Nm/ 2250 obr./min
Skrzynia biegów: automatyczna, 8-biegowa, napęd 4×4
0-100 km/h: 5,2 s
Prędkość max.: 240 km/h
Cena: od ok. 200 000 PLN