Suzuki Swift w miękkiej hybrydzie i z automatem CVT idealnie wpasowuje się w miasto. Jakie ma jednak wady i zalety? Postaram się to prosto i przyjemnie przedstawić.
A dlaczego tak zapowiadam ten tekst? Otóż Paweł jeździł niedawno już Swiftem i popełnił test tego auta, więc chętnych odsyłam tutaj: KLIK
Ja samochód użytkowałem teraz tylko przez chwilę więc postanowiłem podzielić się z Wami własnymi spostrzeżeniami, a najłatwiej to zrobić za pomocą oldschoolowej listy wad i zalet. No to nie przedłużajmy i zacznijmy od zalet!
1. Genialny kolor
Mawiają, że nie wszystko złoto co się świeci, ale Suzuki Swift w takim kolorze pomiędzy barwą żółtą, a pomarańczową wygląda naprawdę świetnie. Po prostu w takim lakierze nadwozie się wyróżnia i dobrze się prezentuje. W szarości polskich miast taki rudzielec ma prawo bytu i za ten kolor przybijam z Suzuki wielką piątkę.
2. Pięciodrzwiowe nadwozie
Wiem, że to niezbyt innowacyjne rozwiązanie, ale warto o tym pamiętać. Może na co dzień nikogo na tylnej kanapie wozić nie będziecie, ale w ciągu roku na pewno zdarzą się takie sytuacje. Mówię Wam z doświadczenia, bo posiadam auto trzydrzwiowe. A wątpię, że w przypadku Swifta wersja trzydrzwiowa wyglądałaby jakoś lepiej, a w sumie po to przecież takie auta się ewentualnie kupuje.
3. Czytelne zegary
W świecie wirtualnych kokpitów i kolorowych wyświetlaczy analogowe zegary to teraz już rzadkość. A szkoda, bo większość woli jednak za wieńcem kierownicy zobaczyć obrotomierz i prędkościomierz. I tak jest w tym przypadku gdzie w około skal pojawiała się czerwona obwódka. Pomiędzy nimi oczywiście komputer pokładowy.
4. Porządny system infomedialny
W testowanym egzemplarzu dotykowy ekran wyświetlacza systemu rozrywki wygląda bardzo dobrze i podobnie też działa. Skrywa też wszystko co powinien. Znajdziemy tam zarówno nawigację, jak i szereg wskaźników dotyczących auta. Co ważne, połączymy z nim też smartfona, więc CarPlay oraz Android Auto działało wyśmienicie.
5. Ekonomia silnika 1,2 z miękką hybrydą
Powiem od razu, że Swift sportowcem nie jest, ale dzielnie porusza się po mieście czmychając od świateł do świateł. Robi to też w miarę ekonomiczne. Dla mnie 6-7 litrów w mieście to wynik akceptowalny, ale w trasie auto bez zbędnego „ciśnięcia na autostradach” zadowoli się spalaniem dużo mniejszym (4-5 l na 100 km).
No to czas przejść na ciemną stronę i poopowiadać o wadach tego samochodu, bo Suzuki Swift idealne nie jest. Uwaga – zaczynam:
1. Skrzynia CVT
Jak to w ekologicznych produktach z Azji bywa do obsługi zestawu napędowego służy wirtualna przekładnia automatyczna. Nie jestem fanem tego rozwiązania, a producenci walczą by z roku na rok było lepiej i czasem im się to udaje. W Suzuki Swift poradzono sobie przeciętnie. Przy miejskiej i spokojnej jeździ powinno być ok, ale poza miastem przy wyprzedzaniu wspomnicie moje słowa.
2. Azjatycki design
Pochodzenia trudno się wyprzeć i niestety zalążek Azji we wnętrzu Suzuki odnajdziemy momentalnie. Oczywiście rozwiązania są sprawdzone od lat i spełniają swoje funkcje, ale twarde plastiki lub niektóre klawisze mogłyby zostać już zastąpione.
3. Hybryda niekoniecznie potrzebna
Suzuki Swift kupicie aktualnie za niecałe 60 tysięcy złotych tylko w jednej konfiguracji silnikowej. Będzie to odmiana miękkiej hybrydy z silnikiem o pojemności 1,2 litra i mocy 83 KM. Niewiele, ale nie do końca rozumiem sens takiego zastosowania. Oczywiście to kwestia norm emisji i spalin, ale sądzę (i z tego co pamiętam) Swift bez elektronicznych udogodnień z podobnym silnikiem i manualem byłby przyjemniejszy w codziennym obyciu.
Pozwólcie, że podsumuję: Suzuki Swift zostanie zapewne bezawaryjnym samochodem na dłużej, który znajdzie swoich nabywców, którzy wolą mechaniczny spokój niż wizualne wodotryski. Ja chyba wybrałbym innego przedstawiciela segmentu B, ale na służbówkę po mieście Swift byłby ok!
Konrad Stopa
fot. Karol Tynka – Carlostinki Pictures