Odkąd modele BMW zaczęły być oznaczane symbolem „F” zamiast „E” przestałem się w tej bawarskiej nomenklaturze orientować. Teraz dochodzą jeszcze serie 2, 4 i wiele pokrewnych oraz pierwsze BMW z napędem przedniej osi (obym nie musiał testować). Jednym słowem – totalny chaos. Przed Wami BMW F30, czyli popularna, ale nieco już inna „trójka”.
BMW 320i – wydawałoby się, że to akurat każdy średnio orientujący się w motoryzacji rozumie bardzo dobrze. Nic bardziej mylnego. Producent postanowił namieszać. I tak nowe 320i to nie jest samochód wyposażony w silnik 2-litrowy, sześciocylindrowy, jak miało to miejsce właściwie od zawsze. Teraz jest to jednostka napędowa o pojemności 1.6 litra i mocy 170 KM z turbodoładowaniem. Do tego bawarski producent zabrał dwa cylindry, które uszlachetniały 320-stki poprzednich generacji. Obawiam się tego, gdyż zgadzałem się zawsze z powiedzeniem maniaków marki BMW, że prawdziwe „trójki” zaczynały się właśnie od modelu 320 i w górę. Dlaczego? Bo był to najmniejszy silnik, który miał sześć cylindrów. Proste! To stanowiło wyjątkowość i charakter „trójki”. Tego już nie ma. Czy mimo to będzie to dobry samochód…?
Model F30 przypadł mi do gustu ze względu na swój wygląd – jest elegancki, nie nachalny, ale też nie banalny. Miałem niewątpliwą przyjemność testować wcześniej wersję kombi, która jeszcze bardziej mi się podobała. W końcu nie często kombi jest ładniejsze od limuzyny – w przypadku najnowszej generacji BMW 3 właśnie tak jest. Podobnie było w pierwszym wcieleniu Lexusa IS – tam też jedyne słuszne nadwozie to kombi. Ale nie o Lexusie dziś mowa. Wróćmy do BMW. Czas wsiąść za kółko.
Coś, co od razu rzuca się w… nos – to zapach. Bydlęca skóra dobrej jakości pachnie charakterystycznie, ale nie przeszkadza. Raczej tworzy klimat. Tapicerka ma ciekawy kolor, który bardzo fajnie komponuje się z kolorem nadwozia. Ciemno-rudo-ceglana skóra dobrze gra również z elementami drewnianego wykończenia wnętrza. Cała kabina sprawia wrażenie bardzo luksusowej i dopasowanej do kierowcy. To pozostało bez zmian, wobec poprzednich generacji. Kierowca czuje się najważniejszy i ma wrażenie, że wszystko jest dla niego, w dodatku dobrze przemyślane i przytulne.
Do tej pory, wsłuchując się w odgłos pracy silnika czy napawając perfekcją pracy skrzyni biegów kolejnych generacji „trójki”, wiedziałem jakim samochodem jadę. W przypadku F30 nic nie zmieniło się względem skrzyni biegów – działa bez zarzutu. Pracuje prawie niezauważenie, acz dynamicznie. Zwłaszcza w trybie Sport można dobrze wczuć się w jazdę. Niestety jednak myśląc o silniku… czar pryska! I nie chodzi o osiągi – te są dobre. Samochód osiąga pierwszą trzycyfrową liczbę na liczniku już po 7,6 sek. Jednak sama charakterystyka i dźwięk, jaki wydobywa się spod maski samochodu o oznaczeniu 320i, po prostu do takiego samochodu nie przystoi. Rozumiem, że jest to odpowiedź na wszechobecną modę na downsizing, pseudoekologię i wszystkie tego typu dyrdymały. Zapomniano jednak, że klasyka jest zawsze w modzie i zawsze się obroni. To trochę jak w świecie mody. Trendy się zmieniają, ale klasyka zawsze dobrze sobie radzi. Czy jako garnitur i krawat, czy jako „mała czarna”, a także jako sześciocylindrowy, pełnowartościowy w swojej pojemności, wolnossący benzyniak. Ciekawe, że model nie nazywa się 316Ti – rozszyfrowane intuicyjnie zgodnie z prawdą, czyli jako „trójka” z silnikiem benzynowym 1.6 i turbodoładowaniem. Dlaczego BMW powstrzymało się od takiej nomenklatury?
Bo 320i to wypracowana marka! Pewnie wielu klientów nawet nie zorientuje się, że pod maską zaszły zmiany. Ważne, że symbol na tylnej klapie się zgadza. Ale ja nie chcę być tak oszukiwany. Chcę czasów, gdy rozszyfrowanie oznaczenia modelu było łatwe, intuicyjne i zgodne z prawdą. Chcę kontynuacji tradycji wypracowanej przez lata. Chcę czegoś więcej (zwłaszcza od segmentu premium), niż ślepego zmierzania za chwilowymi trendami. Chcę legendarnych rzędowych silników sześciocylindrowych w BMW. Duży minus za profanację. Przejdźmy dalej.
Testowana 3-ka opuściła fabrykę z napędem kół tylnych, i choć wyniki sprzedaży mówią, że X-drive jest wśród klientów bardziej popularnym wyborem, ja cieszę się, że testowy egzemplarz wyposażono w klasyczny dla BMW napęd. Tu na szczęście nic nie sprofanowano. Samochód prowadzi się bardzo pewnie i intuicyjnie. Zawieszenie zestrojono nieco bardziej komfortowo niż sportowo, ale to pewnie kolejna rzecz, która ma odróżnić serię 3, od 4. Da się jednak jeździć dynamicznie i z charakterystycznym dla BMW bardzo dobrym czuciem drogi. Dynamiczna jazda nie jest też nader kosztowna. Spalanie przy jeździe dającej frajdę, to 10-11 litrów. Spokojnie da się zrobić wynik jednocyfrowy.
Będąc przy kosztach nie da się pominąć ceny. Ta jest typowa dla serii 3. Przyzwyczailiśmy się, że dobrze wyposażony egzemplarz tego sedana, to koszt podchodzący pod 200 tysięcy zł. Tak też jest w tym przypadku. Cieszy dobra jakość materiałów i bardzo miłe wrażenia z samej kabiny. A będąc znów w kabinie, wspomnieć muszę o nawigacji i systemie i-Drive. Jego praca została dopracowana do perfekcji. Wszystko jest bardzo intuicyjne i działa bez zarzutu. Dodatkowo, nowy system nawigacji, w formie 3D robi wrażenie. Stadion Narodowy czy Pałac Kultury i Nauki wyglądają jak autentyczne obiekty widziane z lotu ptaka. Miłe wrażenie. Dodatkowo, i-Drive wyposażono w touchpad, pozwalający na przykład wpisywać adres w nawigacji, rysując litery na pokrętle. I to na prawdę działa. System nie myli liter, nie myśli długo, wszystko daje dobry efekt. Nie jestem gadżeciarzem, ale cały system i-Drive, wraz z nawigacją, po prostu mi się podoba.
Nowy pomysł na serię 3, odpowiadający na eko-modę i aktualne trendy jest dobrym samochodem. Moja matka, siostra lub babcia pewnie nie zauważyłyby nic niepokojącego, zachwycając się cichym i wygodnym podróżowaniem. Ja jednak nie jestem swoją babcią, a serce nowej „trójki” nie jest tym samym, szlachetnej krwi sercem, co kiedyś. Dzisiejsza generacja BMW serii 3 przegrywa konfrontację ze swoją legendą. Poprzednicy i ich rozwiązania wypracowali taką renomę, że zmieniając podwaliny tej legendy, BMW może tylko na tym tylko przegrać. Przynajmniej w oczach pasjonata. Czy wyobrażacie sobie Porsche 911 z silnikiem z przodu? Albo Lotusa z dieslem? Nie!
Podsumowując podkreślę raz jeszcze – od strony technicznej wszystko jest ok, ale nie ma już tyle wdzięku i ciągłości w kontynuowaniu tradycji. I – będąc pasjonatem motoryzacji – nie da się tego nie zauważyć. Szkoda…
Artur Ostaszewski
fot. Maciej Gis (Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i udostępnianie bez zgody autora zabronione)
[table id=36 /]
Dawno już BMW nie stosuje już silników 6 cylindrowych o pojemności 2 litrów :)
Btw. Kupując 320 nie trzeba skazywać się na turbodoładowany silnik 1,6. W ofercie pod tą samą nazwą (tylko bez EfficientDynamic) jest też silnik 2 litrowy z turbo (czterogarowy). Ma kilka koni więcej (184), ale osiągi są niemal identyczne.
Wariant z mniejszym silnikiem jest skierowany przede wszystkim do krajów zachodniej Europy, gdzie wybór mniejszego silnika nagradzany jest mniejszymi stawkami podatkowymi i ubezpieczeniowymi. W Polsce silnik 1,6 turbo jest bardzo egzotyczną wersją, bowiem z salonu wyjeżdża tylko kilka procent takich aut w stosunku do klasycznych 2 litrowców.
Zgadzam sie z piszacym!! Prawdziwe bmw to r6!! Sam mialem e36 328, potem e46 323 a teraz mam e46 330i i nie wyobrazam sobie jwzdzic jakims 1.6 turbo jak w focusie czy innym megan. Nie kupujcie takich podrobek prawdziwych beemek!
Samochód śliczny i nie aż tak drogi. Jedyne co mnie niepokoi to żywotność tych pomniejszonych silników z turbiną.
Co to kogo obchodzi czy turbo czy szesc garow czy cztery? Fajna fura, wnetrze piekne, jezdzi jak sam pan pisze dobrze to czego chciec wiecej?????
Cyt. „obym nie musiał testować” Oby Pan jak najrzadziej testował, a jeszcze rzadziej o swoich testach pisał, bo poziom elokwencji, wiedzy i umiejętności przelewania myśli na papier jest bardzo mizerny…
Pelna zgoda! Prawdziwe bety to rzedowe 6 cylindrowki! M3 e46 forever!
Czy bym kupił?NIE
Zapomniał dopisać: Bo nie mam pieniędzy :)
Hohoho! Jak śmiesznie!