Kiedy przyszły właściciel Bentleya ma bardzo wyszukane wymagania, z pomocą przychodzi dział Mulliner, gotowy spełnić każde życzenia. Nie inaczej jest tym razem, kiedy dla jednego z klientów, producent przygotował wyjątkowo kosmiczny egzemplarz Bentaygi Speed Space Edition.
Wielka Brytania nigdy nie miała własnego programu lotów kosmicznych. Mimo tego, Królestwo ma bardzo ambitne plany podboju rynku produktów i usług kosmicznych. W tym celu, 11 lat temu, założono United Kingdom Space Academy, które ma zawojować na rynku satelitarnym i zwiększyć na nim zatrudnienie z 68 do 100 tysięcy osób. Bez przesady można więc stwierdzić, że UKSA to odpowiednik amerykańskiego NASA. Niestety jednak, organizacja nie ma nic wspólnego z wyjątkowym Bentleyem Bentaygą Speed Space Edition.
A szkoda, bo rakietowy SUV może poszczycić się silnikiem W12 z dwiema turbosprężarkami i pojemnością 6 litrów. 626 KM oraz 900 Nm momentu obrotowego, katapultują jakieś 2,5 tony do 100 km/h w mniej, niż 4 sekundy. Prędkość maksymalna również musi być z kosmosu — 306 km/h, jednak na tym nie kończą się ciekawostki. Jedną z nich jest system Bentley Dynamic Ride, który w połączeniu z 48-woltową instalacją elektryczną, jest w stanie niemal w czasie rzeczywistym, dostosować sztywność zawieszenia do siły przeciążeń, minimalizując przechyły nadwozia, bez uszczerbku na komforcie podróżowania. Inną, choć już mniej innowacyjną nowinką jest, krótko mówiąc, elektroniczna „szpera”, hamująca w zakręcie wewnętrzne, tylne koło. Niemniej istotną rzeczą od osiągów, są hamulce. Opcjonalny, karbonowo-ceramiczny zestaw Bentaygi Speed, potrafi wygenerować moment hamowania równy 6 tysiącom niutonometrów i znieść temperaturę nawet 1000 stopni Celsjusza!
Ale specjalna edycja, to przede wszystkim wyjątkowość specyfikacji. Zewnętrzny lakier Cypress, miał swój debiut 18 lat temu, na karoserii pierwszego Continentala GT. To jednak nie wszystko, czym ozdobiono nadwozie Bentaygi Speed. Zewnętrzne elementy z włókna węglowego zostały zaakcentowane lakierem Oragne Flame, a chrom, został wyparty przez specyfikację Blackline. Jeśli nadwozie nie zdążyło zrobić wrażenia, wnętrze na pewno nadrobi zaległości. Już na wejściu w progu, uwagę przykuwają planety krążące w Układzie Słonecznym. Następnie, wzrok ściągnie pomarańczowy finisz siedzeń, kierownicy, dźwigni skrzyni biegów oraz listw wykończeniowych, o oczywiście kosmicznej nazwie Galaxy Stone. Całość wnętrza, utrzymana jest raczej w stonowanych kolorach o bardziej przyziemnych nazwach „Beluga” i „Morświn”, a za oprawę akustyczną odpowiada nagłośnienie Naim. Cena również jest nieprzeciętna i zdecydowanie przekroczy 1,15 miliona złotych.
Marcin Koński
fot. Bentley