Site icon Moto Pod Prąd

Rozmowa z gościem – Paweł Kaczor

k4

k4

Moim kolejnym rozmówcą jest Paweł Kaczor, którego możecie kojarzyć z profilu „Kaczor&Cars” na „Fejsbuku” czy też z materiałów większych redakcji. Czy dobry warsztat ma znaczenie oraz co ma wspólnego „rzucanie staników” z motoryzacją, dowiecie się z naszej krótkiej rozmowy.

Tomek Knapik (TK): Natrafiłem na Twój profil „Kaczor&Cars” na popularnym Fejsie w zasadzie z przypadku. Gdybym nie sprawdzał ogólnodostępnych wiadomości o Tobie to przysięgałbym, że robisz tylko zdjęcia, okazuje się że jednak również testujesz auta. To jak, więcej z Ciebie fotografa czy jednak redaktora? A może jest po równo?

Paweł Kaczor – „Kaczor&Cars” (PK): Wbrew pozorom to nie jest łatwe pytanie. Myślę, że więcej we mnie fotografa niż redaktora, chociaż przewaga na korzyść tego pierwszego jest niewielka. W zdecydowanej większości przypadków auto, które aktualnie testuje nie tylko fotografuje, ale i popełniam o nim jakiś tekst. Czy to do siebie na FB czy na konto redakcji. Lubię zarówno fotografię, jak i tak zwaną ”redaktorkę”. Każda z tych czynności sprawia mi olbrzymią przyjemność.

TK:  Wyczytałem, że w branży motoryzacyjnej pracujesz od 2010 roku, a od 2014 jesteś związany z redakcją Super Expressu. Jak zaczęła się Twoja przygoda może nie tyle co z motoryzacją, a bardziej z pracą w redakcji?

PK: Aż tak długo siedzę już w tym biznesie? Serio? Wow, ale ten czas zasuwa. Moja przygoda z pierwszą dużą redakcją (o2.pl) zaczęła się od …. wysłania maila z propozycją współpracy. Praktycznie od małego interesowałem się wszystkim, co ma cztery koła. Gdy trochę podrosłem, kupiłem pierwszy aparat i zacząłem bawić się w carspottera (kiedyś nie było to tak modne jak teraz). Coraz bardziej wkręcałem się w tematykę moto-foto. Zacząłem robić sesje zdjęciowe aut znajomych, którzy z czasem polecali mnie swoim znajomym. Mnie to mocno kręciło, a ludzie mieli fotograficzną pamiątkę, na której było ich auto. Po kilkunastu miesiącach amatorskiej zabawy postanowiłem wysłać wspomnianego maila do kilku dużych redakcji. Moja oferta była prosta i polegała na wykonywaniu zdjęć aut prasowym, testowanym przez dany portal. Wtedy nie myślałem jeszcze o pisaniu tekstów. Interesowały mnie tylko zdjęcia i bliski kontakt z nowymi samochodami. Ku mojemu zaskoczeniu, pozytywną odpowiedź dostałem od kilku redakcji. Najbardziej konkretni byli ludzie z o2.pl. Potem przyszła pora na transfer do Autokult.pl, a od 2014 roku działam w motoryzacyjnym dziale SE.pl. Od kilku lat współpracuje także z czasopismami VW Trends i BMW Trends.

TK: Poprzednie pytanie jest dla mnie o tyle ciekawe, że kiedyś sam myślałem nad „załapaniem” się do jakiejś redakcji. Niestety brak warsztatu i totalna nieznajomość branży jakoś mnie od tego odsunęła. Wydaje mi się jednak, że nie tylko mnie jawił się w głowie podobny pomysł. Zatem, co trzeba zrobić Twoim zdaniem aby móc pracować w danej redakcji, a jeszcze lepiej w dziale motoryzacyjnym?

PK: Zdradzę ci, że ja też nie miałem warsztatu przed wykonaniem pierwszego materiału dla dużej redakcji. Warsztat nabywasz w tak zwanym praniu. Albo wejdziesz na odpowiedni poziom, albo po kilku ”razach” przepadniesz w otchłani nijakości. Co trzeba zrobić, aby załapać się do dużej redakcji? Myślę, że teraz czasy są trochę inne. Nie trzeba mieć zaplecza dużej redakcji, aby móc testować samochody. Wystarczy pomysł na siebie. Resztę załatwia ogólnodostępny internet. Albo twój content będzie na tyle ciekawy, że wzbudzisz zainteresowanie, albo nikt cię nie dostrzeże. Niestety żyjemy w czasach, w których sprzedaje się nie tylko to, co rzetelne i przyjemne w odbiorze, ale także to co … głupie, szokujące i ”polskie”. Zauważ, że testy samochodów w różnej formie publikują osoby, które z motoryzacją nie mają nic wspólnego. Mają za to szeroką grupę odbiorców, która ich wielbi i naśladuje. Taki target jest zauważalny przez działy PR producentów motoryzacyjnych.

TK: Masz jakiegoś swojego „guru” fotografii czy też dziennikarstwa motoryzacyjnego?

PK: Nigdy nie miałem idoli, guru i nigdy nie stawiałem ołtarzyków. Staników na koncertach też nie rzucałem. Z kategorii fotografii lubię, szanuje i doceniam prace Maćka Lubczyńskiego (Carburator), Kaczego (Piotr Kaczor) oraz Tomka Dąbrowskiego. Panowie mają swój mocno rozpoznawalny styl. Widzisz dane zdjęcie i od razu wiesz, kto jest jego autorem. Nie łatwo jest wypracować taką rozpoznawalność. Jeśli chodzi o dziennikarzy motoryzacyjnych to bardzo lubię oglądać popisy Łukasza Bąka (Caroseria) oraz czytać wpisy Grześka Ciźli. Należę do tego grona odbiorców, którego nie interesują techniczne i katalogowe wręcz informacje. Wolę ciekawie ubraną w słowa informacje na temat tego, jak duży uśmiech dane auto wywoła na twarzy testującego oraz jak dobrze sprawdza się w roli, do której zostało stworzone. Dane na temat współczynnika Cx oraz nawet najbardziej wymyślna nazwa płyty podłogowej zdecydowanie mnie nie pociągają.

TK: Mimo, że nadchodzi odwilż, wciąż mamy jeszcze zimę. Jest coś w tej porze roku co w powiązaniu z samochodami jakoś Cię denerwuje? (mnie osobiście denerwuje że płyn do spryskiwaczy na -20 zamarza czasem przy -10).

PK: W zimie najbardziej denerwuje mnie fakt, że … jest zimno. Jestem zdecydowanie ciepłolubnym osobnikiem. A tak bardziej poważnie, to mocno irytuje mnie mało fotograficzna zimowa aura. Ok, biały, czysty śnieg oraz fajny zimowy krajobraz są super. Ale takich ładnych, zimowych dni mamy w roku coraz mniej. Zdecydowanie częstszym, zimowym widokiem jest błoto, plucha i szeroko pojęty brud na ulicach. Irytujące jest to, że w takich warunkach nie da się dojechać czystym autem na zdjęcia. A co do płynu do spryskiwaczy …. Dawno mi nie zamarzł. Ale ostatnio mam tendencje do wykańczania płynu w samochodach testowych.

TK: Sam od długiego czasu obserwuje pojawienie się nowych blogów, stron czy kanałów na YT, gdzie każdy z mniejszym czy większym sukcesem próbuje sił jako ogólnie pisząc „tester”. Myślisz że pojawienie się nowych twarzy na rynku, odciągnie widzów/czytelników czy też reklamodawców od normalnych redakcji?

PK: Im większa konkurencja, tym lepiej dla widzów, odbiorców danego contentu i reklamodawców. Dzięki temu ci ostatni mogą wybierać, gdzie ulokować swoją reklamę, a ci pierwsi mogą porównać kilka materiałów o tym samym aucie. Jedna redakcja/blog/youtuber na tym straci, a inny zyska. Ot, prawo rynku. Myślę jednak, że duże redakcje nie mają się czego bać dopóki … są duże. W reklamie i nie tylko w reklamie liczą się cyferki i zasięgi. Jeśli one będą się zgadzać, reklamodawców nie zabraknie. Z widzami jest podobnie. Chociaż oni nie zwracają uwagi na cyferki tylko na szeroko pojęty content. Aktualnie dostęp do informacji jest bardzo łatwy i bardzo szeroki. To czy dana duża redakcja zatrzyma widza przy sobie zależy od jakości materiału jaki stworzy. Nawiązując do odpowiedzi na trzecie pytanie. Nie zawsze liczy się jakość. Ludzie coraz częściej szukają sensacji, kontrowersji lub delikatnie mówiąc bardzo lekkich treści, które niewiele wnoszą. Niestety, takie mamy czasy. Warto jeszcze pamiętać, że same testy samochodów są tylko jednym z wielu pozycji trafiających na stronę www lub do prasy w przypadku dużego i znanego tytułu.

TK: Powracam do twoich zdjęć, które mnie osobiście bardzo się podobają. Odpowiednia pora na zdjęcia to według Ciebie?

PK: Każda pora na zdjęcia jest dobra. Są tacy, którzy lubią fotki o świcie. Są tacy, którzy za swój konik uznają zachód słońca. Zdjęcia nocne? Także mają klimat, ale wymagają też najwięcej wprawy, umiejętności i późniejszej obróbki.

TK: Jak wygląda praca w redakcji moto? W redakcji robicie losowanie kto jakie auto dostanie?

PK: W przypadku redakcji SE.pl nie robimy losowania. O przydziale aut testowych decyduje redaktor naczelny, który dobiera samochody według ustalonego kalendarza. Rywalizacja o ciekawsze auto do testu nie występuje. Przynajmniej w naszej redakcji. Mamy zgrany team i spotykamy się nie tylko na stopie zawodowej. Często wymieniamy się autami testowymi, a jeśli w naszej redakcji zagości prawdziwy rodzynek, bardzo często podziwiamy go wszyscy. W przypadku mojej współpracy z czasopismami Trends jest nieco inaczej. Co prawda tam też o wszystkim decyduje redaktor naczelny, ale często dostaje dane auto wraz z poleceniem – ”Odbierz jutro VW Polo i zrób coś nieszablonowego. Na pewno dasz radę!”. I w tym momencie zaczyna się ostra walka z myślami, co ciekawego do cholery można zrobić z Volkswagenem Polo?!” Tak na marginesie, zdradzę ci, że po kilkunastu latach w branży bardziej kręcą mnie nowości niż ciągła jazda super furami. Oczywiście, Ferrari czy BMW M5 są marzeniem i poruszanie się nimi to czysta przyjemność, ale zamiast po raz n-ty jeździć nową wersją silnikową Audi A8 wolę sprawdzić, co do zaoferowania ma zupełnie nowa odsłona Skody Octavii.


Dziękuję za rozmowę.

Tomasz Knapik

fot. Paweł Kaczor

Exit mobile version