23 listopada odbyła się polska premiera najnowszego dzieła spod znaku RR – Ghost Black Badge. Niby tylko wersja specjalna, ale jak zawsze w przypadku Rolls-Royce’a jest o czym opowiadać.
Gdy debiutował nowy Rolls-Royce Ghost, czyli trochę ponad rok temu, byłem zdziwiony jak bardzo ten model zbliżył się techniką i ekskluzywnością do Phantoma. Już nie ubogacona seria 7 od BMW, ale całkowicie nowa platforma i ten sam silnik, co w większym bracie. Na co komu coś więcej? Nie wziąłem pod uwagę jednej rzeczy – klienci RR to ludzie o specyficznych gustach, grubych portfelach i nieograniczonej wyobraźni. Oni zawsze chcą czegoś więcej.
Między innymi z takich pobudek powstała linia modeli Black Badge. Dyskretne jak na tę markę detale i wzornictwo, stonowana kolorystyka, ale wciąż ultra-ekskluzywny charakter to cecha wspólna wszystkich RR Black Badge. Teraz do tej rodziny dołączył nowy Ghost i naprawdę ma się czym pochwalić.
Black Badge z zewnątrz
Ta edycja specjalna to przede wszystkim zmiana w wykończeniu zewnętrznym. Wszystkie elementy, które normalnie w tym samochodzie są chromowane, tutaj są pochromowane na czarno i wypolerowane na wysoki połysk. Aby to osiągnąć trzeba było dodać specjalnego elektrolitu do tradycyjnego procesu chromowania, by razem z chromem osiadł na podłożu ze stali nierdzewnej. Finalna grubość tej warstwy chromu jest setną częścią grubości ludzkiego włosa. To stała część programu Black Badge, ale kolor wcale nie musi być czarny. Do wyboru jest 44 tys. kolorów, wśród których najczęściej wybierany jest jednak… czarny. To oczywiście nie jest ani trochę podobna barwa do normalnych lakierów. Podobno to najczarniejszy czarny w świecie motoryzacji. Na nadwozie jest nanoszone 45 kg farby i dwie warstwy bezbarwne, a potem czwórka ludzi przez 5 godzin ręcznie poleruje wszystko na wysoki połysk. To idealny lakier, by zamówić sobie coachline, czyli ręcznie malowane paseczki na karoserii, z których słynie Rolls-Royce.
Unikalne dla Black Badge są felgi zrobione z niespotykanej mieszanki materiałów. Składają się z 44 warstw włókien węglowych połączonych z aluminium skrawanym w 3D z jednego kawałka metalu, a całość trzymają tytanowe elementy zapożyczone z lotnictwa. Na środku tradycyjnie kapselek utrzymujący logo przez cały czas w optymalnej pozycji.
Wnętrze
Symbolem wszystkich samochodów z linii Black Badge jest lemniskata, czyli symbol nieskończoności. Naniesiono ją na pokrywie schowka na szampana – to miejsce w kokpicie centralnie przed pasażerem. „Naniesiono” to dobre sformułowanie, bo jej biały, lekko skrzący się znak wydaje się unosić w przestrzeni na tle gwiazd. To dlatego, że symbol znajduje się między trzecią, a czwartą z sześciu warstw bezbarwnego lakieru pokrywającego ten element wnętrza. Podobnie jak na zewnątrz, w kokpicie wszystkie chromy są ciemne, nawet obwódka analogowego zegarka. Gwiezdna iluminacja przedniego dekoru składa się z ponad 850 punkcików, które są zupełnie niewidoczne, gdy samochód jest wyłączony.
Osobiście po raz pierwszy miałem okazję posiedzieć w samochodzie Rolls-Royce i teraz na chłopski rozum opowiem jakie wyniosłem wrażenie. Przede wszystkim jako plebejusz czułem się głupi w sytuacji otwierania i zamykania drzwi. Niby prosta czynność, ale w RR zamyka się je elektrycznie trzymając wciśnięty przycisk. Z kolei otwieranie polega na lekkim pociągnięciu klamki, po którym drzwi odryglowują się, a dalsze trzymanie klamki spowoduje ich elektryczne otwarcie. Oczywiście drzwi otwierają się „pod prąd”, co utrudnia wsiadanie, ale ułatwia eleganckie wysiadanie z samochodu.
5,5 m długości? Mało!
Najlepszy jest dywanik, na który żal wchodzić w butach, taki jest miły w dotyku. Sprawia wrażenie jakby był to bardzo gruby plusz, choć oczywiście to materiał naturalny. Po drugie uderza mnie w Rollsie jak połączono konserwatywne rozwiązania z nowoczesnością. Ekrany są tutaj pochowane np. żeby otworzyć tylny ekran dla pasażera trzeba przytrzymać specjalny, nigdzie nieopisany przycisk. Pojawia się stolik i dość duży telewizor pełen funkcjonalności. Zegary – cyfrowe, ale trzeba się przyjrzeć, żeby to dostrzec. Wszystko wygląda naprawdę mega konserwatywnie, ale jest napakowane technologią, co dużo mówi o klientach marki Rolls-Royce.
Zaskakująca rzecz – limuzyna o długości 5,5 m, a miejsca z tyłu jakby dość mało. Mógłbym przysiąc, że w Skodzie Superb jest go więcej na kolana, zwłaszcza że tutaj jeszcze mamy rozkładany stolik. Jeśli ktoś myślał tak jak ja, że Ghost zupełnie do wszystkiego wystarczy, to jednak nie. Tutaj naprawdę jest jeszcze pole do popisu, dlatego istnieje wersja z większym rozstawem osi (LWB), a jeśli kogoś stać, to oczywiście ma do wyboru Phantoma.
Aspekty techniczne Ghosta Black Badge
Black Badge należy do najchętniej wybieranych wersji we wszystkich modelach RR, bo oferuje oprócz zwyczajowego luksusu także mały bonus w osiągach. Silnik V12 o pojemności 6,75 l w tej wersji jest mocniejszy o 30 KM i 50 Nm. Moc wynosi równe 600 koni, a moment obrotowy 900 Nm od 1700 obrotów. Ten mały przyrost nie spowoduje znaczącego skrócenia czasu do 'setki’, ani nie poprawi prędkości maksymalnej ograniczonej do 250 km/h. Jedyna różnica jest taka, że z tej mocy łatwiej korzystać.
Ghost to model, którym klient zazwyczaj chciałby jeździć samodzielnie, więc w tej wersji popracowano nad układem jezdnym. Zawieszenie pneumatyczne potrafi aktywnie korygować przechyły nadwozia. Inna jest kalibracja pedału hamulca, gdzie poprawiono martwy skok pedału dla lepszego czucia. Gaz też jest bardziej czuły i szybciej reaguje na polecenia prawej stopy. Po wybraniu opcji 'LOW’ obok wybieraka skrzyni dźwięk silnika zmieni się na bardziej wyrazisty, a skrzynia ZF będzie pracować inaczej, by wydobyć więcej potencjału z tego ogromnego silnika.
Nie znamy jeszcze cenników nowego Ghosta Black Badge. Promocji nie przewidujemy, bo cena na polskim rynku powinna wynieść mniej więcej 1,4 mln złotych. Wiele zależy od ostatecznej konfiguracji każdego auta, bo nie ma dwóch identycznych Rolls-Royce’ów, a w kwestii dodatków sky is the limit.
Bartłomiej Puchała