Od debiutu miejskiego Captura upłynęło już sporo czasu, ale to nie znaczy, że nie ma on nic ciekawego do zaoferowania. Oto krótkie podsumowanie kilku dni spędzonych z kompaktowym Renault.
Bohaterem dzisiejszego minitestu jest miejski crossover Renault Captur z silnikiem benzynowym o mocy 150 KM i automatyczną skrzynią EDC. W naszej redakcji już gościły egzemplarze aktualnej generacji Captura w wersjach Initiale Paris oraz Intens z dieslem – zachęcam do lektury. Tym razem miałem do czynienia z samochodem z edycji limitowanej S-Edition i z zupełnie nową jednostką napędową 1.3 TCe, która w ofercie zastąpiła 1.2 TCe.
Czy mocna turbobenzyna ze sportowymi akcentami w przypadku Captura ma sens? Oto kilka spostrzeżeń z ośmiuset testowych kilometrów.
#1 TAK – dodatki S-EDITION
Captur od początku nie wyglądał źle, a wersja S-Edition dokłada do niego wiele unikalnych opcji. Pierwszą i najważniejszą jest lakier nazwany Iron Blue, który w słońcu wygląda wręcz zjawiskowo. Drugą rzeczą charakterystyczną dla tej edycji jest tapicerka z alcantary z podwójnym niebieskim przeszyciem. Do tego czarna podsufitka i już wnętrze nabrało trochę rasowego sznytu. Tak lubię! Warto dodać, że wykończenie gałki lewarka, nakładki na pedały i klamki drzwi są rzeczywiście metalowe, więc nie ma tandety.
#1 NIE – nieintuicyjny kokpit
Wciąż niezmiennie nie mogę się dogadać z niektórymi funkcjami w Renault. Obsługa audio z manetki przy kierownicy mi po prostu nie leży tak samo jak przyciski tempomatu umieszczone na tunelu środkowym i przyciski podgrzewania ukryte po bokach fotela. Schowek przed pasażerem w formie szuflady wygląda fajnie i jest duży, ale praktycznie nie da się go otworzyć gdy fotel pasażera jest zajęty. Regulację pochylenia oparcia fotela kierowcy umieszczono w takim miejscu, że w obsłudze przeszkadza podłokietnik.
#2 TAK – silnik
Silnik o mocy 150 KM w samochodzie takim jak Captur robi robotę. Mimo masy własnej na poziomie 1320 kg motor 1.3 TCe radzi sobie z tym nadwoziem nadspodziewanie dobrze. Na papierze 9,2 s do 100 km/h nie powala, ale zaskakująca jest dobra elastyczność w trasie. Do tego auto niewiele pali – średnia z testu wynosi 5,3 l, gdzie 20% to miasta lub wielki korek, a 80% jazda drogami szybkiego ruchu. Captur z tym motorem ma tylko jedną wadę – w chwili gdy to piszę dopiero przechodzi homologację zgodną z normą WLTP, więc nie ma go w cennikach i konfiguratorach. Albo trzeba czekać, albo brać to, co zalega u dilerów.
#2 NIE – skrzynia EDC
Zwykle chwalę skrzynię EDC w Renault, zwłaszcza jeśli połączona jest z turbodieslem, tym razem jednak przeszedłem rozczarowanie. W Capturze EDC słabo reaguje na kickdown, lekko szarpie podczas pełzania w korku, dokłada 20 kg masy i zabiera aż 1 sekundę z czasu sprintu do 'setki’. Nie wpływa przy tym jakoś pozytywnie na spalanie, a kosztuje dodatkowe 5500 zł. Jak dla mnie – nie warto.
#3 TAK – komfort jazdy
Captur S-Edition oczywiście nie stał się z miejsca sportowcem, ale wcale nie miało tak być. To tylko dodatki stylizacyjne dla tych, którzy lubią takie klimaty, za to jazda pozostała mięciutka i komfortowa. Tak właśnie powinno być w miejskim aucie, zwłaszcza francuskim.
#3 NIE – zegary
Nazwać skromnymi zegary Captura byłoby dla nich komplementem. Moim zdaniem są po prostu nieciekawe i niepasujące do nowoczesnego samochodu lifestyle’owego. Ewidentnie do poprawki w kolejnej generacji modelu.
#4 TAK – panel klimatyzacji
Nie potrafię sobie skojarzyć drugiego auta, w którym automatyczna klimatyzacja nie ma wyświetlacza elektronicznego do pokazywania aktualnie wybranej temperatury. Tutaj nastawia się pożądaną wartość analogowym pokrętłem, co uważam za miły akcent, który pewnie zniknie w przyszłości. Cały panel otoczony jest ładną, podświetlaną na niebiesko otoczką. Detal, który cieszy.
#4 NIE – system multimedialny
System R-Link dostępny w Renault Captur uważam za niedopracowany, choć jeszcze nie najgorszy na rynku. Już po wyglądzie wyświetlacza widać, że ma on swoje lata, a nawigacja dostępna tylko w opcji nie działa najlepiej. Ma braki w bazie adresów, dane o korkach są oderwane od rzeczywistości. Plus za to, że ostrzega przed kontrolami prędkości. Niestety R-Link odmówił połączenia przez Bluetooth z moim smartfonem z niewiadomej przyczyny.
#5 TAK – praktyczność
Captur posiada w kabinie sporo miejsc, w których można położyć lub wrzucić trochę drobiazgów, wyznaczone miejsce na smartfona, spore kieszenie w drzwiach i specjalne miejsce na kluczyk-kartę. Do tego przyzwoita ilość miejsca w kabinie i spory bagażnik z dużym schowkiem pod podwójną podłogą. To wszystko wystarczy, by zdać egzamin z praktyczności.
#5 NIE – materiały wykończeniowe
Tapicerkę należy chwalić, natomiast reszta kabiny poskładana jest raczej z marnych i twardych materiałów. Do tego sporo elementów z plastiku piano black, który jest czysty tylko 3 minuty po detailingu. Nie, nie, nie.
Podsumowanie
W top 5 rzeczy do pochwalenia nie zmieściły się reflektory LED Pure Vision, choć doskonale się sprawdzają. Z drugiej strony w kolejce do krytyki nie zostało już nic. Renault Captur mimo wszystko posiada więcej zalet niż wad i liczę, że Renault część strat nadrobi w kolejnej generacji tego modelu. Testowana wersja S-Edition z silnikiem o mocy 150 KM nie należy do tanich – trzeba przygotować co najmniej 89 900 zł, ale taka jest natura wersji limitowanych. Z pewnością można trochę zaoszczędzić zamawiając wersję z manualną skrzynią, ale ja i tak więcej sensu widzę w tańszych odmianach Captura.
Bartłomiej Puchała
fot. autor