Land Rover zawsze kładł duży nacisk na offroad, ale nawet dla tej marki przeprawa przez Darien Gap to wyczyn wielkiego kalibru.
Możecie myśleć, że w dobie satelitów i globalnej sieci połączeń nie ma już na świecie miejsc niedostępnych dla człowieka, ale to błąd. Wciąż istnieją głęboko zaszyte w dżungli tereny, gdzie nie prowadzi żadna droga, nie ma łączności, a jedyne co można spotkać to jadowite węże, małpy i ptaki.
Jednym z takich miejsc jest obszar zwany Darien Gap. Ten pas lądu o szerokości mniej więcej 160 km znajduje się na styku Kolumbii i Panamy. Pokrywają go głównie gęste lasy deszczowe i namorzyny, a teren jest stale podmokły. Mieszkają tam jedynie lokalne plemiona koczownicze, ale generalnie jest to niczym niezmącona fauna i flora typowa dla klimatu tropikalnego. No, prawie, bo miejsce to stało się też kryjówką dla różnego rodzaju gangów przemycających narkotyki (w końcu to Kolumbia). Darien Gap to jedyna pozostała przeszkoda dla Drogi Panamerykańskiej, która docelowo ma połączyć Alaskę z Patagonią.
Pierwsze udane wyprawy przez Darien
Nic dziwnego, że do tej pory bardzo niewielu ludzi przeprawiło się przez Darien Gap, a dla innych cel ten stał się życiową ambicją. Pierwsza udana próba przejechania przez Darien samochodem miała miejsce w latach 30. XX wieku. Brazylijscy podróżnicy jadący z Rio de Janeiro do Nowego Jorku dokonali tego na Fordzie T. Cała wyprawa zajęła im raptem 10 lat.
W latach 1959-60 roku w drogę przez dżunglę wybrali się przedstawiciele National Geographic i naukowcy mający zbadać możliwość wybudowania brakującego fragmentu autostrady Panamerykańskiej. Mając do dyspozycji Land Rovera Series II i Jeepa Willysa zakończyli wyprawę po 101 dniach. Rok później ta sztuka udała się Chevroletowi. Dwa z trzech Corvairów dotarły do Kolumbii w czasie 109 dni. Trzecie auto porzucono w dżungli. Przez następne 10 lat nikt nie próbował ponownie przejechać przez Darien Gap pojazdem czterokołowym.
Trans-American Expedition
W 1970 roku Land Rover wprowadził na rynek Range Rovera, nowy flagowy produkt będący zalążkiem dzisiejszych luksusowych SUV-ów. Firma widziała dla niego szansę przede wszystkim w USA, dlatego rok później zorganizowano wielką wyprawę mającą pokazać Amerykanom zalety brytyjskiej myśli technicznej. Dokładnie 3 grudnia 1971 roku dwa niemal seryjne Range Rovery wystartowały z Anchorage na Alasce. Celem było dojechanie do Ziemi Ognistej pokonując prawie 29 000 km w każdych możliwych warunkach atmosferycznych i terenowych. Od początku zmartwieniem było Darien – 400 km dżungli stanowiące około 1,3% wyprawy – gdzie zaangażowano niespotykane siły i środki.
Oczywiście samochody były lekko zmodyfikowane – miały dodatkowe akcesoria jak wyciągarki, bagażniki dachowe, snorkele i osłony zbiorników paliwa – ale firmie zależało, aby nie odbiegały znacząco od Range Roverów oferowanych w salonach. Największym odstępstwem od normy były opony Firestone o specjalnej rzeźbie bieżnika. Były znacznie większe niż seryjne koła Range’a, co miało odegrać kluczową rolę w najtrudniejszym momencie wyprawy.
Range Rover w Darien
W wyprawie brali udział brytyjscy żołnierze ze słynnego pułku kawalerii 17th/21st Lancers, a dowodził im znany odkrywca, major John Blashford-Snell. Po dotarciu do Darien British Leyland zorganizował dla ekspedycji wsparcie brytyjskiej armii oraz lokalnych rządów: Panamy i Kolumbii. Dodatkowych 64 ludzi z Royal Engineers obsługiwało mozolną przeprawę przez bagna. Przez 10 lat natura zatarła ślady poprzednich ekspedycji, dlatego przed autami musiał iść pieszy zespół karczowników torujących jakikolwiek zalążek drogi. Później szły konie ciągnące wozy z zaopatrzeniem dla załogi, a na końcu przeprawowe Range Rovery. W niektórych miejscach nie było łączności, a potrzebny sprzęt i żywność były dostarczane przez wojsko z powietrza.
Za przeprawę przez najtrudniejszy odcinek Darien Gap odpowiedzialny był oficer armii brytyjskiej Gavin Thompson. Pilotował on oba pojazdy przez bagna, szukając nowych ścieżek jeśli pierwotnie wyznaczona okazywała się za trudna. W tym miejscu w użyciu były metalowe drabiny o długości samochodu ułatwiające przejechanie przez rowy i dziury, a jeśli zespół natrafił na głęboką wodę, auta trzeba było wsadzić na ponton i szukać miejsca gdzie można by nim dobić. Całe te kłopoty wynikały z pogody – celem ekspedycji było przeprawienie się przez Darien w porze suchej, ale akurat jesienią 1971 roku padało o 5 tygodni dłużej niż zwykle, więc podłoże było bardziej miękkie niż pierwotnie zakładano.
Problemy
Pierwsze duże kłopoty wyprawa miała już w Kanadzie, gdzie jeden z Range Roverów uderzył w zaparkowaną na śliskiej drodze ciężarówkę. Auto odbudowano w jednym z serwisów British Leyland w Vancouver przy pomocy części przysłanych samolotem z Anglii. Okazało się to jednak małym piwkiem w porównaniu z tym co czekało na odkrywców w Panamie. Tam zdarzyło się między innymi utopienie jednego z aut, gdy gwałtownie wezbrana rzeczka przelała się przez dach podczas przeprawy. Naprawa wymagała to otwarcia silnika, oczyszczenia cylindrów z wody i kilkukrotnego płukania nowym olejem, ale finalnie Range Rover pojechał dalej.
Największym przekleństwem Thompsona i jego zespołu były terenowe opony. Założone specjalnie na tę wyprawę Firestone’y błyskawicznie zalepiały się błotem, co w połączeniu z ich dużą średnicą powodowało seryjne ukręcanie się dyferencjałów i półosi. Problem był na tyle poważny, że wyprawę przerwano na 26 dni. W tym czasie Thompson został przetransportowany do Anglii, aby zespół Land Rovera w Solihull opracował rozwiązanie. Po zbadaniu sprawy na fabrycznym torze testowym “Jungle Track” zaleceniem fabryki było przywrócenie standardowych rozmiarów kół i wymiana uszkodzonych dyfrów, co rozwiązało problemy z napędem aż do końca wyprawy. Stracono na to prawie miesiąc, dlatego trzeba było przyspieszyć.
W czasie gdy fabryka w Solihull badała problem z dyframi, kierownictwo wyprawy zdecydowało o ściągnięciu do Darien dodatkowego Land Rovera Series II. Miał on służyć jako “pilot”, aby wraz z zespołem ludzi wyznaczać ścieżki którymi później jechały Range Rovery. Do tego celu nie wykorzystywano już maczet jak wcześniej, a pił mechanicznych i dynamitu. W ten sposób tempo znacznie się zwiększyło i po 96 dniach tropikalnego piekła wyprawa dotarła do utwardzonych dróg Kolumbii. W dalszą drogę wyruszono 13 maja, a już 10 czerwca załoga zameldowała się na przylądku Horn.
Historyczny wyczyn
Jak już wspomniałem, nie była to pierwsza przeprawa przez Darien Gap samochodem, ale to był tylko cel cząstkowy. Range Rover pokonał trasę z Anchorage (Alaska) do Ushuaia (Argentyna) w nieco ponad 6 miesięcy i stał się pierwszym samochodem, który pokonał obie Ameryki na kołach. W latach 70. wydawało się, że powstanie autostrady panamerykańskiej jest tylko kwestią czasu i takie wyprawy nie będą czymś szczególnym, ale geografia Darien i kwestie polityczne skutecznie blokują tę inwestycję, więc wyczyn Land Rovera pozostaje unikalny w skali świata. Nie byłoby to jednak możliwe gdyby nie zaangażowanie brytyjskiej armii, w tym RAF-u i wojsk inżynieryjnych, a także zespołu w Anglii.
Oba wyprawowe Range Rovery nadal istnieją. Jeden jest w zbiorach British Motor Museum w Gaydon, a drugi stanowi element kolekcji Dunsfold. Jest to charytatywna inicjatywa dokumentująca dzieje Land Rovera. Nie wiadomo tylko co się stało z trzecim Land Roverem-pilotem. Poza efektem marketingowym Leyland wykorzystał doświadczenie z Trans-American Expedition przy udoskonalaniu konstrukcji przyszłych Range Roverów. Między innymi w ten sposób zbudowano legendę, która trwa do dziś.
Bartłomiej Puchała