Site icon Moto Pod Prąd

Pogodny brat

DSC 1868

DSC 1868

Kabriolety stanowią specyficzny segment samochodów. Są niezbyt praktyczne, lecz wyzwalają pozytywne emocje, i to zarówno w przypadku luksusowych krążowników, jakim jest Mercedes SL, jak i oazy puryzmu – Mazdy MX-5, której niekończąca się popularność pokazuje, że można zrobić fajny i niezbyt drogi samochód bez dachu. Czy zatem tak poprawny i rozsądny samochód, jakim jest Golf VI sprawdzi się w wersji nieco mniej wykalkulowanej, czyli cabrio?

Na pierwszy rzut oka widać, że projektantom nie zależało za bardzo na bezwzględnym podobieństwie do „dawcy”, czyli zwykłego Golfa. Tym bardziej, że od długiego już czasu, na rynku obecna jest siódma generacja kompaktu z Wolfsburga. A nasz testowy egzemplarz to ostatnia będąca w sprzedaży pozostałość po Golfie VI. Mnie to jednak w niczym nie przeszkadza. Nie mam syndromu „nówki-sztuki”.

Idealnym określeniem zewnętrznego wyglądu testowanego modelu, będzie wg mnie „unisex”. Samochód ma zwarte i miejscami kanciaste kształty, jednak cały obraz linii i charakteru wydaje się być jednak łagodny. Auto spodoba się napewno kobietom, ale i części facetów również. Złoty środek? Może. Na ulicy – choć kabriolety generalnie przyciągają uwagę, nawet jeśli jest to Opel Astra I – częściej oglądały się za nim panie. Inaczej sprawa wygląda z Mazdą MX-5, która jest bardziej męską. Golf ma jednak kilka rzeczy, których nie posiada mała, japońska samuraika. Na przykład dwa siedzenia z tyłu. Nie są one imponujących rozmiarów, niczym w najnowszej S-klasie, jednak nikt tego nie oczekuje. Fajnie, że są, bo zawsze można kogoś zabrać, tudzież położyć na nich bagaż na wakacyjny wypad. Będąc w temacie bagażu, nie mogę nie wspomnieć o bagażniku, który jest zaskakująco duży, choć ma nieco niewygodny otwór załadunkowy. Kolejny plus dla Golfa. Było to możliwe, dzięki zastosowaniu materiałowego dachu, zamiast modnego ostatnimi czasy dachu sztywnego. Mniejszy system składania dachu to oszczędność miejsca na bagażnik. Do tego – jak za pewne wielu innych – uważam dach „szmaciany” za bardziej wysmakowaną formę kabrioletu. Ktoś powie, że bredzę – dach sztywny jest lepszy przy wypadku, nie niszczy się jak materiałowy, nie ma problemu w niskich temperaturach, czy przy wysokich prędkościach – wszystko prawda. Ale jednak nie bez powodu Bentley, Rolls-Royce, czy Aston Martin, czyli marki uznawane za wyznaczniki dobrego smaku i gustu, trwają przy produkcji modeli z dachem miękkim. Zaskoczeniem był dla mnie również czas, w jakim składa się dach w testowym Golfie. Porównując go do testowanego niedawno Megane Cabrio Floride, myślę, że był 3 razy krótszy. W Golfie proces ten odbywa się błyskawicznie i nie ma problemu, by zamknąć, czy rozłożyć dach, stojąc nawet na „najkrótszych” światłach. Znów plus dla Golfa bez dachu.

Wnętrze samochodu, jak można było się spodziewać, nie wiele różni się od klasycznego kompaktu spod znaku VW. Kolory dominujące to czarny i – tu wyróżnik – elementy czerwone, podkreślające inność modelu bez dachu. Do uszycia foteli użyto mariażu alcantary i materiałowej siateczki. Dobre połączenie – wygląda ładnie, trzyma dobrze. Profilowanie foteli również jest bardzo dobre i nie można się przyczepić. Ekran dotykowy, będący centrum obsługi wszystkiego, znamy już dobrze z innych modeli VW. Oczywiście, jak przystało na egzemplarz testowy, wyposażono go w kamerę cofania i wiele innych dodatków, które tworzą wrażenie ekskluzywności. Przy tak małym samochodzie, czujniki parkowania w zupełności wystarczą.

Samochód, mimo nadwozia cabrio, nie jest ciężki. Waży około 1400kg, co przy dość żwawym silniku 1.4 TSI (160KM), dostarcza miłych wrażeń z jazdy. Nadwozie nie kołysze się, prowadzi się pewnie i nie ma tendencji do tracenia sztywności w zakrętach. Wszystko odbywa się pewnie i sprawia wrażenie, że mamy cały czas samochód pod kontrolą. Skrzynia DSG, w którą wyposażono testowego Golfa, to dobre połączenie z tym silnikiem. Jak powszechnie wiadomo, DSG jest dobrą skrzynią i lubianą przez kierowców, jednak tu ma jeszcze jeden atut. Nadaje silnikowi TSI, więcej charakteru i dużo fajniej go obsługuje, niż ma to miejsce w przypadku skrzyni manualnej. Nie wiem z czego to wynika, ale silnik ten wypada dobrze, jedynie w połączeniu z DSG. Ze skrzynią manualną nie daje takiego miłego efektu. Traci charakter. Może trochę za duże słowo – charakter – w odniesieniu do czterocylindrowca o pojemności 1.4. W każdym razie traci to, co daje frajdę.

Zatem Golf Cabrio, okazał się całkiem ciekawym samochodem, mimo, że jego pierwowzór niewiele ma wspólnego z byciem ciekawym, intrygującym, godnym dyskusji. Bałem się, że poprawność i wszechobecna „chłodna głowa” Golfa VI, odbije swoje piętno na samochodzie, który z założenia ma nie być nudny. Na szczęście Golf Cabrio dał sobie radę i jest ciekawą propozycją, zwłaszcza patrząc na konkurencję. Jest takim „pogodnym bratem” smutnego Golfa VI. Ceny modelu zaczynają się od 88 tys. zł za podstawową wersję z silnikiem 1.2 TSI (nie jeździłem, ale jestem pewien, że nie polecam). Ceny egzemplarza ze 160-cio konnym 1.4 TSI oraz skrzynią DSG, zaczynają się od 102 tys. zł. I taką specyfikację zdecydowanie polecam, a samochód podsumuję dwoma słowami – pozytywne zaskoczenie.

P.S.
Najmocniej przepraszam za jakość i scenerię zdjęć, jednak w terminie, kiedy je robiliśmy, pogoda była zdecydowanie „nie-kabrioletowa”. Ratowaliśmy się więc jakkolwiek, by stać pod dachem.

Artur Ostaszewski

[table id=28 /]

Exit mobile version