Nigdy nie zrozumiem fenomenu produkowania nowych aut pod nazwą starych modeli, które były zupełnie inne. Okej, SsangYong Musso poprzedniej generacji był sprzedawany w wersji pickup, ale jego podstawową wersją był SUV. Teraz się to zmienia. Nowa generacja Musso pojawia się po 13 latach od zjechania z taśmy ostatniego egzemplarza poprzedniego Musso. Tym razem tylko i wyłącznie jako pickup.
Ruszając w kierunku podwarszawskiego hotelu, w którym miałem do odebrania kluczyki od nowego Musso byłem lekko podekscytowany. Do tej pory samochody produkowane przez te koreańską markę były mi raczej obojętne. Wszystko zmieniło się za sprawą nowego Rextona, który zrobił niemałe zamieszanie. SsangYong zrobił ogromny krok do przodu zarówno pod względem stylistyki, warunków jezdnych, jak i wykończenia wnętrza. To ostatnie w przypadku Rextona może konkurować z większością marek obecnych w tym momencie na rynku.
Dlatego właśnie całą drogę zastanawiałem się jak będzie w przypadku nowego Musso. Liczyłem, że SsangYong podtrzyma poziom oferując auto na poziomie samochodów, do których w europie jesteśmy przyzwyczajeni. I… nie zawiodłem się. Naprawdę. Miałem okazję jeździć chyba wszystkimi dostępnymi w tym momencie na naszym rynku pickupami. Musso nie ustępuje im na krok. Mało tego! Po godzinnej przejażdżce mogę śmiało stwierdzić, że można go spokojnie pozycjonować gdzieś po środku stawki.
Wnętrze
Siadając za kierownicę od razu rzuciło mi się dużo lepsze wykończenie niż to, które znamy z poprzednich modeli koreańskiej firmy. Pojawiło się dużo miękkich plastików, które są przyjemne w dotyku. Mało tego! W najwyższej wersji wyposażenia deska rozdzielcza Musso może zostać obszyta skórą, jak w Rextonie. Wszystkie elementy w testowanym egzemplarzu były dobrze spasowane, do moich uszu nie docierały niepokojące piski czy trzaski. System multimedialny jest wygodny w obsłudze. Ciągle brakuje w nim niestety języka polskiego, a szkoda. Nie jest to jakaś technologia z kosmosu, a na pewno umiliła by oko polskiego klienta.
Wygląd zewnętrzny również na plus. Przód jest w typowym, dla obecnie produkowanych samochodów tej marki, stylu. Bez problemu od razu rozpoznamy z jakim autem mamy do czynienia z SsangYongiem. Z profilu, według mnie, auto jest ładne. Słyszałem jednak głody sugerujące, że tył jest zbyt kanciasty. Cóż, nie zgadzam się. Według mnie taka stylistyka pasuje do auta typowo użytkowego. Są jednak gusta i guściki, dlatego nie będę upierał się przy swoim zdaniu.
Jak jeździ Musso?
Jak przystało na tego typu samochód w kabinie jest dość głośno, na zakrętach buja, a sam układ kierowniczy nie jest zbyt precyzyjny, ale zaraz zaraz… w końcu to auto, którym mamy wyjechać poza utwardzone drogi. Tak też zrobiłem, ponieważ oprócz wspominanych niedogodności dochodziło mocne bicie spowodowane toną błota na felgach z porannych testów. Tam spisuje się bardzo dobrze. Specjalnie wjechałem w ogromną błotną kałużę, która wydawała się dużo płytsza niż była w rzeczywistości. Na początku lekko się przestraszyłem, ponieważ auta stanęło i ani drgnęło. W myślach już sięgałem po telefon i wybierałem numer do obecnych na prezentacji ludzi z centrali prosząc ich o ratunek i wyciągnięcie mnie z pułapki. Po chwili przypomniałem sobie jednak, że przecież jadę w trybie z napędem na 2 koła. Luz, przełączenie na napęd na obydwie osie i auto bez problemu wydostało się z błotnej zasadzki nie wahając się ani sekundy.
Musso sprzedawane jest obecnie tylko z silnikiem diesla o pojemności 2.2 litra. Silnik generuje moc 181 KM, które bez problemu „dają radę”. Przynajmniej przy pustej pace. Niestety tym razem nie miałem okazji sprawdzić jak zachowa się w pełni załadowane auto.
Ceny
Do testu otrzymałem wersję wyposażenia QUARTZ, której cena zaczyna się od 140 900 zł. Dostępna jest również tańsza wersja CRYSTAL (109 900 zł) oraz droższa SAPHIRE (155 900 zł).
Tekst i zdjęcia: Arkadiusz Jurczewski