Koreański producent nie raz szokował wyglądem swoich samochodów. Tym razem należą się zupełnie szczere gratulacje, gdyż nowe Korando wygląda bardzo dobrze.
Do tej pory głównie wygląd i nieznajomość marki odpychała klientów od Ssangyonga. Nowe Korando może to zmienić, bo wreszcie wygląda na tyle atrakcyjnie, by powalczyć o nowych nabywców na Starym Kontynencie. Warunki są dwa – zachowanie rozsądnych cenników i eliminacja rażących braków w wyposażeniu.
Po niezwykle ciepło przyjętym modelu Rexton, koreańska marka idzie za ciosem. Jej najważniejszy model, średniej wielkości SUV Korando, nawiązuje stylistycznie właśnie do Rextona oraz mniejszego Tivoli. Korando pewnie nie uniknie porównań z bardziej popularnymi modelami, ale trzeba przyznać, że umiejętnie połączono w nim płynne linie z ostrymi kantami. Wrażenie robią tylne lampy wykonane w technologii LED.
Na wyposażeniu Korando nie powinno brakować nowinek technicznych. Są modne ostatnio wirtualne zegary z ekranem 9″ oraz duży, dotykowy ekran centralny 10,25″ będący pokładowym centrum dowodzenia. Nawiew pociągnięto górą po całej szerokości kokpitu – to najciekawszy stylistycznie element wnętrza. Poza tym schludnie i nowocześnie, ale nie oczekujemy wyjątkowo dobrych materiałów. W końcu to auto tańsze od porównywalnej konkurencji. Bagażnik ma aż 551 litrów i w opcji może być wyposażony w elektrycznie podnoszoną klapę.
W Korei Ssangyong Korando będzie wyposażony w pakiet systemów bezpieczeństwa. W jego skład wchodzi asystent awaryjnego hamowania, asystent pasa ruchu, monitorowanie zmęczenia kierowcy oraz automatyczne hamowanie przed przeszkodą. Żeby skutecznie rywalizować z konkurencją w Europie auto musi być podobnie wyposażone.
Nie wiadomo jeszcze nic konkretnego na temat silników. Na pewno będzie 1.6 diesel o mocy 116 KM znany z Tivoli, ale więcej szczegółów poznamy w marcu podczas salonu w Genewie. Wtedy zaplanowano debiut nowego Ssangyonga.
Bartłomiej Puchała
fot. Ssangyong