Sprawdzamy nowego Fiata Grande Panda 2025 podczas premierowych jazd testowych. Zobacz, jak się prowadzi, co oferuje i czy warto na niego czekać!
Właśnie przed chwilą zrobiłem małe badanie nowości motoryzacyjnych i dochodzę do wniosku, że po niemal trzech dekadach oferowania na rynku samochodów w stylu retro, te nieustannie są w modzie. Zwróćcie uwagę jedynie na ostatnie debiuty. BAIC Beijing BJ40, Renault 5, Morgan Supersport, a nawet Porsche 911. Nawet w odniesieniu do poprzedników, te samochody mają coraz mniej wspólnego, jednak wciąż wzbudzają zachwyt na ulicach oraz jak najbardziej zrozumiałe pożądanie. Oczywiście, samych przykładów można mnożyć bez końca. Kilka, naprawdę świetnych, przytoczył w swoim tekście Bartek Puchała i jeśli dobrze mi się wydaje, styl retro, to jeden z najdłużej utrzymujących się języków w designie motoryzacyjnym.
I to dość ciekawe zjawisko. Współczesne auta, zapraszają nas w swoje imprezy tematyczne z lat 50., 60., a nawet 80. co oznacza, że musisz mieć co najmniej 40-45 lat, żeby w ogóle móc powiedzieć, że żyłeś w tych czasach i przynajmniej jako tako je pamiętasz. Tymczasem, nowe samochody w stylu retro, wcale nie są kierowane do ludzi, którzy przeżyli co najmniej pół wieku. Tym, sugeruje się inne pojazdy. Na przykład Toyota Corolla Działkowiec Edition. Co więc jest takiego w samochodach nawiązujących do lat młodości naszych rodziców, czy dziadków?
Przez retro do serca?
Zastanawiam się dość długo nad parkiem samochodów, jakie pamiętam w mojej rodzinie i tak. Dziadek miał FSD Żuka A-07 (w którym spędziłem niejedne wakacje), Tata oraz paru z wujków, posiadali niezliczoną ilość Polonezów różnej maści. Inny, miał Ładę 2107, kolejny Toyotę Corollę Sedan z początku lat 90. Babcia? Miała tak dużo aut, że większości nie pamiętam nawet przez mgłę. Jeszcze przypomniał mi się Taty Polski FIAT 125p w wersji kombi. I choć miło byłoby wrócić do wyżej wymienionych samochodów, to nie wydaje mi się, żeby współczesna interpretacja, mogłaby mnie chwycić za serce. A może jednak?
I to jest bardzo ciekawe, bo Brytyjczycy przeprowadzili badanie, które wykazało, iż nawet 40 procent młodych ludzi, z nostalgią patrzą na czasy, w których albo jeszcze ich nie było, albo nie mieli prawa ich pamiętać. Jeśli więc jesteś kimś, kto mówi „kiedyś to było”, to FIAT ma zaproszenie na imprezę tematyczną w stylu lat 80. Wkładajcie kolorowe dresy. Oto FIAT Grande Panda E!
Nowa Panda, to kopalnia historii FIAT-a
Mamy więc kanciaste nadwozie, pas przedni nawiązujący do asymetrycznie stylizowanego grilla, felgi przypominające obręcze z dawnych lat, pionowe tylne światła. Znajdziesz też siedzenia z tapicerką z wytłoczonymi kwadratami, zintegrowane zagłówki foteli, półkę na drobiazgi przed pasażerem, dwuramienną kierownicę, a nawet małego FIAT-a Pandę, obok centralnego wyświetlacza oraz parę elementów, utrzymanych w motywie toru Lingotto, przy Via Nizza w Turynie.
Na tym, oczywiście nie koniec. Panda, została dosłownie obsypana detalami w „ejtisowym” stylu. Stąd, pikselowy motyw świateł oraz oryginalna czcionka, na którą trafisz z tyłu, na dole drzwi oraz relingach dachowych. Pojawiło się też nowe, drugie logo. To, znajdziesz na pasie przednim, na nadkolach, słupku C oraz z tyłu, przy tablicy rejestracyjnej. Znaczek, nawiązuje do emblematów z lat 1982-1999, w których było pięć przekrzywionych palików, symbolizujących ramki dla każdej z liter marki. Obecnie, słupków jest cztery i oznaczają każdą z liter FIAT-a.
W środku, znaczek ukryto na kierownicy i nie jest to ostatnia nowinka. Jasne, drewniane wykończenie deski rozdzielczej (wraz ze schowkiem), zostało wykonane z włókna bambusowego, a głównym motywem kolorystycznym wnętrza, jest niebieski. Wspaniale! Jest jednak parę rzeczy, z którymi trochę się gryzę. Po pierwsze, kwadratowe kratki nawiewów, które w żaden sposób nie korespondują z wyobloną deską rozdzielczą. Już lepiej byłoby wtopić kratki w projekt deski, ewentualnie powtórzyć motyw Lingotto, trochę z nim przesadzając.
FIAT Panda ma coś wspólnego z segmentem premium
Po drugie, Peugeot/Citroen. Rozumiem, że cięcie kosztów, olala!, oui oui i no no!, ale Grande Panda, zacznie w końcu pełnić rolę bazowego modelu w gamie FIAT-a. Dlaczego więc tnie się koszty na pozornie tanich rzeczach takich jak obudowa kluczyka, klamki, czy swoją drogą, fatalny w obsłudze wybierak przekładni, jednocześnie wyposażając samochód wyłącznie w automatyczną skrzynię biegów? Przecież ta, wyjściowo winduje wartość auta o jakieś 8-10 tysięcy złotych. Wszak Turyn, od zawsze słynął z robienia naprawdę dobrych, małych, a przede wszystkim prostych samochodów. Owszem, cennik Grande Pandy zaczyna się od jakichś 80 tysięcy złotych i jeszcze do niedawna, był to mniej więcej pułap poprzednika. Problem w tym, że Panda trzeciej generacji, nie cieszy się popularnością w naszym kraju. Ciekawe, dlaczego?
Innym, wartym odnotowania faktem jest to, że Panda została zbudowana w jedynym, akceptowalnym przez Stellantis nadwoziu. Oznacza więc, że masz do czynienia z crossoverem. W dodatku, mocno wyrośniętym, bo względem poprzednich modeli (wezmę pod uwagę bezpośredniego poprzednika oraz pierwowzór), Grande Panda jest dłuższa o 33,9/61,2 cm, szersza o 11,5/29,8 cm i wyższa o 2,1/12,7 cm. Sam rozstaw osi powiększył się na przestrzeni lat o 23,5 centymetra względem poprzednika i o niemal 38 cm w porównaniu z pierwszą Pandą. Oznacza to, że nowa Panda, wyszła z segmentu A.
Nowy segment, nowe możliwości
Idealny materiał na taksówkę? Być może tak. Owszem, będzie ciasno. W wersji z napędem elektrycznym, podłoga będzie nieprzyjemnie wysoko, ale jak na krótki kurs w Centrum, możliwości Pandy będą w zupełności wystarczające. Kierowca też polubi miejskiego FIAT-a. Po pierwszych kilometrach, mogę powiedzieć, że zawieszenie ma idealnie dobrane nastawy. Samochód komfortowo pokonuje miejskie nierówności, nie każąc płacić za to słabym wyczuciem nadwozia. Silnik, mimo skromnych 113 koni mechanicznych, pozwala sprawnie lawirować w miejskim ruchu, a jeśli jakimś cudem zjedziesz na autostradę, rozwiniesz maksymalne 135 km/h. Hamulce też nie dają powodów do narzekań. Nieźle dozują siłą hamowania i zapewniają odpowiedni margines bezpieczeństwa.
Elektryczna Panda, to z całą pewnością uroczy samochód. Ma wiele nawiązań do pierwszego modelu, jak i historycznej, turyńskiej fabryki. Urzeka niebieską, „kwadratową” tapicerką oraz fantastycznym doborem towarzyszących barw bieli, czerni i brązu włókna bambusowego. W dodatku, świetnie sprawdzi się w mieście, gdzie docenisz niezłą dynamikę, bardzo dobrze hamulce i świetnie dostrojone podwozie. Nawet cena — jak na elektryka — zdaje się nie odstraszać.
Wyjściowo, Grande Panda E kosztuje 110 tysięcy złotych. Prezentowany model, w wersji La Prima, z lakierem metalizowanym oraz pakietem zimowym, wymaga dopłaty 20 tysięcy i będzie mieć w wyposażeniu m. in. nawigację satelitarną, klimatyzację automatyczną, ładowarkę indukcyjną, światła LED, czujnik deszczu oraz zmierzchu, a także kamerę cofania z kompletem czujników parkowania.
Marcin Koński