W tym odcinku „Niedostępnych w Polsce” pora na JDM z prawdziwego zdarzenia. Oto model Toyoty, który zapewnia w Japonii olbrzymi prestiż – chociaż niewiele zmienił się przez prawie pół wieku. Ponadto jest to jedyny samochód z silnikiem V12 pod maską produkowany w Kraju Kwitnącej Wiśni. Coś jeszcze? Tak – taką limuzyną wożony jest japoński cesarz…
Przed Wami Toyota Century. Century – czyli po angielsku Stulecie. Nazwana tak z okazji setnej rocznicy urodzin pana Sakichiego Toyody, która przypadała w 1967 roku. To właśnie wtedy na rynek trafiła pierwsza generacja flagowej limuzyny Toyoty, napędzana silnikiem V8. Łatwo więc policzyć, że od tej premiery minęło 48 lat. Ile kolejnych odsłon Century trafiło przez ten czas na rynek? Siedem? Sześć?
Pudło. Jedna.
W tej chwili można kupić drugą generację modelu produkowanego od 1997 roku. Tym razem ma pod maską pięciolitrowy, 280 konny silnik V12 – zaprojektowany specjalnie do tego auta. Jak pisałem, jest to jedyny dwunastocylindrowy silnik, jaki można spotkać w samochodzie produkowanym w Japonii (kod: 1GZ-FE). Nawet supersportowy Lexus LF-A ma „tylko” dziesięć cylindrów.
Widać wyraźnie, że Century przez lata niespecjalnie się zmienia. Nadejście drugiej generacji nie oznaczało rewolucji stylistycznej i samochód nadal wygląda… hmm, staromodnie. Złośliwy mógłby powiedzieć, że prezentuje się jak nieco wydłużone, typowe auto japońskie z lat 80., do którego ktoś dodał kilka chromowanych akcesoriów. Można też szukać w nim podobieństw do starszych Lincolnów, czy… radzieckich ZIŁów.
Jak na limuzynę przystało, Century jest duże. Ma prawie 5,3 metra długości, czyli nawet nieco więcej niż wydłużane wersje różnych generacji Mercedesa klasy S. Waży dwie tony.
Wnętrze? Zupełnie nie zachwyca stylistyką, próżno tu szukać także technologicznych nowinek. Century postawione obok nowego BMW 7 czy nawet Lexusa LS – krewniaka z tego samego koncernu – prezentuje się jak przybysz z przeszłości… którym tak naprawdę jest.
Co więc Toyota Century robi we współczesnej motoryzacji? I to w kraju słynącym z najnowocześniejszych wynalazków, szalonej pogoni za nowoczesnością i komputeryzacji w absolutnie każdej dziedzinie życia?
No cóż, ona po prostu… wykonuje swoją pracę. Tak naprawdę flagowa limuzyna Toyoty reprezentuje drugie oblicze Kraju Kwitnącej Wiśni. Tu w cenie są pracowitość, skromność i poszanowanie dla tradycji. Tu nie wypada pokazywać się w ostentacyjnej limuzynie z Zachodu, z wielkimi felgami i bijącym po oczach grillem. Zamiast tego japońscy ludzie sukcesu (również niektórzy z członków Yakuzy) wolą jeździć samochodem, o którym mówi się, że jest jak „klasyczny, prosty, elegancki garnitur” i zatapiać się w luksusie w specyficznym stylu.
Niektóre egzemplarze Century mają wnętrze wykończone skórą – jednak prawdziwy (i częściej spotykany) luksus to tapicerka ze specjalnej wełny. Stosuje się ją, bo jest przyjemniejsza w dotyku i… cichsza od skóry. To właśnie komfortowi akustycznemu podporządkowano w tym aucie niemal wszystko. Nawet drzwi są otwierane i domykane elektrycznie, bo stwierdzono, że robienie tego w tradycyjny sposób powoduje nieprzyjemny dla ucha dźwięk.
Oprócz tego, tylna kanapa ma funkcję masażu, zaś fotel pasażera z przodu – gdy nikt na nim akurat nie jedzie – odchyla się w taki sposób, by służyć za podnóżek dla podróżującego z tyłu. W oknach typowo japoński dodatek – nie rolety, a po prostu… firanki.
Osoby, które były wiezione Century, piszą właśnie o niezwykłej ciszy panującej wewnątrz oraz „aksamitnej” pracy wielkiego silnika. Relacje samych kierowców są niemal niemożliwe do znalezienia, podobnie jak dane dotyczące osiągów tego samochodu. Zapewne są po prostu „wystarczające”, a odczuciami szofera nikt się specjalnie nie przejmuje – on jest w pracy i ma jechać tak, by pasażer siedzący z tyłu był zadowolony.
A zdarza się, że jest to pasażer naprawdę wyjątkowy. Oprócz wielu przedsiębiorców, prezesów korporacji czy dyplomatów Toyotą Century wożony jest Akihito – 125. cesarz Japonii.
Rodzina cesarska ma do swojej dyspozycji cztery specjalne egzemplarze tej Toyoty. Nieco różnią się one od wersji, którą można nabyć w salonie. Cesarskie Century są dłuższe (mają 6,2 metra długości), wyższe i trochę inaczej wyglądają – można zauważyć, że z profilu przypominają Rolls Royce’a Phantoma.
Są też oczywiście opancerzone.
Te samochody trafiły do pałacu cesarskiego w 2006 roku, zastępując służące tam od ponad 30 lat Nissany Prince-Royal.
Premier Japonii jeździ za to Lexusem LS600h.
Model Century jest oferowany jedynie na rynku japońskim. W tej chwili właściwie nie ma tam konkurencji. Klienci zainteresowani tym autem raczej nie spojrzą na BMW serii 7 ani Mercedesa klasy S, od kilku lat na rynku nie ma też już równie egzotycznych dla Europejczyka modeli, takich jak Mitsubishi Proudia czy Nissan President, z którymi Century mogło rywalizować.
Cena nowego egzemplarza to około 11 i pół miliona jenów (ok. 372 000 zł). Pojedyncze Toyoty Century zdarzają się w Wielkiej Brytanii, sprowadzone tam głównie przez japońskich dyplomatów. Na egzemplarz z 2001 roku, wystawiony aktualnie na sprzedaż, trzeba przygotować dziesięć tysięcy funtów.
Od niedawna auta z kierownicą po prawej stronie można legalnie rejestrować także w Polsce. Może w takim razie jakiś fan klimatu „Japan Domestic Market” skusi się na taką limuzynę? Będzie naprawdę „jedyna taka”…
PS Na koniec kilka zdjęć różnych egzemplarzy Toyoty Century po tuningu. Japończycy przerobią wszystko!
Prawdziwy rarytas – przedłużany egzemplarz pierwszej generacji modelu. Z dość… kontrowersyjnymi felgami.
Zdjęcia: Wikipedia, Jalopnik, Speedhunters, roadsmile.com, mad4wheels.com
Komentarze 2