Site icon Motopodprad.pl

Napój mieszczuchów

DSC 0795

DSC 0795

Testowana Mokka zapowiada się nieźle – skonfigurowano ją w najwyższej opcji wyposażenia Cosmo, ma 130-konnego diesla i napęd na cztery koła. Oczywiście nie jest to napęd rodem z Subaru, ale zawsze. Dość już jest na rynku udających 4×4, podwyższonych przednionapędówek.

Mokka, bliźniak Chevroleta Traxa, to nadal świeży model w gamie Opla. Samochód reprezentuje modny ostatnio segment crossoverów – jest na pewno mniejsza od Toyoty RAV-4, ale większa niż na przykład Nissan Juke. Zdecydowanie bliżej jej do Qashqai’a. Narysowano ją tak, by podobała się możliwie największej liczbie osób – kobietom i mężczyznom, młodym i starym, lubiącym tradycyjne rysy i nowoczesną kreskę. W skrócie – wygląda nowocześnie, ale nie krzykliwie. Trochę pokracznie, ze względu na wysoką karoserię, niewielki (jak na podniesiony) prześwit i bulwiastą budowę nadwozia. Jak przystało na samochód mający robić wrażenie nieco uterenowionego posiada czarny, plastikowy obrys przy dolnej krawędzi nadwozia. Znajdziemy również kilka chromowych dodatków, dzięki czemu samochód kojarzy się z luksusem i elegancją. Nie jest to mój typ wyglądu auta, ale kilku osobom, które widziały Mokkę podczas mojego testu, ten crossover Opla zdecydowanie się podobał.

O ile z zewnątrz Mokka może stwarzać wrażenie uniwersalnej, o tyle we wnętrzu, zdecydowanie dominuje jeden trend. Samochód w tej konfiguracji zaskakuje luksusowymi dodatkami. Tapicerka skórzana, łączona z materiałową w kolorze jasnobrązowym, w połączeniu z takim samym kolorem całej deski rozdzielczej robią wrażenie. Wszystkiemu towarzyszy dumnie sterczący z podszybia ekran, który jest nie tylko panelem sterowania radiem czy nawigacją. Mała Mokka ma także kamerę cofania. Przy dość ograniczonej widoczności do tyłu, pomyśleć można, że to przydatny gadżet. Jednak w tak małym samochodzie same czujniki parkowania w zupełności by wystarczyły. Widać jednak, że Mokka miała imponować. Niestety ogrom wyposażenia i gadżetów spowodował, że obsługa całego menu nie jest intuicyjna i nie należy do najprostszych. Znalezienie odpowiedniej fali w radiu czy zmiana ustawień w panelu sterującym to dłuższa przeprawa. Ale są również plusy, które przesiadując we wnętrzu Mokki rzucają się w uszy. Tak, tak – w uszy! System grający naprawdę nieźle sobie radzi. Nie jest to jakiś zestaw z najwyższej półki, ale zaskoczył mnie swoim graniem. Duży plus!

Czas na kilka słów o jeździe. Samochód prowadzi się dobrze, choć nie idealnie. Wiadomo, że przy takiej geometrii nadwozia nie będzie się prowadził niczym gokart. Mokka nieco pływa przodem, ale ciężki diesel pewnie mu nie pomaga. Silnik jest bardzo dynamiczny i zaskoczył mnie dobrymi osiągami. Egzemplarz ten wyposażono w jednostkę napędową 1.7 CDTI, o mocy 130 KM. Producent podaje poniżej 10 sekund do 100 km/h i jest to wg mnie bardzo realne. Bardzo miłe zaskoczenie i duży plus, zwłaszcza za mój uśmiech na twarzy, gdy przekonany o „mułowatości” Mokki, pierwszy raz wdepnąłem gaz do końca. Cieszy fakt, że testowy egzemplarz miał skrzynię manualną. Sześciobiegowa przekładnia ma bardzo dobrze zestrojone przełożenia, a sam lewarek pracuje precyzyjnie i z nie za długim skokiem, co się chwali. Niemiecka „kawa” wypiła też mniej, niż się spodziewałem. Całkiem ciężki przecież samochód, do tego w wersji 4×4, zanotował średnie spalanie w mieście w okolicach 8 litrów. A przecież nikt nie oszczędzał przepustnicy. Nie oszukujmy się – nie wiem, jak jeździ w terenie, czy po choćby dołkach, bo przecież nie jest to samochód do tego. Mimo napędu obu osi, jest to po prostu miejskie auto, a znaczek 4×4 na tylnej klapie ma działać jako lek uspokajający dla przestraszonych śniegiem na ulicach pań. Nic więcej.

Dużo dobrego powiedziałem na temat jazdy Oplem Mokka, ale całe wrażenie psuje jeden, bardzo denerwujący drobiazg. Silnik jest niemiłosiernie głośny. Zastanawiałem się nawet, czy może coś jest zepsute, że dźwięk przy przyspieszaniu jest aż tak irytujący i donośny, ale nie. Tak jest i tak ma być. Szkoda, bo to naprawdę przeszkadza. Jazda z prędkościami autostradowymi też nie należy do przyjemności. Inżynierowie mogli się bardziej postarać. Zwłaszcza, że od kilkunastu lat – my kierowcy – przyzwyczajeni jesteśmy do nieco innych standardów.

Po kilkudniowej przygodzie z Mokką w pamięci zostaną mi trzy rzeczy. Na początek jedna negatywna, czyli bardzo głośna praca silnika. Dwie kolejne – już pozytywne – to bogate wyposażenie i dobra dynamika. Reszta nie wyróżniała się na tyle, bym za kilka tygodni jeszcze o nich pamiętał. Mimo dość wysokich, według mnie, cen model ten znajduje swoich zwolenników i dobrze się sprzedaje, czyli przeciętny Kowalski znajduje więcej plusów, niż minusów. Podstawowa Mokka kosztuje rozsądne 67 tys. zł. Jednak model taki, jak testowy, to już wydatek cięższego kalibru – ponad 100 tys. zł. To oznacza, że w Polsce dobrze sprzedawać się będą głównie wersje uboższe. Tak czy inaczej, Mokka – tak samo, jak i popularna kawa – dobrze czuje się w towarzystwie wielkomiejskich ludzi. To oni będą ją „pić”.

Artur Ostaszewski

[table id=33 /]

Exit mobile version