Co chwila bombardowani jesteśmy informacjami na temat samochodów, które są oferowane tylko w Chinach, nawet jeśli pochodzą od europejskich producentów. Dlaczego tak jest?
Dawniej produkowało się samochody, które mają pasować klientom europejskim i amerykańskim. Nawet Japończycy zapatrywali się przede wszystkim w zagraniczne wzorce, co pozwoliło zakorzenić japońską motoryzację w ogólnej świadomości europejskiego klienta. Teraz tą drogą podążają Chiny – ich samochody podobne są do naszych, choć daleko im jeszcze w kontekście jakościowym. Mimo wszystko postęp jest gigantyczny, ale czy to nie strzał w stopę? Wzorowanie chińskich aut na europejskich konstrukcjach niebawem nie będzie miało sensu, bo to Europejczycy zaczęli projektować auta z myślą o Chinach.
Rynek chiński to największy rynek motoryzacyjny na świecie. Rocznie sprzedaje się tam 28-30 mln nowych samochodów, a to oznacza, że ktoś kupuje tam nowe auto co 2,3 sekundy. Teraz to właśnie w Chinach wszyscy liczący się producenci chcą mieć dobrą pozycję i… własne fabryki. Wynika to po części z tamtejszych przepisów chroniących rodzimych producentów. Auta importowane obłożone są horrendalnymi opłatami, a na dodatek zagraniczne firmy chcące tam sprzedawać muszą wejść we współpracę z jednym z chińskich producentów. Władze chińskie mają bardziej uwolnić konkurencję, ale do tego czasu minie jeszcze kilka lat.
Rynek motoryzacyjny rośnie, a głównym obszarem wzrostu jest Azja. Kto chce z tego ogromnego tortu wykroić dla siebie kawałek musi się dostosować, a to oznacza projektowanie specjalnie pod chińskie gusta. Sprzedawane są tam auta ze znajomymi nam logami, ale często wyglądają nieco inaczej niż u nas – na przykład są dłuższe. Chińczycy uwielbiają wszelkiego rodzaju wydłużone wersje limuzyn klasy premium. Tam posiadanie Audi czy BMW ze znaczkiem L jest oznaką statusu, nawet jeśli właścicielowi te dodatkowe kilkanaście centymetrów przestrzeni nie jest w ogóle potrzebne. Tam nawet małe crossovery mają długą wersję np. BMW X1:
Koncerny samochodowe to korporacje nastawione na zysk, dlatego wszyscy bez wyjątku postanowili przystosować się do tych nowych warunków, by chiński dobrobyt odbijał się na ich wynikach finansowych. Dotyczy to wszystkich, niezależnie czy to Mercedes, Skoda, Rolls-Royce czy Bentley. Chiński rynek wchłonie prawie wszystko. Mówię prawie, bo nie przyjął się tam na przykład Opel jako marka, choć i tak nieźle idą tam Ople zrebrandowane na Buicka.
Do napisania tego artykułu skłonił mnie fakt, że Mercedes przeszedł samego siebie i zaproponuje Chińczykom klasę A w sedanie. Nie mylić z CLA! To ma być zwykły sedan, a nie sedan-coupe. Nad głową z tyłu będzie dość miejsca, bo klasa A dostanie też wydłużony rozstaw osi, by kogokolwiek z tyłu pomieścić. Oprócz tego wszystko, co już mamy w zwykłej klasie A, w tym system multimedialny nowej generacji MBUX. Silniki to 4-cylindrowce na benzynę o pojemnościach 1.33 i 2.0 i mocach od 136 do 190 KM.
Rynek rządzi się swoimi prawami. Klienci chcą mieć małego sedana w długiej wersji – niech mają. Chiński rynek raczej nieprędko wyhamuje, więc w kolejnych latach pewnie będziemy obserwować coraz więcej aut z myślą o tym specyficznym kraju. A na horyzoncie jest wielki wzrost kolejnego giganta – Indii.
Bartłomiej Puchała
fot. Mercedes, BMW