Zapewne, czytając ten tekst, przyjdzie Wam do głowy pytanie – dlaczego na portalu motoryzacyjnym, i to w dodatku „pod prąd”, publikujemy test okularów przeciwsłonecznych?
Odpowiedź jest jasna jak słońce, które w tych okularach nie razi naszych oczu! Otóż nie są to zwykłe plastikowe, ciemne „patrzałki” jakie możemy kupić na stacji benzynowej i niechlujnie zaczepić gdzieś na desce rozdzielczej naszego samochodu, ale ultranowoczesny, przyjemnie wykonany gadżet. Wyobraźcie sobie okulary, które dają możliwość regulacji ściemnienia szkieł, są wykonane z przyjemnego w dotyku, dobrze wyglądającego plastiku, świetnie przylegają do twarzy i można je mieć za naprawdę rozsądne pieniądze. Nadążacie? Zapraszamy na test okularów firmy Glassini.
Nie ukrywam, że na ten test czekałem z mieszanymi uczuciami… Testować okulary? Ja okularnik, którego oczy już dawno przyzwyczaiły się do słońca, i któremu wystarczy antyrefleks w zwykłych szkłach? Przecież to bez sensu. Kiedy więc po raz pierwszy otworzyłem zaadresowaną na moje nazwisko paczkę, odłożyłem ją w kąt z myślą, że w najbliższy weekend postaram się podzwonić po nieuzbrojonych w okulary korekcyjne kolegach i namówić ich do wypróbowania produktu firmy Glassini. Coś mnie jednak tknęło i postanowiłem rozerwać papier…
W ładnie wyglądającym etui kryła się para okularów i specjalna szmatka do ich czyszczenia. Powleczone miękkim plastikiem okulary przeciwsłoneczne wydały mi się na pierwszy rzut oka bardzo podobne do tych, rozdawanych w kinach 3D. Gdy jednak zacząłem bawić się złotawymi przyciskami, umieszczonymi na prawej nausznicy zrozumiałem, że trzymam w ręku coś niezwykłego – istny gadżet przyszłości. Rozdziawiając usta czym prędzej wsiadłem w samochód i pojechałem do najbliższego optyka po… szkła kontaktowe.
Po wielu nieudanych próbach udało mi się założyć soczewki, a że na zewnątrz grzało całkiem przyjemnie, październikowe słońce, postanowiłem więc wziąć jedną z testówek (test Mazdy CX5 niebawem) i udać się na długą przejażdżkę. W tym miejscu warto wrócić do tego, co pchnęło mnie ku rozpaczliwej i bardzo brutalnej wizycie u okulisty, który po raz pierwszy założył na moje oczy szkła kontaktowe. Otóż, wyobraźcie sobie, że okulary przeciwsłoneczne, które przyszło mi przetestować, są wyposażone w specjalne przyciski, którymi możemy regulować ściemnianie i rozjaśnianie szkieł – i to aż w siedmiu odcieniach. Wow!
Gdy słońce operuje mocno, a refleksy w przedniej szybie dodatkowo nas oślepiają, ściemniamy okulary. Gdy słońce zachodzi i robi się pochmurno – rozjaśniamy. Genialne, proste i mało wymagające. Zamiast 7 par okularów o różnej przeźroczystości możemy mieć jedne! Nie musimy też wkładać okularów za każdym razem, gdy zaświeci słońce, a nasze przeciwsłoneczne ray bany made in China nie będą się kurzyły i rysowały o deskę rozdzielczą – teraz możemy je wreszcie wyrzucić! Wystarczą dwa przyciski, dzięki którym w każdych warunkach poczujemy się komfortowo. Przy najjaśniejszej opcji jeździłem we mgle o poranku i wiecie co? Wszystko widziałem naprawdę dobrze.
Okulary Glassini nie spadają (nawet przy ostrym hamowaniu), dobrze trzymają się nosa i uszu. Nie są ciężkie, więc nawet po wielogodzinnej podróży możecie być spokojni o wygląd Waszej facjaty. Dobrej jakości filtry zadbają o jakoś widzenia, a gwarancja zapewni Wam bezpieczne i długie użytkowanie, co przy cenie – bez względu na wybór oprawek – 299 zł może nieźle namieszać na rynku. Czy ten produkt ma jakieś wady? Tak, moim zdaniem wygląda się w nich trochę kosmicznie – zwykłe, sprzedawane na stacjach okulary są zdecydowanie ładniejsze. Wszystko to jednak kwestia gustu, a o nim się jak wiadomo nie dyskutuje.
Z okularów Glassini korzystam codziennie i choć muszę przez to cierpieć katusze i zakładać te cholerne soczewki, jestem z nich bardzo zadowolony. Z czystym sumieniem polecam ten produkt, szczególnie kierowcom!
Adam Gieras