Volkswagen Scirocco to samochód, na którego test naprawdę czekałem. Dlaczego? A no dla tego, że wydawał mi się on bardzo kontrowersyjny. Budził skrajne emocje. Z jednej strony dynamiczny design, sportowy wizerunek, młodzieńczy styl. Z drugiej zaś napęd przednich kół, krzykliwy kolor i tłum wzdychających nastolatek… Ktoś powie, że to ostatnie to chyba plus?! Nie. Pomyślcie czym zachwycają się zazwyczaj nastoletnie dziewczęta! Pierwszej generacji Mercedes SLK, Opel Tigra, Toyota IQ, a z Volkswagenów… New Beetle. To nie wróży dobrze.
Scirocco jakie jest, każdy widzi. Wygląda jak rozpłaszczona żaba, ale to samo mówiono o Porsche 911, więc akurat to można potraktować jako dobry prognostyk. Nasz testowy egzemplarz był w bardzo krzykliwym, niebieskim kolorze. Idealny dla tegorocznych maturzystów i podstarzałych szpanerów. Dla mnie zbyt krzykliwy w stosunku do możliwości auta. Gdyby było to Lambo, kolor pewnie by pasował. Ale coś czuję, że to właśnie tak miało być. To jest taki samochód i tak ma właśnie wyglądać. Wrażenie to potęgują bardzo ładne felgi o rozmiarze 18 cali. Wnętrze również tworzy wrażenie nowoczesnego i sportowego. Można powiedzieć, że mimo czarnej kolorystyki, wnętrze też jest na swój sposób krzykliwe. Te trójkątne uchwyty na drzwiach, ta czarna podsufitka, prawie kubełkowe, nisko umiejscowione fotele z przodu oraz z tyłu… Wszystko to tworzy klimat pseudosportowy. Pseudo- ale przyjemny. Fajne uczucie. Jak miałem 12 lat to właśnie o takim wnętrzu samochodu marzyłem. Samochód wydaje się więc mieć beztrosko pseudosportowy, hot-hatchowy charakter. Dzięki temu znajdzie wielu zwolenników wśród młodzieży.
Młodzi ludzie lubią również gadżety, a tych tu nie brakuje – czasem aż do przesady. Rozumiem, że widoczność do tyłu nie jest powalająca, ale przy tych gabarytach samochodu, czujniki parkowania w zupełności wystarczą. Kamera cofania wydaje się zbędna. Obraz z owej kamery wyświetla się na ekranie dotykowym, który jest jednocześnie centrum obsługi prawie wszystkiego. To akurat jest przydatny gadżet, szkoda tylko, że nie jest to model z Golfa VII, tylko z VI. Przez to jest trochę gorsza jakościowo i trochę mniej dopracowana, ale to szczegół. Ważne, że nie było jednego, modnego ostatnio gadżetu – systemu start-stop. Ten system jest idiotyczny i dla idiotów. Okazuje się, że można zrobić nowoczesny samochód bez tego niepotrzebnego ustrojstwa. Bardzo miłe zaskoczenie. Kolejne pozytywne zaskoczenie to wskaźnik temperatury oleju. Przy wyczynowej jeździe to podstawa i chociaż jestem pewien, że 90% właścicieli Scirocco nie będzie wiedziało po co to jest, to miło, że takie akcenty również się pojawiają.
Samochód testowy wyposażony był w silnik 1.4 TSI, o mocy 160 KM. Silniki TSI nie budzą mojego zaufania. Po pierwsze nie jestem fanem miniaturyzacji i uważam, że moc wynikająca z pojemności jest niezastąpiona. Po drugie wiem, że te jednostki są kłopotliwe, zwłaszcza jeśli chodzi o łańcuch rozrządu. Nawet przy niewielkich przebiegach. Zdecydowanie wolałbym, by te same 160 KM produkował silnik o pojemności na przykład 2.0 lub 2.2 l. Mimo moich zastrzeżeń, przyznać muszę, że silnik w Scirocco mocno pcha go do przodu i jest całkiem elastyczny. Do tego, jak na niewielką pojemność i raptem cztery cylindry, układ wydechowy skonstruowano tak, by miło mruczał, jednocześnie nie będąc nachalnym. Jednak te 160 KM to troszkę za mało, jak na samochód, który tworzy taki klimat „szybkich i wściekłych”. Wydaje mi się, że 210-konna wersja 2.0 TSI, będzie idealną propozycją do tego samochodu. Będzie to wymagało dopłaty 12 tysięcy w porównaniu do mniejszej jednostki, jednak wydaje mi się, że warto. Wtedy ten samochód zaczyna na prawdę mieć sens. 122-konna, słabsza wersja silnika 1.4 TSI to nieporozumienie. Coś jak silnik 1.9 JTD w Alfie Romeo GT. Po prostu nie przystoi.
Samochód, zgodnie z tym, jaki tworzy wizerunek, prowokuje do szybszej jazdy. To duży plus. W dynamicznym przemieszczaniu się, przeszkadza nieco skrzynia biegów. Manual ma bardzo długi skok lewarka i nie jest na tyle precyzyjny, jak bym tego oczekiwał. Przy dłuższym użytkowaniu zaczyna to na prawdę denerwować i zupełnie nie pasuje do takiego charakteru samochodu. Szkoda. Bo ogólnie pomysł tradycyjnej skrzyni biegów, mimo posiadanej w ofercie skrzyni DSG, na prawdę mi się podoba. Jednak ta skrzynia to jeszcze nie to. Tutaj trochę się zawiodłem. W prowadzeniu Scirocco jest całkiem sztywne i zwarte. Będzie dawało radość z jazdy. Jedynym minusem będzie „dochodzenie tyłu”, przy mocnym slalomie. Sprawia wrażenie, jakby tył był połączony z przodem przegubowo i dojeżdżał na właściwy tor z lekkim opóźnieniem. Oczywiście efekt nie jest aż tak mocny jak w autobusie, jednak jest zauważalny. Stąd mój pomysł na sesję w zajezdni autobusowej.
Scirocco okazało się pozytywnym zaskoczeniem. Samochód ten jest trochę jak duży, głupi pies. Może nie wszystko w nim jest idealne, ale zawsze jest wesoło. Do tego cenowo nie wypada najgorzej wśród konkurencji, jaką są typowe hot-hatche. Na ich tle się wyróżnia, a ceny modelu zaczynają się od 85 tys. zł. Wersja 160-cio konna to wydatek przynajmniej 90 tys. zł. Z kolei egzemplarz taki, jak testowy to wydatek sporo ponad 100 tysięcy. Polecana przeze mnie wersja 210-konna, z manualną skrzynią biegów, przyzwoitym wyposażeniem to będzie koszt ok. 120 tys. zł. Za te same pieniądze można mieć Golfa GTI. A o ile mniej banalnym i bardziej barwnym samochodem będzie Scirocco!
Artur Ostaszewski
[table id=21 /]