Jego miłość do samochodów zaczęła się jeszcze zanim zacząć mówić. – Mama przy każdej okazji śmiała się, że moje pierwsze słowo to nie mama czy tata, tylko auto – podkreśla śmiejąc się Mirosław Staniszewski, kierowca rajdowy, znawca i pasjonat motoryzacji oraz właściciel Classic Parts w Jabłonnej pod Warszawą. Motopodprad.pl wpadł tam z wizytą. Co z tego wyszło? Sprawdźcie sami!
Skromna brama wjazdowa przy ulicy Modlińskiej w Jabłonnej pod Warszawą nie zwraca na siebie uwagi. To właśnie tu, pod numerem 64 mieści się Classic Parts Mirosława Staniszewskiego – firma, która od lat i jako pierwsza w Polsce zaopatruje rynek w części i akcesoria do pojazdów zabytkowych wszystkich marek. Miłośnicy z całego świata przywożą tu też swoje cacka do renowacji, a stali klienci mogą liczyć na profesjonalne porady z ust samego mistrza. Oferta firmy obejmuje również wynajem i sprzedaż starych samochodów. Zapach etyliny i duch prawdziwej motoryzacji, trochę przykurzonej i nagryzionej zębem czasu wylewa się z każdego zakamarka. Temu przepełnionemu pasją miejscu magii dodaje Mirosław Staniszewski – pierwszy na liście Moto Osobowości portalu MotoPodPrąd.
od lewej: Adam Gieras, Mirosław Staniszewski, Artur Ostaszewski
Nie musimy chyba tłumaczyć, co nas skłoniło do odwiedzenia Classic Parts. Choć cała rozmowa z Panem Mirosławem dotyczyła jego motoryzacyjnej, bardzo ciekawej kariery, której zwieńczeniem jest właśnie to miejsce, nie sposób było w pełni skupić się na rozmowie. Uwierzcie, każdy, nawet najmniejszy przedmiot znajdujący się w Classic Parts przypomina o najpiękniejszych latach motosportu. Stoją tu zabytkowe samochody, pełno jest części, gadżetów i innych ciekawych motoryzacyjnych bibelotów. Nie wiadomo gdzie patrzeć, bo wszystko jest interesujące i bardzo unikatowe. Jak to się wszystko zaczęło? Po 20 minutach oglądania z wypiekami na twarzach licznych pamiątek z minionej epoki dołączył do nas właściciel i zaczął opowiadać…
Mirosław Staniszewski samochodami interesował się odkąd pamięta. Już jako nastolatek pomagał w warsztacie Marka Variselli – legendy polskich rajdów. Gdy skończył 14 lat dostał propozycję, która dla młodego chłopaka, żądnego zapachu spalin i adrenaliny, była spełnieniem marzeń. Miał pojechać z Varisellą na rajd Monte Kalwaria, wówczas bardzo prestiżowej imprezy. – Był rok 1963. Byłem przekonany, że mam tam jechać jako osoba towarzysząca, tymczasem Marek Varisella wsadził mnie w swoją Syrenę i powiedział, że mam startować w rajdzie. Myślałem, że to żart, ale okazało się, że nie. A przecież nie miałem nawet prawa jazdy – byłem czternastoletnim chłopakiem o niedużym wzroście. Z tego względu jechałem siedząc na dwóch poduszkach, by móc coś widzieć. O dziwo szło mi całkiem nieźle. A ostatni odcinek specjalny – popisowy – na rynku w Górze Kalwarii nawet wygrałem. Ludzie bili mi brawo. Czułem się wspaniale. To było ogromne przeżycie dla młodego chłopaka bez prawa jazdy. Całe szczęście, że wtedy nikt nie sprawdzał żadnych uprawnień, gdyż nawet nie przyszło nikomu do głowy, że ktoś może wpaść na taki pomysł, jak my… – mówi Mirosław Staniszewski.
Mirosław Staniszewski w swoim żywiole, ja słucham z uwagą
W latach 70-tych, Staniszewski ukończył wydział Maszyn Roboczych i Pojazdów (MRiP) na Politechnice Warszawskiej – ówczesny odpowiednik dzisiejszego wydziału Samochodów i Maszyn Roboczych (SiMR). W 1974 roku rozpoczął, nieosiągalne wręcz w tamtych czasach, praktyki w autoryzowanym serwisie BMW w Londynie. Szybko poznano się na jego motoryzacyjnej smykałce i już po dwóch tygodniach młody Mirosław Staniszewski został głównym diagnostykiem serwisu – czuwał nad pracą mechaników. Po dwóch latach takiej pracy postanowił otworzyć własny warsztat na obrzeżach Londynu, który nazwał Auto-Motion Garage. Zatrudniał tam polskich mechaników, co później okazało się nietrafionym pomysłem, ale do tego wrócimy.
W tym okresie prywatnie jeździł Golfem GTI pierwszej generacji, a ścigał się Oplem Asconą, dzięki czemu często bywał w Niemczech. We Frankfurcie nad Menem zauważył go sam Walter Rohl – dwukrotny rajdowy mistrz świata i jeden z najlepszych niemieckich kierowców w historii. Rohl zaproponował Staniszewskiemu udział w serii wyścigów, którą stworzyła firma tuningowa Etinger. Zawody odbywały się na przeróżnych torach wyścigowych, gdzie rywalizowało 50-ciu młodych kierowców, w takich samych Volkswagenach Golfach GTI. Samochody miały zmienione zawieszenie, zmieniony układ wydechowy i hamulcowy oraz zamontowaną klatkę bezpieczeństwa.
Ten projekt był już skończony, tylko koła i w drogę
W połowie sezonu, Staniszewski zajmował bardzo dobre – czwarte miejsce w stawce. I tu wrócić należy do wątku polskich mechaników. Po bardzo udanej połowie sezonu w serii Etingera, pan Mirosław musiał zrezygnować z dalszego udziału w wyścigach. Okazało się bowiem, iż pod jego nieobecność mechanicy „wyczyścili” jego warsztat z pieniędzy i części, zostawiając puste ściany. Chcąc ratować biznes, Staniszewski musiał wrócić do Londynu. Po tym przykrym incydencie, pan Mirosław pierwszy raz zajął się restaurowaniem samochodów, tuż po re-starcie warsztatu. Biznes jednak nie szedł już tak dobrze i bohater naszego reportażu, musiał go zamknąć.
W roku 1989, pan Mirosław rozpoczął pracę dla Renault, jako dyrektor sprzedaży kilku londyńskich salonów. Po kilku latach zdecydował się jednak wrócić do demokratycznej już Polski i podjął pracę u jednego z największych amerykańskich dostawców części. Odpowiadał za rozwój rynku czternastu krajów Europy Wschodniej. Po kolejnych kilku latach pracy dla amerykańskiego giganta podjął pracę dla znanej, japońskiej firmy produkującej m.in. sprzęgła do aut sportowych. Mowa o firmie Exedy. Wtedy to odpowiadał za rozwój i marketing tej marki na naszym rynku i współpracował na stałe z takimi kierowcami, jak Leszek Kuzaj, Tomasz Kuchar czy Michał Bębenek. Miał również współpracować z Januszem Kuligiem, lecz na kilka dni przed podpisaniem umowy, ten w tragiczny sposób zginął w wypadku.
To nie żarty, Classic Parts to jaskinia motoryzacyjnych bibelotów
Dalej, przez dwa lata, Staniszewski współpracował z największym niemieckim dystrybutorem części do klasyków. Chciał przekonać włodarzy tej firmy, że powinni otworzyć przedstawicielstwo w Polsce, jednak Niemcy twierdzili, że lata 2006-2007, to jeszcze nie pora. Zdecydował się więc odejść i otworzyć firmę dostarczającą części do aut zabytkowych w Polsce. Tak powstała firma Classic Parts, która do dziś zajmuje się szeroko pojętą obsługą samochodów z duszą. Poza handlem częściami, działalność poszerzyła się o pełną renowację klasyków, oraz przechowalnię dla tego rodzaju wehikułów i komis samochodowy – oczywiście tylko dla perełek sprzed lat.
Mirosław Staniszewski przywiązał się do starej motoryzacji do tego stopnia, że prywatnie jeździ zjawiskowym Porsche 911 Targa z 1988 roku, które z racji koloru nazywane jest „Jajecznicą” oraz równie pięknym Fiatem 124 Spider z lat 70-tych. Uważa jednak, że polski rynek samochodów zabytkowych wchodzi dopiero w wiek dojrzewania. Polscy właściciele klasyków zazwyczaj nie stawiają jeszcze na jakość, czy zgodność z oryginałem, kupowanych, czy remontowanych części. Nie pomagają też przepisy.
Artur Ostaszewski zafascynowany
–W Polsce przepisy o samochodach zabytkowych są bezsensowne. Nie ma regularnych przeglądów samochodów, co ważne jest nie tylko w kontekście tego, czy nadają się na drogę, ale również w kontekście tego, czy one w ogóle są jeszcze zabytkami i odpowiadają oryginalnym egzemplarzom. W naszym kraju sprawdza się stan auta tylko przy wydaniu decyzji, że samochód spełnia znamiona oryginalności a później nikt tego nie sprawdza. Stąd, co raz częściej na naszych drogach, widzimy zdezelowane lub wręcz zbeszczeszczone pseudo-zabytki. Tak nie może być. To ujmuje rangi prawdziwym klasykom – podkreśla właściciel Classic Parts.
Jako najpiękniejsze motoryzacyjne wspomnienie swojego życia, pan Mirosław wymienia pięciodniowy pobyt na torze Nurburgring, gdzie pod osobistym okiem wielkiego Niki Laudy, odbywał szkolenie z jazdy wyścigowej. Do dyspozycji mieli wówczas m.in. przeróżne modele Mercedesów, Porsche 911 i Jaguara E-Type w wersji torowej. – Te pięć dni to było spełnienie motoryzacyjnych marzeń tamtego okresu, ale myślę, że nie tylko tamtego. Sama możliwość obcowania z takim autorytetem, jakim była postać wielkiego Niki Laudy, to była niesamowita przygoda i bardzo interesujące przeżycie. Przecież to był trzykrotny mistrz świata Formuły 1. Nigdy tego nie zapomnę! – kwituje Staniszewski.
Biznes miał lepsze i gorsze momenty, jednak od zeszłego sezonu wydaje się wreszcie prosperować bardzo dobrze. Życzymy panu Mirosławowi Staniszewskiemu, by interesy szły jak najlepiej, gdyż rozmawiając z tym człowiekiem, po prostu czuć, że wszystko to robi z pasji i z pasją. I zna się na tym jak nikt. Aktualnie, w garażu Classic Parts, równolegle trwają prace przy siedmiu autach. I to nie byle jakich. Dwa Mercedesy Adenauer, Jaguar E-Type, czy wyścigowy Mercedes z lat 50-tych, to chleb powszedni w tym zakładzie. Czternaście kolejnych samochodów czeka już w kolejce. Jak sami widzicie, prace idą pełną parą.
Tekst i zdjęcia: Artur Ostaszewski i Adam Gieras
Nie miałem pojęcia o istnieniu takiej osoby jak pan Mirosław ale na pewno warto mówić o takich ludziach bo poświęcenie naszej kochanej motoryzacji jest piękną rzeczą a i piękna historia jak sie okazuje u pana Mirosława.
Pozdrowienia z Falenicy!
O widzę, że mój krajan z Falenicy (ups, wydało się). Tak, Pan Mirosław jest absolutnie wyjątkowy i mamy nadzieję, że jeszcze będziemy mogli go odwiedzić na wiosnę. Pozdrowienia
Podziwiam takich ludzi i zazdroszczę odwagi w realizacji własnych celów, co nie zawsze łączy się z finansami na odpowiednim poziomie. Powodzenia dla Pana Staniszewskiego!
Kto to był Janusz Kulig?