Mercedes klasy C przeszedł niedawno lifting. Pod jego maską zagościła jednostka o pojemności 1497 cm3, która w testowanym egzemplarzu rozwija 184 konie mechaniczne. Zainteresowani?
Pamiętam jak pod koniec 2014 roku pojechałem zrobić zdjęcia Mercedesa Klasy C, którego testował nasz były współpracownik Artur Ostaszewski. Zdjęcia zupełnie mi nie wyszły – były nieostre, przesadnie obrobione, dziwnie skrzywione – to były absolutne początki fotografii, ale auto – a miałem wtedy poczciwą Astrę II – wydało mi się kosmiczne, piękne, o idealnych proporcjach i niezwykłym designie.
Szybko ściągnął mnie jednak na ziemię Artur, który dobrze znał poprzednią i jeszcze wcześniejszą wersję tego auta. Obecna nie spodobała mu się ze względu na kiepskie – jego zdaniem – wykończenie oraz niespodziewanie gorszy charakter pracy silnika niż w poprzedniku.
Po liftingu lepszy montaż wnętrza
Cóż, po liftingu mam wrażenie wiele poprawiło się w kwestii jakości. Plastiki są świetnie spasowane i miłe w dotyku. Nic nie skrzypi, nawet pod mocnym naciśnięciem. Nie znajdziemy już okropnego plastiku piano black!
Design został utrzymany na równie wysokim poziomie. Fotele są bardzo wygodne i zapewniają wzorowe trzymanie boczne. Nowy ekran inforozrywki jest czytelny, ma piękną grafikę, a dzięki pokrętłu z dotykowym joystickiem i dwóm dotykowym minipadom na kierownicy obsługuje się go intuicyjnie, choć dotykowe kwadraciki na kierownicy jeszcze bym dopracował.
Downsizing w klasie premium?
A silnik? Artur jeździł 2,1-litrową jednostką wysokoprężną o mocy 204 KM. Tu mamy do czynienia z 1,5-litrową benzyną o pokaźnej mocy 184 KM. I niestety nic dobrego o niej powiedzieć nie mogę.
Ten silnik bardzo się męczy, ma okropną turbodziurę, a 9-biegowy automat wcale mu nie pomaga. Tak naprawdę katalogowe 7,7 do setki odczuwalne jest tylko, jak ruszymy ze świateł z gazem w podłodze. W żadnym innym wypadku mocy w tym aucie nie czuć. Brakuje elastyczności, skrzynia biegów się męczy przerzucając biegi raz w górę raz w dół. Do tego ten dźwięk przy przyspieszaniu – słowo daję, na autostradzie poczułem się, jakbym wyciskał siódme poty z Daewoo Matiza…
Dobra, mała pojemność, turbodoładowanie, więc pewnie da się chociaż jeździć ekonomicznie? Hmmm. 10 litrów w mieście i jakieś 7 na spokojnie pokonywanej trasie to wynik, który udało mi się osiągnąć. Chyba bez rewelacji?
Tym bardziej, że auto wyposażono w system tak zwanej miękkiej hybrydy EQ boost. Wsparcie silnika elektrycznego odbija się na spalaniu jak widać średnio. Nie da się jednak przełączyć auta w tryb elektryczny – prąd ma za zadanie tylko wspomagać, a nie przejmować na siebie ciężar napędu auta.
Gdzie podział się ten klimat?
Twarde zawieszenie, głośne z tyłu. Zupełnie nie jak w dawnych Mercedesach. Oczywiście C-klasa prowadzi się jak po sznurku, ale… gdzieś zaginął duch gwiazdy.
Dawniej Mercedesa kupowało się dla komfortu. Od twardości i perfekcyjnego prowadzenia było BMW. Jak to się jednak zmienia. C-klasą pojechałem do Adama, mojego serdecznego kolegi, który na starych Mercedesach zjadł zęby – W123, W124, W116, W114 to tylko niektóre z modeli, w których można było spotkać na mieście Adama. W sumie dzięki niemu sam kupiłem W123, popularną Beczkę, która była najdłużej posiadanym przeze mnie autem (6 lat!).
Dałem się Adamowi przejechać. Chcecie usłyszeć werdykt? Po 10 minutach jazdy usłyszałem tylko: twarde zawieszenie, niewygodne jak taczka, ciasny fotel i bardzo ciasne wnętrze. Nie chciałbym jeździć tym autem.
Chwilę później przesiedliśmy się do jego W211 E500. Tym razem ja mogłem prowadzić. Po odpaleniu silnika pierwsze ciarki, bo dźwięk robi robotę. A dalej? Moc silnika ponad 300 koni mechanicznych wcale nie zachęcała mnie do szybkiej jazdy. Wręcz przeciwnie – to ultra wygodna kanapa z mocą, której nie brakuje w żadnych okolicznościach. W sumie rozumiem już o co chodziło w broszurach informacyjnych Rolls-Royce’a – w rubryczce moc, wpisywano: wystarczająca.
Taki był właśnie Mercedes jeszcze 10 lat temu. Nawet wersje AMG były wygodne. A teraz? Nową C-klasą jeździ się świetnie. Każdy zakręt to przyjemność, ale niestety – odbywa się to kosztem wygody.
Podsumowując…
Jeśli więc lubicie czuć każdy kamyk pod tyłkiem, polecam. Jeżeli oglądacie się za swoim autem po zamknięciu, to również polecam. C-klasa jest piękna i ma bajecznie rozpieszczające designem i nowoczesnymi rozwiązaniami wnętrze.
Jednak, jeśli lubicie przede wszystkim komfort to niestety trafiliście pod zły adres. W testowanym niedawno Renault Talismanie odnalazłem go o wiele więcej. Najgorszy jest jednak silnik – kompletnie nie pasuje do auta tej klasy.
I tym smutnym akcentem kończymy, jak mawiał Jeremy Clarkson w Top Gear… No chyba, że tego właśnie oczekiwaliście?
Adam Gieras, fot. Adam Gieras Fotomotografia
Wygląd: | [usr 8] |
Wnętrze: | [usr 9] |
Silnik: | [usr 3] |
Skrzynia: | [usr 5] |
Przyspieszenie: | [usr 7] |
Jazda: | [usr 6] |
Zawieszenie: | [usr 9] |
Komfort: | [usr 5] |
Wyposażenie: | [usr 9] |
Cena/jakość: | [usr 6] |
Ogółem: | [usr 6.7 text=”false” img=”06_red.png”] (67/100) |
Dane techniczne
Silnik: t.benz, R4, 16 zaw.
Pojemność silnika: 1497 cm³
Moc: 184 KM przy 5500 obr./min
Moment obr.: 280 Nm przy 1400-4000 obr./min
Skrzynia biegów: 9-biegowa, automatyczna
Napęd: 4×4
0-100km/h: 7,7 sekundy
maks: bd.
Cena: 250 550 PLN