BMW zmienia oznaczenia swoich samochodów, ale również mnoży modele. Seria 2, którą testowałem, to właśnie takie novum. Wcześniej nie było serii spod znaku pierwszej cyfry parzystej. Ale samochód tego typu już był. Mowa oczywiście o poprzedniej generacji „jedynki” coupe. Testowana „dwójka” kontynuuje to, co zaczęło najmniejsze coupe z Bawarii. Jest to po prostu mały, zgrabny samochód miejski, o nieco sportowym wyglądzie, co nie ukrywam bardzo mi odpowiada. Napęd na tylne koła, jako bonus, zapowiada, że będzie naprawdę ciekawie!
Z zewnątrz małe BMW bardzo przykuwa uwagę. Przez te kilka dni – jeżdżąc nim po drogach Warszawy i Sopotu – narażony byłem na ponadprzeciętne zainteresowanie przechodniów. Faceci patrzyli z zaciekawieniem na model, którego jeszcze na drogach nie widzieli, a kobiety na zgrabne autko. I coś w tym jest, bo ja też uległem czarowi serii 2. W takim zestawieniu kolorystyczno-stylistycznym, jak samochód testowy, auto na prawdę może się podobać. Dynamiczna linia, ciekawe światła przednie i tylne, brak ramek okien w drzwiach, zgrabna i zwarta sylwetka – można mówić chyba tylko pozytywnie o wyglądzie „dwójki”. Oczywiście jest to kwestia gustu, ale ja akurat jestem zwolennikiem teorii piękna uniwersalnego. Dla mnie seria 2 wygląda wręcz seksownie. Serio.
Wnętrze również mi odpowiada. Jest stonowane, w dobrym guście i bez zbędnych bajerów. Połączenie czarnego i metalicznego koloru zawsze się sprawdza. Jedynym ubarwieniem są czerwone wstawki w desce rozdzielczej, które są tak nienachalne, że jeśli nie pasują, to na pewno też nie przeszkadzają. Całość sprawia wrażenie bardzo estetycznego projektu. No i jak to w BMW, czuć, że to kierowca ma tu być najważniejszy. Cały samochód (wnętrze) wydaje się otulać i ustawiać właśnie pod kierowcę. Fotele o bardzo dobrym trzymaniu bocznym i niesamowicie wygodnym siedzisku robią naprawdę dobrą robotę.
Jak już wspomniałem, wybrałem się tym samochodem również do Sopotu. W trasie, mimo niedużych gabarytów „dwójki” i foteli o pseudo sportowej charakterystyce, nie narzekałem na plecy ani na niewygodę. Materiały, jakich użyto do wykończenia wnętrza są z najwyższej półki. Od skóry foteli, po elementy wykańczające deskę rozdzielczą. Co ciekawe, mimo niedużych gabarytów, samochód jest naprawdę pojemny. Z tyłu, podróż dla dwóch dorosłych mężczyzn nie powinna stanowić problemu. Nie będą ocierać głową o podsufitkę. Bagażnik również nie rozczarowuje. Jest pakowny i całkiem spory, nie ma na co narzekać. Jednak z elementów wnętrza to nie tylko fotele, tylna kanapa czy bagażnik zasługują na dużą nagrodę. Jest jeszcze coś! Kierownica! Jest nieduża, naprawdę idealnej wielkości. Do tego jej wieniec jest gruby, mięsisty i perfekcyjnie leży w dłoniach. Działa również niesamowicie. Szlachetny opór przy kręceniu, idealna precyzja pracy i wyczucie drogi. To jest po prostu poezja. Sam miałem kiedyś BMW serii 1 i bardzo sobie chwaliłem pracę kierownicy oraz samą jej kubaturę. Już tam było to bardzo, bardzo dobre. Ale teraz to po prostu ideał! Nie da się lepiej. Można zrobić jedynie tak samo.
A wrażenia z jazdy? Zawieszenie zestrojone jest nieco bardziej sportowo niż komfortowo, ale bez przesady. Jest dokładnie takie, jakiego można oczekiwać w tym samochodzie. Muszę jednak podkreślić, że testowana „dwójka” została wyposażona w adaptacyjne zawieszenie. W cenniku ta pozycja to koszt ok. 4 tysięcy zł. Myślę, że warto. Samochód ma bardzo ciekawą charakterystykę prowadzenia. Jest bardzo zwinny, zwarty i przewidywalny. Łatwo wejść z nim w komitywę i szukać wspólnie frajdy z coraz ciaśniejszej i coraz bardziej dynamicznej jazdy. Uśmiech sam pojawia się na twarzy.
Silnik w testowanym egzemplarzu 220d, to dobrze już znana fanom marki BMW jednostka wysokoprężna, legitymująca się mocą 184 KM i momentem obrotowym na poziomie 380 Nm. Uważam, że jest to optymalna jednostka napędowa dla „dwójki”. Niewiele pali, dobrze sprawdza się w miejskiej jeździe i jest bardzo dynamiczna w tym nadwoziu. Przyspieszenie do 100 km/h zajmuje testowanemu BMW jedynie 7,1 sek. To bardzo dobry wynik. I wystarczający. Oczywiście – jak wprawni czytelnicy pamiętają – miałem również przyjemność testować BMW M135i, więc ciężko powiedzieć, że taki silnik, jak bulgoczący pod maską mocarnej „jedynki”, nie byłby lepszy. Sportowo na pewno. Ale w założeniu, 220d ma być miejskim samochodem, który daje radość z każdej wspólnej chwili, nie wysysając z nas ostatniego grosza. I do tego dwulitrowy diesel naprawdę dobrze tu pasuje. Jedyny zarzut, jaki można postawić temu silnikowi, to głośna praca. Zarówno na wolnych obrotach, jak i przy przyspieszaniu. Wyciszenie silnika pozostawia jeszcze do życzenia.
Auto zostało wyposażone w automatyczną skrzynię biegów. Rozwiązanie na pewno wygodne, ale nie wiem czy idealne do małej „dwójki”. Manual również byłby ciekawym rozwiązaniem. Ale nie upieram się. Z automatem też było fajnie, zwłaszcza, że jest jedną z niewielu skrzyń biegów, zestrojonych tak, że da się na co dzień jeździć w innym niż sportowy trybie. Tryb comfort nie zamula i nie opóźnia reakcji gazu przy mniejszych prędkościach. Jest taki, jaki właśnie być powinien – neutralny. Tryb sport reaguje dużo żwawiej i bardziej ochoczo wkręca się na obroty i daje frajdę. Trybu eco-pro nie używałem. Z zasady.
Imponuje system i-Drive. Pamiętam czasy, gdy byłem jego wielkim przeciwnikiem, a jego działanie było dalekie od ideału. Teraz mogę już spokojnie wymazać z pamięci tamte przeżycia. Ten obecny system jest już dopracowany i działa tak, jak powinien. Jest intuicyjny, prostu i mimo swojej bardzo rozbudowanej formy, bardzo łatwy w zrozumieniu i obsłudze. Do tego znalazłem w nim dość ciekawy gadżet. Mianowicie gałka i-Drive posiada touchpad, który rozpoznaje rysowane na nim literki. Palcem rysujemy literka po literce, a nawigacja je rozpoznaje i zaczyna prowadzić do tego celu. Bardzo fajna i przydatna funkcja.
Cena egzemplarza testowanego to ponad 220 tysięcy złotych. Dużo. Ale cena modelu z podstawowym wyposażeniem to już jedynie 135 tysięcy zł. Oznacza to, że za 170-180 tysięcy złotych, można mieć naprawdę przyzowity samochód. Może bez automatu, elektrycznych foteli i innych bajerów, ale za to z niesamowitym klimatem. Czekacie na jakąś wadę BMW 220d, prawda? No właśnie! Ja też czekałem i… się nie doczekałem. Nie ma! Nic. To znaczy nic znaczącego. Można się czepiać, że silnik głośno pracuje albo, że nie ma rączki do trzymania nad głową pasażera. Ale co to za zarzuty?! Samochód perfekcyjnie się prowadzi, jest piękny, mocny i mało pali. Czego chcieć więcej? Tak dla zwykłego człowieka, do życia…? Niczego!To jest po prostu miejski samochód idealny. Bardzo chciałbym go mieć. Zapewniam, że Wy też!
[table id=39 /]
Artur Ostaszewski
zdjęcia: Adam Gieras
Nie spodziewałem się takich pochwał na ten samochód ale trzeba będzie to sprawdzić samemu ;)
Ogólnie to faktycznie może być ciekawe auto a wygląda niesamowicie.
samochodzik pierwsza klasa. jedynka jest mega a ten jest naj naj
cąłkiem zgrabna ta dwójeczka. nie zgodze sie tylko co do kierownicy, najlepsza jest w audi s4 !
Po pierwsze to najfajniejsze coupe to e46 i nikt tego nie zmieni.
po drugie to fajnie sie to czytało :)
jezdzilem nowa jedynka i jest super samochodem. wiec spodziewam sie ze w takim opakowaniu jest jeszcze fajniej. kierownica, uklad sterowania i silnik sa znakomite. tylko cena nie dla przecietnego polaka no ale niemiec pewnie nie bedzie narzekal.
BMW forever, zajebisty samochod!!