Jako nowa cenowo zaliczała się do klasy premium, nie zdobyła jednak prestiżu ani popularności – no może poza rodzimym rynkiem. Ma jednak w sobie coś, co powoduje, że trudno przejść obok niej obojętnie – duszę.
Model Y zadebiutował w 1996 roku i był następcą Autobianchi Y10, eksportowanego poza Włochy jako Lancia Y10. Mała Lancia konstrukcyjnie bazowała na Punto I. To samo zawieszenie, silniki, ale zupełnie inne, bardziej eleganckie wnętrze. Na rynku nie brakuje samochodów wyposażonych w skórzaną tapicerkę, komplet poduszek powietrznych, klimatyzację czy szklane okno dachowe. Gdy była nowa, jej ceny nie zachęcały do zakupu. Prawie 50 tysięcy złotych za golasa bez klimatyzacji ze słabym silnikiem powodowało, że wybierali ją tylko prawdziwi entuzjaści marki z zasobnym portfelem. Dzisiaj wystarczy dysponować kwotą około 4 tysięcy złotych, żeby cieszyć się małym, nadal eleganckim i przeciętnie awaryjnym samochodem w topowej wersji LX.
Czy warto? Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Sam przejechałem 86 konną Lancią Y ponad 180 tysięcy kilometrów. Nigdy mnie nie zawiodła, a wszystkie naprawy z łatwością można było przewidzieć. W dodatku ceny części zamiennych kształtują się raczej w dolnych granicach zdrowego rozsądku. Minusy? Na pewno nietrwałe zawieszenie – bolączką są tu np. końcówki drążków i gumy przednich wahaczy. Poza tym teoretycznie może zepsuć się wszystko, ale dużo zależy od szczęścia i porządnego serwisu auta. Zdarzają się problemy z elektroniką i pompą paliwa (standard w grupie Fiata), non stop rozciąga się linka hamulca ręcznego, ale rzadko zdarzają się awarie unieruchamiające auto na trasie (podczas 8-letniej eksploatacji Lancii nie zdarzyła mi się żadna). Kilkukrotne wyjazdy w dalekie trasy, także po całej Europie nie wywoływały ataku paniki o to co się stanie na autostradzie. Samochód zawsze wracał do domu, przywożąc swoich pasażerów uśmiechniętych i wypoczętych.
Lancię prowadzi się bardzo stabilnie i komfortowo. Na uznanie zasługują przednie fotele, które choć nie zapewniają dobrego trzymania bocznego, są niesamowicie wygodne – naprawdę spośród prawie setki samochodów, które miałem okazję prowadzić, w żadnym nie siedziało się tak wygodnie. Również silnik, w przypadku mojego egzemplarza 1.2 16v 86 KM (w 2000 roku obniżono mu moc do 80KM), zapewniał ponadprzeciętne osiągi i niesamowicie mało palił. Przyspieszenie do setki – 10,9 sekundy (11,2 w przypadku 80 konnej jednostki). Spalanie 6-7,5 litra/100 km. Producent oferował również 1.1 litrową jednostkę o mocy 55 KM, 1.2 litrową o mocy 60 KM i 1.4 rozwijającą dobrze wyglądające na papierze stadko 90 KM. Najmocniejszy w gamie silnik był jednak bardzo awaryjny – pękające paski rozrządu, problemy z nierówną pracą silnika to standard. W dodatku osiągi, które nie przystawały do mocy… Nie polecam!
Podsumowując, jeśli kupować Lancię Y z lat 1996-2003 to tylko z silnikiem 1.2, najlepiej w oferowanej do 2000 roku 86 konnej wersji. Radość z jazdy, niskie koszty i unikalność – zapewnione. Pamiętajcie tylko o skróceniu interwału wymiany rozrządu (najlepiej co 60 000 km) i sprawdzaniu oleju co 1000 km – silnik potrafi trochę połknąć. Generalnie to bardzo udana jednostka i nierzadko zdarza się, że egzemplarze w nią wyposażone przejeżdżają bez remontu grubo powyżej 300 000 km. Lancia Y – brać czy nie brać? Brać, tylko z głową!