Ile razy słyszeliście, że „te opony jeszcze nadają się na jeden sezon”, „eee, spokojnie, na tych zimówkach do wiosny jeszcze się przejeździ”. A widzieliście porównanie hamowania na nowych gumach versus na trochę już styranych używanych? Ja widziałem. Zdrowie i życie moje i moich współtowarzyszy podróży jest cenniejsze niż – nie da się ukryć – mało przyjemny dla portfela wydatek raz na kilka lat. Franca dostała więc cztery nowe kapcioszki Nokian WR D4 w rozmiarze 205/60 R16.
Dla tych, którzy jeszcze nie są w temacie, małe przypomnienie. Franca to Renault Laguna III, którą sprowadziłem całkowicie w ciemno z Liechtensteinu. W ciemno, bo wygrałem aukcję w internecie bez jakichkolwiek potwierdzonych informacji na temat auta. Wysłałem po nie kierowcę z lawetą, a podczas odbioru musiałem zapłacić za kota w worku. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że większość aut sprowadzonych zza granicy to złom z przekręconym licznikiem, ale mojego egzemplarza nie sprowadzał handlarz. Kupiłem go sam, mając po swojej stronie: trochę szczęścia i błąd w opisie sprzedającego.
Efekt jest taki, że Lagunę nabyłem kilka tysięcy poniżej jej wartości w Polsce. Co dodatkowo cieszy, po pierwszym serwisie, na który jechałem z ogromnym strachem, werdykt był zaskakująco korzystny – „wymienisz pan sworzeń wahacza, zrobisz geometrię i możesz pan jeździć”. Renault okazało się mieć książkę przeglądów, udokumentowany przebieg, ale nie byłbym sobą, gdybym tego nie zweryfikował w serwisie. Okazało się, że książka nie jest pisana na kolanie. Stanowi potwierdzenie sensownego utrzymania i wymiany części oraz elementów eksploatacyjnych w terminie.
Opisany sworzeń miał tak niewielki luz, że wyszło to dopiero na szarpakach. Podczas ręcznego sprawdzania, a także podczas jazdy nic niepokojącego z autem się nie działo. Po wymienianie sworznia (wahacze Laguny są w dobrym stanie, a sworzeń jest przykręcany) obowiązkowo ustawiłem zbieżność. I gotowe.
Ale zaraz, czy na pewno?
Właśnie. Niby stan auta nie wymaga do końca maja żadnych inwestycji (najdalej w maju muszę wymienić olej i filtry), ale opony, które dostałem wraz z Francą nie do końca mi się spodobały, i to pomimo faktu, że poprzedni właściciel wcale jakoś bardzo dużo na nich nie przejechał. Laguna przyjechała obuta w Michelin Alpin z 2013 i 2015 roku, więc w zasadzie opony jeszcze dość świeże. Te starsze to model A4, a nowsze – będący ciągle w sprzedaży A5. Problem pojawił się jednak już na początku. Okazało się, że ktoś wymienił kapcie nie patrząc na model (różnią się bieżnikami). I tak na każdej osi zamontowano po jednej oponie z serii A4 i jednej A5. W dodatku widać, o zgrozo, że poprzedni właściciel jeździł tak przez dłuższy czas. Po czym wnoszę? Ano po tym, że założone na przedniej osi opony miały bardzo mocno zużyte boki (te na tylnej nie).
Skąd się biorą takie uszkodzenia 2 letniej opony z przebiegiem ok. 15 tys km? Powody takiego stanu rzeczy są dwa: duże prędkości podczas wchodzenia w zakręty, ewentualnie częste ruszanie z dużą ilością gazu w podłodze przy skręconych kołach oraz – za niskie ciśnienie. W tym przypadku najpewniej oba czynniki przyczyniły się do tego, że w moim odczuciu na takich oponach jeździć bezpiecznie już by się nie dało. Mocno zużyte dwa centymetry bieżnika, mimo około 6,5 mm na dalszej części opony, z pewnością wpłyną negatywnie na odprowadzanie wody oraz przyczepność, czy jak kto woli – lepienie się auta do drogi.
Nie słuchaj majstra, posłuchaj rozsądku!
Morał z tego taki: pamiętajcie o sprawdzaniu ciśnienia w oponach (dobrze co dwa tygodnie i przed każdą dłuższą podróżą), pilnujcie, żeby pary opon znajdowały się na tej samej osi (para lepszych opon zawsze na tył), stylem jazdy możecie przedłużyć lub drastycznie skrócić czas od zakupu do zakupu nowych opon, dbajcie o zawieszenie i prawidłową geometrię auta. I najważniejsze – nigdy, ale to przenigdy nie kierujcie się radą majstra klepki, który powie wam – pewnie w trosce o wasze finanse – że na tych oponach to spokojnie polatacie jeszcze sezon, bo może on być waszym ostatnim.
Opony wymieniamy wtedy, kiedy zdrowy rozsądek podpowiada. Nie kierujemy się przepisami, bo te zakładają, że na oponie mającej 1,6 milimetra można jeszcze legalnie jeździć. A taka opona nie zapewnia już żadnego bezpieczeństwa. Ja stosuję zasadę podwójnej piątki: 5 lat lub 5 milimetrów. Osiągnięcie któregokolwiek parametru automatycznie skłania mnie do zakupu nowego kompletu. Przy spokojniej jeździe można tak przejechać ładne kilkadziesiąt tysięcy kilometrów.
A jak jeździ się na nowych Nokianach?
Bajkowo. Tyle mogę powiedzieć – cisza, spokój, pewność, stabilność i rewelacyjna trakcja na śniegu. To już sprawdziłem. Dodając do tego fakt, że cały komplet wymienił mi jeden z warsztatów sieci Vianor, należącej do Nokian Tyres – opony są świetnie wyważone i w pełni gotowe do zadań specjalnych.
O szczegółach naszej znajomości, w sensie mojej i Francy, będę informował was na bieżąco.
Tymczasem chciałbym zakomunikować, że otwieram nowy temat: Franca na Nokianach, w którym będę opisywał cyklicznie wspólne, mam nadzieję bezpieczne podróże – w tę i z powrotem. Podzielę się z wami wszystkimi spostrzeżeniami na temat tych fińskich opon, a przy okazji – bo chyba nie byłbym sobą – poobrabiam tyłki tych kierowców, którzy o swoim bezpieczeństwie myślą tylko i wyłącznie przez pryzmat wydatków. Ja rozumiem, że można nie mieć pieniędzy, ale zimówki z przodu, a letnie z tyłu w Passacie B8 to już lekka przesada…
Brzmi ciekawie?
W takim razie w pierwszej odsłonie Francy na Nokianach, która już podgrzewa się w tematach do publikacji opiszę jak powinno się wymieniać opony, a zasadzie – jak robią to profesjonaliści z Vianora. Niby takie oczywiste oczywistości, a myślę, że warto się nad tym pochylić.
Adam Gieras