W mediach gruchnęła wiadomość o zmianach w sposobie nakładania mandatów. Wyjaśniamy co posłowie mają zamiar zmienić i dlaczego.
Z inicjatywy posłów PiS do sejmu trafił projekt nowelizacji Kodeksu postępowania ws. o wykroczenia. Jak zwykle w mediach pojawiły się groźne nagłówki mające sprawić, by ludzie szalenie klikali w link. W tym zamieszaniu łatwo zgubić właściwy sens, więc spróbuję uporządkować fakty. Jak jest teraz i jak ma być wg. projektu ustawy? Po kolei.
Sytuacja obecna
Teraz jest tak – popełniasz wykroczenie i albo ujdzie to na sucho, albo zostaniesz w jakiś sposób przyłapany. Zakładamy, że zostajesz zatrzymany przez policję. Funkcjonariusz wypisuje kwit i poucza o możliwości odmowy przyjęcia mandatu. Mandat przyjmujesz albo odmawiasz, w przypadku odmowy policjant wypisuje odpowiedni wniosek i kieruje sprawę do sądu. Ty dowiadujesz się z sądu kiedy jest rozprawa i w sądzie dowodzisz swoich racji.
Co ma się zmienić?
Według pomysłu posłów PiS po nowelizacji ustawy policjant w tej samej sytuacji tak czy inaczej nałoży mandat. Ukarany może się od tej decyzji odwołać składając własny wniosek do sądu. Tym samym będzie musiał udowodnić, że jest niewinny lub że kara była zbyt surowa. Na swoją 'interwencję’ w sądzie ukarany ma zaledwie 7 dni.
Nadal będzie można dochodzić swoich racji w sądzie
Większość ludzi przeczytało pewnie gdzieś nagłówek typu „nie będziesz mógł odmówić przyjęcia mandatu” i popadli w paranoję. Owszem, jest to prawda, ale doszło w tym wypadku do tragicznego niedopowiedzenia. Obowiązek złożenia wniosku do sądu zostanie przełożony z policjanta na ukaranego. To nie oznacza, że nasze prawo do dochodzenia swoich racji jest całkowicie zniesione, choć pojawiają się problemy, o których już wypowiedzieli się eksperci prawa.
Co rząd chce ugrać?
Problem w tym, że tym jednym ruchem PiS chce ugrać kilka pieczeni na jednym ogniu. Po pierwsze odciążyć sądy, w których obecnie toczy się wiele spraw, w których wina obywatela jest oczywista i dobrze udokumentowana. Po drugie zdejmują z policji trochę papierkowej roboty zrzucając to na głowę obywatela. No i zapewne gdzieś w tle ma pojawić się większa skuteczność w nakładaniu mandatów i jednocześnie zniechęcenie do łamania przepisów. W końcu każdy zastanowi się dwa razy zanim zaskarży mandat do sądu, więc jest większa szansa, że obywatele będą grzecznie płacić, żeby mieć to z głowy.
Dlaczego to jest zły pomysł?
Pytanie tendencyjne, ale takie musi być, bo pomysł jest „wyjęty z d*** i ulepiony z g****”. Chodzi o to, że w państwie prawa, za które Polska chce uchodzić na świecie, takie rzeczy nie powinny mieć miejsca. Według Konstytucji mamy w naszym kraju zasadę domniemania niewinności, czyli to organ oskarżający musi udowodnić winę oskarżonego. Dopóki wyrok nie jest prawomocny nie można mówić o winie. W tym przypadku ta zasada zostaje odwrócona – zostajesz uznany za winnego i radź sobie człowieku. Masz na zebranie dowodów i uruchomienie sprawy zaledwie 7 dni! Nie muszę chyba mówić, że zwykły, szary człowiek może mieć problemy z pozyskaniem rzetelnych dowodów w swojej sprawie. Mam na myśli dostępy do monitoringu, znalezienie świadków itp. Policja ma w tym temacie znacznie szersze kompetencje.
Na koniec dodam tylko, że jest to projekt poselski, który nie musi przechodzić etapu konsultacji społecznych. W dobie, gdy trybunał konstytucyjny jest po prostu wydziałem wykonawczym partii rządzącej chyba nie ma wątpliwości, że te przepisy w pewnym momencie wejdą w życie. Być może szybciej niż się spodziewamy.
Bartłomiej Puchała