Pierwsze dni listopada to idealny termin, by pokazać prawdopodobnie najdziwniejszy samochód pogrzebowy, jaki powstał. A na pewno najbardziej stylowy. Poznajcie niezwykłą historię tego Jaguara.
Karawany to dział rynku, którym dość rzadko się zajmujemy. Nic dziwnego – samo myślenie o takich tematach niektórym natychmiastowo psuje humor. Ale kiedy to zrobić, jeśli nie na samym początku listopada? Mimo wszystko, jestem pewien, że zastanawialiście się, jakim autem chcielibyście jechać w swoją ostatnią drogę.
To, które zaraz pokażę, ma w sobie nieprawdopodobną dawkę stylu. Może nawet jest zabójczo piękne?
Oto Jaguar E-Type w wersji pogrzebowej. Szukacie adresu zakładu, który nim dysponuje? Nic z tego – to jedyny egzemplarz tego typu, który powstał w bardzo szczególnych okolicznościach.
Wszystko zaczęło się od filmu „Harold i Maude” z 1971 roku. To tam pojawił się identyczny E-Type. Nie został pożyczony od żadnego zakładu pogrzebowego, tylko powstał na potrzeby filmu, opowiadającego o młodym chlopaku wyjątkowo zafascynowanym tematyką śmierci.
Niestety, filmowy egzemplarz został zniszczony w ostatniej scenie, spadając z klifu. Cóz, to jeszcze nie były czasy zaawansowanych efektów specjalnych. Nie przeszkodziło to jednak Amerykaninowi Kenowi Robertsowi w postawieniu pogrzebowego E Type’a w swoim garażu.
Ten kolekcjoner zabytkowych aut (posiada także między innymi Mercedesa z 1934 roku, czy Rolls Royce’a z 1987) postanowił dokładnie odtworzyć takiego E-Type’a. Nie było łatwo – na początku w charakterze bazy kupił model Roadster, by później odkryć, że jednak potrzebuje wersji 2+2 Coupe, która ma dłuższy rozstaw osi.
Po wielu problemach ze znalezieniem odpowiedniej ekipy mechaników, szukaniu części i dokumentacji, a także po wydaniu fortuny, wreszcie możemy podziwiać efekt na zdjęciach wykonanych przez portal Petrolicious.
Oczywiście praktyczność takiej wersji (tak, tak – mówimy o tym „właściwym” zastosowaniu) jest żadna, ale to nie o to tutaj chodzi. Sam właściciel twierdzi, że jego karawan prowadzi się lepiej od roadstera. Jedno jest pewne – Ken Roberts udowodnił, że jeśli chodzi o dążenie do celu, jest w tym śmiertelnie poważny.
Na temat auta powstał także krótki film: