Większość producentów z pokorą przyjęła informację o unijnym zakazie sprzedaży aut spalinowych od 2035 roku. Część zadeklarowała, że pozbędzie się spalinówek wcześniej, a część stwierdziła, że z europejskiego rynku trzeba się zwijać. Wyglądało na to, że niedaleka przyszłość jest elektryczna, ale pojawiły się głosy sprzeciwu.
Sprzeciw, chociaż na dwa różne sposoby, w minionym tygodniu wyraziła Dacia i… premier Czech. To ciekawe, bo po ogłoszeniu decyzji o zakazie przez Unię, żaden producent tego nie podważył. Ta sytuacja pokazuje jednak, że rynek może nie dopasować się do nowych norm tak łatwo, jak życzyłaby tego sobie Unia Europejska.
Czesi nie chcą przejścia na elektryki
Jedna trzecia czeskiej gospodarki to produkcja samochodów. Swoje fabryki ma tam grupa VAG, Hyundai i Toyota, w których pracuje ponad 800 tysięcy osób. Całkowite przejście na produkcję samochodów elektrycznych może pozbawić część tych ludzi pracy. I mówiąc część, mam na myśli nawet 210 tysięcy – tyle osób zajmuje się w czeskich fabrykach produkcją elementów spalinowych układów napędowych. Oczywiście do produkcji silników elektrycznych też potrzeba ludzi – jednak znacznie, znacznie mniej.
Nic dziwnego więc, że unijna decyzja wzbudziła niepokój u naszych zachodnich sąsiadów. W swojej kampanii wyborczej postanowił wykorzystać to obecny premier Czech, Andrej Babiš. Zapowiedział, że nie zgodzi się na unijne postanowienia i będzie walczył o przesunięcie terminu końca spalinowej motoryzacji. Czy faktycznie tak będzie dowiemy się dopiero po wyborach. A czy jego walka przyniesie efekt? Wątpię, ale może wywoła ona więcej głosów sprzeciwu.
Dacia prosi o wydłużenie okresu przejściowego
Samochody elektryczne są drogie. To sprawia, że tanim markom dużo ciężej jest je sprzedawać. Dacia wprowadziła już jeden samochód napędzany prądem na rynek – jest mały, słaby i kosztuje tyle, co dobrze wyposażony Duster. Jak łatwo się domyślić, nie zdominował on europejskich ulic, nawet pomimo tego, że jest najtańszym dostępnym elektrykiem.
Dacia wie, że jej klienci oczekują jak najtańszych, praktycznych samochodów. Wie też, że sporo czasu minie, zanim te warunki zaczną spełniać auta na prąd. Dlatego rumuńska marka ma zamiar prosić Unię o wydłużenie okresu przejściowego do 2040 roku. Do tego czasu miałaby wprowadzać na rynek kolejne hybrydy, a w końcu również stać się całkowicie elektryczna.
Czy to ma sens?
Wygląda na to, że zakaz silników spalinowych będzie bolesny nie tylko dla fanów motoryzacji, ale też dla niektórych producentów samochodów. I chociaż nie mam wątpliwości, że czas na poważnie wziąć się za ratowanie środowiska naturalnego, to martwi mnie droga, jaką obiera Unia Europejska. Wymiana milionów aut na nowe, ciężkie elektryki, które rozpędzają się do setki w 3 sekundy, a do których produkcji zużywa się mnóstwo zasobów i metali ziem rzadkich, nie wydaje mi się najbardziej ekologiczną opcją.
A wy co myślicie? Wolicie za 14 lat jeździć elektrykiem, czy może Sandero z LPG?
Wojciech Kaleta
Zdjęcia: producenci aut