Myślisz, że elektryczne auta nadają się tylko do miasta? Jeep twierdzi, że sprawdzą się też w lasach, rzekach i na pustyniach.
No może nie wszystkie, ale nowy koncept Jeepa pokazuje, że nie ma już takiego segmentu samochodów, który obroni się przed elektryfikacją. Zaprezentowana dzisiaj rano, elektryczna wersja Wranglera Rubicona ma pokazać, że auta na baterie poradzą sobie również w dżungli – nie tylko tej miejskiej.
Jeep Magneto – osiągi
Jeep od dawna zapowiadał elektryczną terenówkę i, z okazji Easter Jeep Safari, w końcu nam ją pokazał. Magneto, bo tak nazywa się ten model, jest autem dosyć nietypowym jak na elektryka. Wyposażone je w tylko jeden silnik elektryczny, który generuje uczciwe 285 KM i 370 Nm. Takie parametry pozwalają na sprint do setki w 6,8 sekundy, pod warunkiem, że kierowca umie szybko zmieniać biegi.
To nie pomyłka – Jeep Magneto, mimo elektrycznego napędu, jest wyposażony w manualną, sześciostopniową skrzynię biegów! Według producenta taka skrzynia pozwoli na więcej w terenie.
Źródłem energii będą akumulatory o pojemności 70 kWh. Nie znamy jednak zasięgu na jednym ładowaniu, a szkoda, na pustyni to może być ważniejsze niż niecałe 7 sekund do setki. Warto wspomnieć, że elektryczna odmiana Wranglera ma deklarowaną głębokość brodzenia identyczną jak w wersji spalinowej – 76 centymetrów. A, byłbym zapomniał, auto poza osiągami imponuje też masą. Waga wersji bez dachu i drzwi to aż 2,6 tony.
Ile kosztuje elektryczny Wrangler?
Tego niestety nie wiemy. Nie jesteśmy nawet jeszcze pewni czy Magneto trafi w ogóle do sprzedaży. Zaprezentowany egzemplarz to dopiero prototyp, ale po wcześniejszych zapowiedziach Jeepa możemy wywnioskować, że wersja produkcyjna jest w drodze. I tylko jedna myśl nie daje mi spokoju. Czy elektryczna terenówka ma w ogóle sens?
Wojciech Kaleta
fot. Jeep